|
| mamusiajakubaijasia Gabriela Kucharska Rudawa / Kraków MaratonyPolskie.PL TEAM MaratonyPolskie.PL TEAM
Ostatnio zalogowany 2024-01-30,19:03
|
|
| Przeczytano: 711/1761165 razy (od 2022-07-30)
ARTYKUŁ | | | | |
|
Sięgaj tam, gdzie wzrok nie sięga. Wojowniczka. | Autor: Gabriela Kucharska | Data : 2015-12-07 | Agnieszka
Agnieszka lubi kobiecy styl ubierania. Sukienki, tuniki, leginsy, czasem nawet kabaretki, lubi podkreślać swoje piękne, zgrabne nogi. O nogi dba od zawsze, choć nie ma na ich punkcie obsesji. Po prostu realnie wie, że są ważne i że to jak będzie o nie dbała, determinuje jej życie. Ta dbałość o nogi – zawsze bez najmniejszego choćby włoska – nie jest przejawem próżności, tylko zdrowego rozsądku. Bo Aga zdrowego rozsądku ma tyle, co trzeba. A może nawet w nadmiarze. Nie, nie boi się życia – bardzo swoje życie lubi i czerpie z niego pełnymi garściami. Skończyła studia (trudny kierunek – resocjalizacja), ale po stażu wie, że nie chciałaby w ten sposób pracować. Dlaczego wybrała resocjalizację w Pułtusku? Dlatego, że nie mogła wybrać nic innego. Wtedy jeszcze bała się Krakowa. Zresztą i dzisiaj uważa, że wtedy by sobie w Krakowie nie poradziła.
Patrząc jej kryteriami rzeczywiście mogłaby z tym mieć spory problem. Nie, absolutnie nie jest nieśmiała. To, że urodziła się na podlaskiej wsi, dało jej siłę. Ona wie, że w życiu nic nie dostaje się za darmo. Że jak człowiek sam się sobą nie zaopiekuje, to i inni nie będą zwracać na niego uwagi. Aga wie, że jeżeli ktoś nie lubi i nie akceptuje siebie, to i inni nie będą go lubić i akceptować. I wiedziała to już w liceum. Przedwcześnie dojrzała? Chyba nie – gimnazjalistką była dokładnie taką samą, jak wszyscy. Buntowała się przeciwko losowi, płakała po nocach, miała problem z samoakceptacją i tym, by akceptowali ją inni. Żarty wiejskich chłopaków polegające na podkładaniu nóg wcale jej nie bawiły. Po prostu preferowała inny typ poczucia humoru. W liceum wszystko już było w porządku. Tylko swojego pana od Przysposobienia Obronnego nie lubiła, bo jego troskliwość przejawiała się w dziwny sposób. Ależ absolutnie jej nie molestował i nie czynił jej awansów; po prostu w jej obecności mówił o niej, jak o kimś nieobecnym – A Agnieszka? Co my zrobimy z Agnieszką? – zastanawiał się czasem. To nie było obraźliwe. Ale miłe też nie. On po prostu taki już był.
Poszukiwanie swojej drogi
Po maturze, w Konstancinie zrobiła prawo jazdy. Tam też zetknęła się ze sportem i również tam zaczęła uczyć się księgowości, ale to zupełnie nie była jej bajka – typowa humanistka miała wrażenie, że liczby ją osaczają. Jako kierunek studiów wybrała resocjalizację w Pułtusku. Z miłości przyjechała do Krakowa. No nie, nie z miłości do miasta przecież! To był dobry związek, bardzo lubiły się z matką jej ukochanego. Niedoszła teściowa smażyła nawet dla niej kotlety, bo „Agnieszka nie lubi gotować”. Ale to było dawno. - Rozstaliśmy się, bo uświadomiliśmy sobie, że charakterologicznie zupełnie do siebie nie pasujemy. Nie było innego powodu. Oczywiście, że w przyjaźni!
Bez pracy nie spełnia się marzeń
Co robiła po studiach? Pracowała. Zawsze pracowała, bo lubi pracować. Lubi niezależność, którą daje praca. Najpierw w stowarzyszeniu zajmującym się promowaniem sportu dla niepełnosprawnych. Była referentką i bardzo jej ta praca odpowiadała. To tam wpadła na pomysł, by pojechać na obóz żeglarski. Czy się bała? Nie, raczej była ciekawa. A rodzice? - Mam to szczęście, że mama jest moją przyjaciółką. To ona mnie w dużym stopniu ukształtowała. Nigdy nie dawała mi taryfy ulgowej, miałam wykonywać swoje obowiązki i nie było zlituj. Nie miałam ani większego, ani mniejszego luzu niż moi bracia. „Nie udawaj, że nie masz nóg” wołał mój brat i sprowadzał mnie na ziemię. Tylko przy żniwach nie musiałam pracować. Tak zdecydowali rodzice. Bracia się nie buntowali; byli chłopakami – mówi.
