|
| Przeczytano: 550/2366150 razy (od 2022-07-30)
ARTYKUŁ | | | | |
|
Po 8 latach Londyn | Autor: Andrzej Wojakowski | Data : 2015-05-01 | Start w londyńskim maratonie był moim marzeniem od wielu lat. Zacząłem brać udział w loterii „biegowej” już od 2007 roku, rokrocznie, jednak bez sukcesu. Dwa lata temu pomyślałem że trzeba spróbować inaczej. Jak to Polak, jak nie możesz wejść drzwiami, to spróbuj oknem, albo przez piwniczne okienko, lub ostatecznie przez komin. Oczywiście swojego udziału nie planowałem środkami finansowymi np. poprzez sporą kwotę dotacji na fundusz walki z rakiem, czy poprzez pakiet z drogiego biura podróży, ale jako normalny uczestnik.
W ubiegłym roku nie udało się mnie wystartować, ale ponowiłem próbę raz jeszcze i wreszcie w drugiej poł. ubiegłego roku uzyskałem to co chciałem – „entry” to Virgin Money London Marathon, ale jakim sposobem, to już moja tajemnica. W Grudniu ub. roku zapłaciłem startowe, kupiłem bilet LOT-u (co za serwis posiłkowy na pokładzie, tylko dla odchudzających się, szklanka wody i najmniejszy możliwy wafelek Prince Polo, reszta w dosyć „niebiańskich” cenach, ale pragnę też podziękować personelowi pokładowemu, że w drodze powrotnej zostałem poczęstowany lampką koniaku dla celebracji mojego medalu).
Treningowe przygotowania zacząłem już od 1 Lis. ub. roku i trenowałem b. systematycznie, a w ostatnich 2 m-cach zacząłem bardziej zaawansowany trening. Wszystko szło jak w szwajcarskim zegarku, ale tylko do dn. 29 Marca br.. Lekki ból mięśni w lewej łydce uniemożliwił mnie odbycie wielu treningów, strata nie do odrobienia, zwłaszcza w ostatnim m-cu przed maratonem. A plany miałem ambitne, najlepiej zejść poniżej 3h, albo ustanowić rekord życiowy, a wreszcie, na czym mnie szczególnie zależało, aby zejść poniżej 3:15. Dlaczego, zainteresowani maratonami z serii WMM wiedzą.
W czwartek przed maratonem udałem się do wschodniego Londynu, gdzie w ogromnym centrum targowym ExCeL odebrałem swój nr startowy (25085) i chip na buty (zupełnie inny niż dotąd spotykałem, prostokątny, ok. poł. karty kredytowej). Oczywiście pokręciłem się po targach EXPO, popijając i degustując próbki towarów prezentowane przez wystawców. Oczywiście dałem też szansę szczęściu biorąc udział w kilku loteriach i zebrałem trochę różnych ulotek. Na targach dużo było stoisk organizacji dobroczynnych zbierających pieniądze na szczytne cele, np. na walkę z różnymi chorobami. Organizacja targów jak i w ogóle całego maratonu było wg mnie perfekcyjne, żadnych błędów, uchybień. Dużo było pomocnych wolontariuszy i osób z miejskich służb z praktycznymi informacjami, (np. nr startowy BIB zapewniał od 6.50 do 17.00 bezpłatny transport po całym Londynie wszystkimi środkami transportu miejskiego, był nawet specjalny transfer kolejowy w pobliże miejsca startu). Dlaczego np. w Warszawie nie można tego uzyskać, podobno rozwijamy się dynamicznie (tak podają główne media), ale w organizacji maratonów mamy jeszcze wiele do nadrobienia, trzeba się dalej starać.
Startowałem z tzw. zielonej strefie, a miałem przyjemność być rozstawiony w pierwszej zonie. W maratonie brało udział wielu celebrytów, dla mnie największym wydarzeniem było zobaczenie Pauli Radcliffe, aktualnej od 2003 roku rekordzistki świata na tym dystansie wśród kobiet. Niektórzy biegacze byli ciekawie poprzebierani np. za czerwoną budkę tel., za budkę policyjną, ja mijałem na trasie cowboya, ale największe wrażenie zrobił na przed startem osoba biegnąca jako wielki struś (widziałem osobiście miał wewnątrz korpusu strusie jaja) Pogoda do maratonu wymarzona, w nocy spadł deszcz, było mokro, pochmurnie, dosyć chłodno. Trasa w Londynie, chociaż trochę kręta, ale bez podbiegów i co ważne na b. niskiej wysokości względem morza, wyśmienita wg mnie do ustanawiania rekordów. Biegaczy było ponad 37 tys., którzy startowali z trzech stref (czerwona, zielona i niebieska).
Punktualnie sygnał do startu o godz. 10.10, przez pierwsze 8 km trzymam się niedaleko pacemakrea na czas 3h, ale potem „ zielony żagielek” oddalił się poza mój zasięg wzroku. Na trasie było b. dużo kibiców, w niektórych miejscach tłumy dopingujących, wiele razy ja słyszałem (chyba się nie przesłyszałem) jak krzyczano przy mnie „Go Andrzej”, chyba chwilę wcześniej sprawdzano mój nr na komórce i w ten sposób dodatkowo dopingowano mnie. Do połowy biegnie mnie się całkiem dobrze, półmetek osiągam z czasem 1:33:17, jednak o żadnych ambitnych zamierzonych celach nie ma mowy, wychodzą braki treningowe, chociaż lewa łydka nie bolała mnie przez cały bieg. Po drodze mija się wiele ciekawych miejsc, ja jednak nie rozglądałem się, koncentrowałem się na trzech niebieskich markerach pomalowanych co kilkanaście metrów na jezdni, wyznaczających optymalną trasę.
