|
METRYKA WATKU DYSKUSYJNEGO | Dyscyplina | | Status | Wątek aktywny ogólnodostępny | Wątek założył | biegowaamatorszczyzna (2015-08-03) | Ostatnio komentował | snipster (2015-08-03) | Aktywnosc | Komentowano 2 razy, czytano 462 razy | Lokalizacja | | POWRÓT DO LISTY WĄTKÓW DYSKUSYJNYCH
| | | | |
| 2015-08-03, 08:06 Jak pobiec pierwszy maraton?
LINK: http://biegaczamator.blog.pl/ | Na początku, jak zwykle w tym miejscu i czasie. Justyno, a w zasadzie powinienem Pani Justyno, jednak jak piszemy mniej oficjalnie, to bardzo mi przyjemnie, że odwiedziłaś mojego bloga. Na razie nie myślę o rowerze, gdyż ostatnio na nim jeździłem w szkole średniej, a to było ponad 20 lat temu. Ale gratuluję niesamowitego wyniku, który osiągnęłaś. 203 km dookoła Tart, to nie moja liga, nawet się nie poważę pomarzyć. Ale wraz z tysiącami kibiców trzymam kciuki za kolejny sezon, który pomalutku nadbiega, ale bez stresu, bo czasu jeszcze dużo. Komandos Szczurek, słyszałem o tej prognozie pogody, ale jak zerkałem w to, co ma być w Szczecinku, to nawet pokazują „tylko” 23 stopnie. Co ma być to będzie. W końcu mamy sierpień i letni czas
Tak sobie analizuję moje podejście do biegów na poszczególnych dystansach i widzę jak następuje jego ewolucja. Piszę tu oczywiście o podejściu, czy raczej podbiegnięciu. Kiedy zaczynałem biegałem ot tak dla siebie, bez czytania jak, gdzie i dlaczego. Biegłem bo chciałem, bo mnie to rozpalało, było przyjemne. Potem pierwsze starty na 5 km. Także bez zbytniego rozważania, ot udekorowanie cotygodniowych treningów. Potem przyszły dziesiątki, półmaratony. Przechodzenie na kolejne biegowe etapy z każdym nowym rokiem, krok po kroku spokojnie bez szału. W pierwszym roku startów piątki, w drugim dziesiątki i w trzecim półmaratony. Bez szału, przyspieszeń, wszystko zgodnie z założeniami. Cierpliwie zmierzałem do tego najważniejszego, kulminacyjnego startu. I już odliczam dni. Wybaczcie, że tak bardzo tym żyję, ale sny powoli zaczynają przybierać fizyczną postać.
Jak pisałem w dotychczasowych startach nic nie zakładałem. Ot, stawałem w strefie wraz z wszystkimi i na dany znak ruszałem. Biegłem byle do przodu, byle do mety jednym lub czasem zmiennym tempem, a cała reszta nie miała znaczenia. Chociaż jak już kilka osób zauważyło, zazwyczaj biegam jednym, stałym tempem, niezależnie od odległości, którą mam pokonać. Nic nie zakładałem, tylko czułem moc przyciągania strefy mety, nie analizując, nie planując, byle dobiec. Cała reszta nie miała znaczenia. Z każdym rokiem i każdym następnym startem podchodziłem bardziej ostrożnie z coraz większym szacunkiem, obawą, ale także jeszcze większym ogniem pożądania duszę do czerwoności rozpalającą. No i dochodzę do najważniejszego dzisiejszego i najważniejszego w całym tygodniu tematu. Jak pobiec, jaką przyjąć strategię, jak walczyć z 42 kilometrami i 195 metrami? To nie jest zabawa. Ta walka, ten dystans wymaga ogromnego szacunku i dystansu. Wielu lepszych ode mnie biegaczy nie dało rady i się poddało. Czy mi się uda? Nie mam pojęcia, ale analizuję, porównuję i sprawdzam co w necie jest na ten temat napisane i czy mogę coś z tego do siebie odnieść. I oczywiście znajduję dużo mądrych porad, ale wszystkie ogólne i tak mądre, że aż boję się do nich odnieść. Generalnie jest napisane, że będzie walka, ból, cierpienie i łzy, ale że trzeba to przełamać. Gdzieś nawet dojrzałem plan treningowy zakładający, że do maratonu powinno się podbiec dopiero w czwartym roku biegania
http://www.maratonypolskie.pl/mp_index.php?dzial=8&action=8&code=2438
. Zgodnie z tym założeniami do półmaratonu powinienem podbiec dopiero w tym roku. Ok jestem rok dalej, więc już nic nie poradzę.
Z kolei ze strony praktyków usłyszałem, że warto pobiec spokojnie nie spieszyć się, nie dać się porwać pędzącemu przed siebie tłumowi. Ot biec swoje na bardzo spokojnym tempie, a przyśpieszyć dopiero po 30 km. Wtedy już ostro. Ja tak sobie dumam, że chyba w ogóle sobie odpuszczę ostro. Pobiegnę na dużym luzie i spokoju, a czy uzyskam czas do 4, powyżej 4 czy nawet w okolicy 5 godzin nie będzie miało znaczenia. Cel jest jeden. Przebiec, bez zatrzymania, nawet gdy drobić stopami przyjdzie. A kiedy dobiegnę i pokonam pierwszy, o walce z czasem będę myślał przed poznańskim Królewskim Dystansem. I chyba to będzie najrozsądniejsze wybiegnięcie z sytuacji. A może ktoś ma wizję, jak ten pierwszy przebiec? Analizuję, rozmyślam, próbuję przetrawić. Trochę jak wątpliwości i obawy przed pierwszym stosunkiem, czyż nie? Ok już może nie rozwijam tematu.
Podochodzę, a w zasadzie podbiegam prosto. Nic nie zakładam, biegnę, a w zasadzie drobię swoje, a co dobiegnę, jeżeli tak będzie, to będzie moje. Jak widać Szczecinek już także żyje biegiem. Ciekawy tekst na ten temat znalazłem na stronie Urzędu Miasta: http://www.szczecinek.pl/pl/news/szczecinecki-weekend-biegowy-ko%C5%84cowe-odliczanie . Ciekawie się zapowiada, kurtyny wodne, 80 wolontariuszy zapowiedź przybycia kibiców, oj będzie się działo. Jak ktoś poczuł ogień, to zapraszam. Mam wrażenie, że warto. |
| | | | | |
| 2015-08-03, 09:20
z pierwszym maratonem w życiu amatora to wg mnie powinno to być tak, jak wejście do nieznanego, ciemnego pokoju...
można wejść z impetem i potknąć się od razu o próg, a można też z głową, trochę bardziej uważnie i z pokorą.
Oczywiście są ekstrema, jeden pobiegnie szybciej od wyliczeń kalkulatorów, inny wolniej... jednak ten pierwszy maraton powinien być na względnym luzie, z mini zapasem, aby skosztować i poznać ten dystans, poznać swoje ciało.
Resztę zweryfikuje pogoda, dyscyplina na początku, logistyka na trasie z wodopojami... |
|
|
|
| |
|