Mama nie miała nic przeciwko jej rejsom żeglarskim; ufała jej i wiedziała, że wszystko będzie dobrze. Przeciwko wycieczkom górskim czy rowerowym też nie, więc Aga realizowała swoją świeżo odkrytą sportową pasję. Potem postanowiła, że zawodowo chce robić co innego, więc zrezygnowała z pracy i znalazła inną. – Tworzę bazy danych. To mi bardziej odpowiada, bo praca zdalna daje totalną wolność. Mogę na przykład przez tydzień w ogóle nie pracować, tylko jechać na obóz żeglarski, a w następnym tygodniu pracuję więcej i nadrabiam. Nikt nie rozlicza mnie z czasu pracy, tylko z jej efektów. To praca stworzona dla mnie, jestem systematyczna, więc nie mam z tym problemów.
Mistrzyni Europy
Systematyczność Agi to też codzienne marsze z kijkami do nordic walking. – Codziennie chodzę 4–5 kilometrów – i rower. Odkąd spróbowała, to go pokochała. Na początku tego roku, lecząc złamane serce, Agnieszka bardziej zaangażowała się w treningi – postanowiła wystartować w Cracovia Maraton. To było wielkie wyzwanie. Czasu na treningi nie było zbyt wiele (niektórzy do maratonu przygotowują się latami), więc postawiła na intensywność. Nie odpuszczała sobie. W tym samym czasie wzięła udział w pokazie mody uznanych polskich projektantów – Gosi Baczyńskiej, Roberta Kupisza, Joanny Klimas, Ewy Minge i innych. Najpierw przez pół roku się do niego przygotowywała; uczyła się stylizacji, makijażu, podkreślania swoich atutów. Czemu? – Chyba każda dziewczyna marzy o tym, by w charakterze super zrobionej modelki przejść po wybiegu we wspaniałej kreacji. Ja po prostu odważyłam się to marzenie spełnić. Zostały mi po nim fajne wspomnienia i piękny, profesjonalny portret na ścianie. Potem był Cracovia Maraton. – Ukończyłam i byłam najszczęśliwszą osobą na świecie. Tylko strasznie bolały mnie potem mięśnie brzucha i miałam potworne zakwasy w rękach – mówi.
W maju wystartowała na rowerze w Pucharze Europy EHC i tym razem udało jej się wygrać swoją kategorię wiekową i zdobyć tytuł Mistrzyni Europy w jeździe indywidualnej na czas! I tego wszystkiego dokonała Agnieszka Harasim, zwykła dziewczyna z podlaskiej wsi!
Jeżeli trochę schudnę
Czy rzeczywiście zwykła? W pewnym momencie zaczęło wokół niej krążyć wielu dziennikarzy. Aga ze śmiechem wspomina pewien wywiad. - Dziennikarka w rozmowie ze mną zapytała, czy rozebrałabym się na plaży. Odpowiedziałam jej, że czemu nie? Tylko najpierw chciałabym troszkę schudnąć. Popatrzyła na mnie, jak na kosmitkę. Jej po prostu chodziło o to, czy nie wstydziłabym się odpiąć protez! - Agnieszka opowiadając to, zanosi się zdrowym śmiechem. Bo taka właśnie jest – akceptująca w pełni siebie i pomagająca innym osobom w zbliżonej sytuacji pogodzić się z losem i ze sobą; dziewczyna, która urodziła się bez obu nóg, a mimo to nie boi się żyć pełnią życia – studiować, jeździć samochodem, pracować, uprawiać sport, żeglować, jeździć na handbike’u i zdobywać na nim tytuły mistrzowskie, chodzić po górach, jeździć na nartach, tańczyć na dyskotekach i pomagać innym współpracując z Fundacją Jaśka Meli „Poza Horyzonty”.
Poza Horyzonty
Pierwszy kontakt Agnieszki Harasim z fundacją miał miejsce dwa lata temu. Jej poprzednie protezy były już bardzo zużyte, a widmo kupna nowych spędzało jej sen z powiek – po prostu nie było ją na nie stać. Szukała wszędzie gdzie się dało sponsorów i wtedy koleżanka powiedziała jej o istnieniu fundacji i że oni pomagają amputantom w kupnie protez. Aga zgłosiła się do nich, została zakwalifikowana do programu pomocowego, a dwa miesiące później uczestnicy drugiej edycji biegu Kraków Business Run pobiegli po nowe protezy dla niej.