Z ciekawych miejsc mijałem halę O2, a niezapomnianym dla mnie wrażeniem było przebiegnięcie przez Tower Bridge. W drugiej połowie biegnie mnie się wolniej, wiele osób mnie wyprzedza, ja jednak staram się biegnąć takim tempem na jakie mnie stać dzisiaj. Tylko raz zatrzymałem się, po 35 km, przeszedłem kilkadziesiąt metrów i dalej pobiegłem, a drugi raz stanąłem na tylko na chwilę po 21 mili, aby wypić drugi żel (Lucozade Sport Carbo Gel), pierwszy wypiłem w biegu po 14 mili. Trasa była doskonale oznakowana, każda mila to wielka biało-czerwono-niebieska brama na trasie, a km co pięć, na tych oznaczeniach był pokazywany upływający czas od startu (ale często też widziałem pojedyncze oznakowane km). Wiele razy korzystałem z nawodnienia, izotonikem Lucozade Sport lub wodą Buxton Natural Mineral Water podawaną w plastikowych, otwartych butelkach.
W niektórych miejscach indywidualni kibice częstowali biegaczy słodyczami czy cząstkami pomarańczy. Zbliżam się do centrum, biegnę wolniej, ale nie chcę stanąć. Pod koniec biegu piękny widok na Big Ben, jest już blisko mety, a od ostatnich 800 m oznaczenie jest co 200 m, ile do końca. Mijam pomnik przed Pałacem Buckimgham i wpadam na finiszową The Mall. Uzyskuję czas 3:23:33, mimo wcześniejszych perypetii z lewą łydką i związanymi z tym brakami treningowymi (w ostatnim m-cu przed biegiem wykonałem tylko 20% zaplanowanej mojej normy treningowej), uważam że uzyskałem całkiem przyzwoity czas. Chyba w maratonach z serii WMM biegam jak automat, bo różnice czasowe w moich maratonach między Bostonem, Nowym Jorkiem i Londynem wynoszą tylko 63 sek. Po finiszu medal wręcza mnie piękna młoda blondynka, następnie robię sobie pamiątkowe zdjęcie z medalem (fotograf z serwisu MarathonFoto).
Dalej to już tylko proza życia. Odebrałem torbę z koszulką finiszową i artykułami żywnościowymi, przebrałem się, jednak każde głębsze schylenie się to wysiłek dla mnie, szybko udaję się do metra, co by przyjechać do apartamentu osoby goszczącej mnie. Dalej prysznic, lekki gorący posiłek, celebracja medalu z moim gospodarzem lampką wina i dalej transfer autobusem, metrem na Heathrow (wciąż korzystam z numeru startowego jako biletu, niby nie tak wiele, ale dzienny bilet w Londynie kosztuje 12£). Wszystko udaje się znakomicie tylko na lotnisku w ogóle nie sprzedają piwa, a ja obiecałem synowi puszkę Guinnessa. Mając tylko podręczny bagaż nie mogłem kupić go wcześniej.
A teraz trochę statystyki. Zająłem w klasyfikacji generalnej miejsce 4907 (na 37675), w klasyfikacji męskiej 4338, a w swojej grupie wiekowej M55-59 byłem 119 (na 984).
Moja wizyta w Londynie była podporządkowana oczywiście startowi w maratonie, ale nie samym biegiem żyłem. W czasie mojego 4 dniowego pobytu byłem m. in. w muzeum K. Dickensa (aktualnie czytam jego książkę „Małą Dorrit”), byłem na przedstawieniu baletowym „Córka źle strzeżona” w Covent Garden. Zwiedziłem Tower of London, byłem również w trzech galeriach obrazów, głównie oglądałem malarstwo impresjonistów. A w sobotę oglądałem mecz na Stadionie Loftus mecz Premiership pomiędzy QPR a West Ham United (niestety bez bramek, 0:0), ale zobaczyć mecz ligi angielskiej to była dla mnie duża frajda.
Udział w Virgin Money London Marathon 2015 był moim czwartym maratonem z serii World Marathon Majors (w 2007 r. roku biegłem również w Berlinie). Zostało mnie tylko, a może aż, 2 maratony z serii WMM (Chicago i Tokio). Ale ze względu na wysokie koszty podróży nie wiem kiedy dojdą one do skutku. Korzystając z prezentacji mojej relacji na stronie www.maratonypolskie.pl zwracam się z zapytaniem o możliwość sponsorowania w/w dwóch maratonów z serii WMM przez firmę , instytucję, czy osobę prywatną w zamian np. za reklamę na koszulce biegowej, szczegóły do ustalenia. Ewentualny kontakt poprzez redakcję portalu biegowego.
Mój bieg w Virgin Money London Marathon 2015 dedykuję mojemu synowi Tomaszowi, aby jego egzaminy maturalne wypadły jak najlepiej.
|
| | Autor: pas72, 2015-05-02, 00:14 napisał/-a: Mógłbym powiedzieć, jak tanio dostać się do Tokyo, ale to moja tajemnica. | | | Autor: Ryszard N, 2015-05-03, 08:56 napisał/-a: Mam podobne odczucia. To jedyny akapit w tej relacji który zwrócił moją uwagę,... | |
|
| |
|