|
| 2016-03-01, 07:07 Jak to jest z tym rozciąganiem
LINK: http://biegaczamator.blog.pl/ | To, że rozciąganie jest bardzo ważne dla każdej osoby tuptającej jest powszechnie wiadome. Każda i każdy z nas, dla których bieganie jest czymś więcej niż trudnym do zrozumienia dziwactwem czy wymuszoną koniecznością spowodowaną gonieniem czy uciekaniem za lub przed różnymi tramwajami, autobusami, wściekłymi żonami czy zazdrosnymi mężami, o różnych zwierzętach nie wspomniawszy doskonale o tym wie. Tak, nie ma żadnej wątpliwości, że rozciągać się trzeba. Technik i sposobów jest wiele począwszy o zwiększonym nacisku jednej nogi na podłoże, do wykorzystania schodków czy innych podpórek wykorzystanych do prawidłowego ułożenia rozciąganej nogi. Dlatego nie chcę tutaj w metodologię wnikać, ale raczej zatrzymać się nad fundamentalnym pytaniem: kiedy.
No właśnie, kiedy się rozciągać: przed czy po treningu, a jak z zawodami? A może w trakcie biegu, nagle w krzaczki i to nie za potrzebą, tylko by się porozciągać? Muszę przyznać, że kiedy się przebiegłem spojrzeniem po różnych portalach to teorii i mądrości znalazłem całe mnóstwo. Każdy ma swoją jedną jedyną i prawdziwą. Kiedy zaczynałem moją przygodę z bieganiem na jednym ze znaczących portali biegowych przeczytałem informację, że tak samo ważne jest rozciąganie przed jak i po. Obecnie, jak widzę następuje odejście od teorii rozciągania przed, skupienia się raczej na po. Przed to raczej rozluźnienie. Muszę przyznać, że zapytałem o to dwóch fachowców, z których porad korzystam, czyli Przemka z Reh Med jako mojej odsieczy rehabilitacyjnej, oraz Andrzeja, jako znawcę tematu samego biegania. I to, że zna się na rzeczy to nie ma żadnej wątpliwości i dokumentują jego wiedzę medale w bieganiu na zdobyte na Igrzyskach Paraolimpijskich. Co prawda on sam przyznaje się do mniejszej ilości niż mu przyznaje np. Wikipedia, ale czy zdobył ich 8 czy „tylko” 5 nie ma chyba aż takiego znaczenia. Mullimedalistą z pewnością jest. No i zapytałem i mam mały dylemat. Przemo stwierdził, że warto przed, a nie po, ale oficjalnie przyznał, że jest rehabilitantem, a nie znawcą biegania. I patrzy od strony ryzyka występowania kontuzji Zgodnie z jego opinią w czasie biegu mogą wystąpić mikrourazy, które na skutek rozciągania mogą się jeszcze pogłębić . Tylko jak sam powiedział, jest to jego opinia jako rehabilitanta, a nie znawcy tematu. Wg niego rozciągać się przed, a po rozluźniać. Tak na marginesie, przeżyłem wczoraj niemały szok, kiedy usłyszałem, że Przemo też zaczyna biegać.
Z kolei Andrzej twierdził krótko: chcąc mieć pewność uniknięcia mikro urazów i kontuzji, to musielibyśmy się przerzucić z biegania na szachy lub ryby. Nasza pasja zawsze będzie obciążona ryzykiem wystąpienia mikro, makro a nawet gigaurazów. I tego ryzyka nie jesteśmy wyeliminować. Jeżeli chcę szybciej biegać i osiągać lepsze czasy to w moim przypadku rozciąganie jest niezbędne głównie po. Przed to trzeba się rozluźnić i odpowiednio nastawić psychicznie. Oczywiście wszystko jest uzależnione od indywidualnych predyspozycji i możliwości każdej tuptającej osoby. Jednak rozciąganie każdemu jest w większym lub mniejszym stopniu potrzebne.. No więc jak to zawodnik, czy raczej w moim przypadku to za dużo powiedziane, bardziej tuptacz pod specjalnym nadzorem podporządkuję się poradom mojego biegowego guru. A jak się przytrafi mikro, makro czy gigauraz? To wtedy pójdę do Przemka i on mnie postawi na nogi. A wtedy wszyscy razem ze mną, a może raczej ze mną na czele będą zadowoleni.
Na koniec sobie dumam jak to jest z tym rozciąganiem i czyja prawda jest bardziej prawdziwa. I myślę, że jest to chyba uzależnione od indywidualnych możliwości każdej osoby tuptającej. Ktoś musi tak, ktoś inaczej a każdy swoją rozciągającą drogę odnaleźć musi, bo każda biegająca swój rozciągający zakres ma. Mamy dwie zasady czy też raczej reguły. Zasada biegowa brzmi tak: przed się rozluźnimy, po się rozciągamy. Zasada rehabilitacyjna jest dokładnie odwrotna: przed się rozciągamy, po się rozluźniamy. Która powinna nam przyświecać? To zależy czy bardziej wolimy być biegaczami, czy raczej rehabilitantami. A może rehabilitowanymi? Diabli wiedzą, ale zapewne obie strony mają rację.
Tak już na zupełny koniec jeszcze jedna refleksja związana ze sportami, gdzie ryzyko kontuzji nie występuje. Z szachami się zgodzę,chociaż też umysł może zaparować, natomiast łowienie ryb pewne ryzyko za sobą niesie. Można sobie np nadwyrężyć nadgarstek zbyt ambitnie kręcąc kołowrotkiem, ukłuć haczykiem czy ryzykować różne zdarzenia, które mogą wystąpić pod wpływem różnych napojów. Gdyż wiadomo, że kiedy nie biorą ryby, to często i gęsto biorą wędkarze.. Oczywiście to taki żarcik, bo wędkarstwo to jest naprawdę fajny i relaksujący sport. Sam kiedyś w czasach młodości z zapałem „kija w wodzie moczyłem”, jak to w gwarze wędkarskiej się powiada. . |
|