Dwa tygodnie później rozpoczął się proces protezowania. – To długi i trudny proces. To, co okazuje się być strzałem w dziesiątkę dla jednej osoby, kompletnie nie sprawdza się w przypadku drugiej – mówi Weronika Gurdek zajmująca się w Fundacji „Poza Horyzonty” koordynacją i współpracą między protetykami a osobami protezowanymi. – Są różne rodzaje kolan, stóp, stawów, lejków na kikut i to wszystko trzeba ze sobą optymalnie zgrać, by człowiek mający używać tej konkretnej protezy, mógł czuć się w niej jak najbardziej naturalnie – dodaje. Fundacja „opiekuje” swoich podopiecznych – znajduje im lekarzy, rehabilitantów, psychologów, prawników. Oni nie tylko dają nowe nogi. Tak naprawdę dają tym, najczęściej młodym, ludziom szansę na nowe życie. – Naszym celem oprócz dania naszym podopiecznym nowych, bardzo dobrych protez, jest wyrwanie ich z kręgu cierpienia i zwątpienia.
Pokazujemy im, że są ważni, że wciąż mogą dokonywać rzeczy wielkich, próbować tych, których wcześniej nie mieli odwagi spróbować; żyć pełnią życia, bo mają do tego takie samo prawo, jak osoby zdrowe. To jest naszą misją – mówi Beata Sowa, odpowiedzialna za PR fundacji. – Czasami prowadzenie jednej osoby trwa całe miesiące, czasem lata. To nie są łatwe historie i chcę podkreślić, że nie celujemy w ilość, ale w jakość pomocy. Na ogół są straszliwie zablokowani. My przepracowujemy z nimi ich traumy, staramy się postawić ich na nogi nie tylko dosłownie, ale i w przenośni. Dając dobre protezy, dajemy wędkę i pokazujemy jak z niej korzystać – dodaje Weronika Gurdek, koordynator do spraw pomocy w fundacji.
Marzenia są po to, żeby je spełniać
Gdy rozmawiałyśmy w lecie, Agnieszka powiedziała mi: „W 2016 roku chcę być wolontariuszką na paraolimpiadzie w Rio de Janeiro. Złożyłam aplikację, mam nadzieję, że zostanę zakwalifikowana.”
Dziś już wie, że nie udało jej się zakwalifikować.
Czy to ją dobiło? Nie, bo Agnieszkę niełatwo dobić, a nawet jeżeli, to otrząsa się nad wyraz szybko. Wzięła udział w tworzeniu kalendarza „Dwunastu Wspaniałych”, na którego stronach zaprezentowali się utytułowani paraolimpijczycy – mistrzowie olimpijscy, mistrzowie Polski, Europy oraz świata: Janusz Rokicki, Mirosław Madzia, Tomasz Hamerlak, Rafał Szumiec, Damian Kulig, Jakub Tokarz, Robert Studziżba, Patrycja Haręza, Karolina Pęk, Jacek Czech, Igor Sikorski i właśnie ona, Agnieszka Harasim.
To są prawdziwi fihgterzy, twardzi ludzie, którzy nie rozczulają się nad sobą, tylko walczą. W sporcie dla niepełnosprawnych, podobnie jak w tym „naszym” też są minima i kwalifikacje olimpijskie, które trzeba osiągnąć. Paraolimpijczycy trudniej mają tylko o tyle, że na sport niepełnosprawnych przeznaczanych jest dużo mniej pieniędzy niż na sport pełnosprawnych, stąd też zdobycie kwalifikacji sportowych nie gwarantuje wyjazdu na paraolimpiadę; czasem po prostu zabraknie miejsc w danej dyscyplinie...
Po wzięciu udziału w tworzeniu kalendarza Agnieszka marzenie o byciu wolontariuszką na paraolimpiadzie zamieniła na marzenie o starcie w Rio, a co za tym idzie – bardzo intensywny trening. Czy uda się jej zdobyć kwalifikację i pojechać? Zobaczymy, ale jako mistrzymi Europy stale poprawiająca swój czas ma spore szanse.
Co oprócz sportu i pracy wypełnia jej życie? Wraz z kolegą zakłada właśnie stowarzyszenie (są na etapie oczekiwania na numer w KRS), które będzie się zajmowało pomocą niepełnosprawnym – głównie kobietom; ciąża, macierzyństwo, seksualność niepełnosprawnych – to są wciąż tematy tabu; trzeba je odczarować. - Czy ktoś kiedyś pomyślał, jak kobieta bez nóg wchodzi na fotel ginekologiczny? – pyta Aga. – No właśnie! – odpowiada sama sobie. |
| | Autor: =Andrzej= , 2015-12-11, 00:07 napisał/-a: Czegoś takiego dawno nie czytałem!!!...w/g mnie komentarz roku 2015 !!!...tekst/treść "powala z nóg" !!! | | | Autor: Piotr Stanek (Fitek), 2015-12-21, 09:55 napisał/-a: Świetny tekst Gabrielo, podaje go dalej. | |
|
| |
|