|
| Krzysiek_biega Krzysztof Bartkiewicz Toruń MaratonyPolskie.PL TEAM
Ostatnio zalogowany 2024-08-23,07:35
|
|
| Przeczytano: 878/395516 razy (od 2022-07-30)
ARTYKUŁ | | | | |
|
Wywiad z Pawłem Szymanderą | Autor: Krzysztof Bartkiewic | Data : 2012-06-15 | Rozmawiamy z Torunianinem Pawłem Szymanderą, reprezentantem Polski w biegach ultra, 19 zawodnikiem Mistrzostw Świata w biegu na 100km rozegranych w tym roku we włoskim Seregno. Jak przygotowywał się do tego startu, i skąd nagle zamiłowanie ultradystansów? Z Pawłem rozmawia Krzysztof Bartkiewicz.
P.SZ. - Paweł Szymandera
K.B. - Krzysztof Bartkiewicz
Zdjęcie pochodzi z portalu www.bieganie.torun.plP.SZ. - Zaczęło się gdy miałem 12 lat od zawodowej gry w hokeja. Trenowałem go w okresie juniorskim do 23-go roku życia, 2-3 razy w tygodniu. Później w okresie seniorskim to już była moja samodzielna praca tak naprawdę. Trenowałem dwa razy dziennie. W lidze grałem trzy lata. W Toruniu to był Pomorzanin, później Towimor i Metron, na którym się moja przygoda z hokejem zakończyła w 1996 roku.
K.B. - Co było powodem zakończenia kariery? Byłeś wówczas jeszcze bardzo młodym zawodnikiem.
P.SZ. - Nie byłem jakimś tam rewelacyjnym zawodnikiem, a ostatecznym powodem tego było sprawdzanie do klubu kilku zagranicznych zawodników: Rosjan, Ukraińców, Białorusinów. Wówczas nie było dla mnie już w pierwszym składzie miejsca, choć miałem ewentualnie możliwość przeniesienia się do innego miasta, co nie bardzo mi odpowiadało. Ponadto klub bardzo kiepsko wówczas stał, borykał się z problemami finansowymi, więc postanowiłem zakończyć przygodę z hokejem w wieku 23 lat.
K.B. - Czy to prawda, że powodem odejścia była też dłuższa kontuzja?
P.SZ. - Uraz z kolanem był później, gdy skończyłem już karierę hokejową. Bardzo lubiłem grać w piłkę nożną i graliśmy w lidze szóstek. Spotykaliśmy się na sali raz w tygodniu by grać w piłkę. No i podczas jednego z meczy na Świętopełka skręciłem kolano. Miałem zerwane wiązadła, uszkodzona została łąkotka. Konieczna była rekonstrukcję wiązadeł - do dziś mam śruby w kolanie.
Problemy z kolanem odnowiły się w 2000 roku. Ich przyczyna, jak sądzę tkwiła w tym, iż wcześniej, gdy grałem w hokeja, byłem wytrenowany i na odpowiednie partie mięśni stosowałem odpowiednie ćwiczenia. Później, gdy po dłuższej przerwie zacząłem grać amatorsko w piłkę, nogi już nie były takie silne, nie było właściwego treningu na siłowni. Grając na jednym z meczy, w jednym ze starć na Świętopełka, nieszczęśliwie stanąłem na kępie trawy. Poczułem potworny ból w kolanie. Okazało się, że została uszkodzona łąkotka i zostały zerwane wiązadła. Na początku 2000 roku miałem operację w Toruniu, rok później następna operacja łąkotki, a w 2003 roku kolejny raz trafiłem na stół operacyjny bo mi się kolano w pracy zablokowało.
Wówczas miałem usuniętą część łąkotki. Kilka miesięcy później udało się zdobyć termin na rekonstrukcję wiązadeł i tak też się stało. Rehabilitacja trwała bardzo długo, bo prawie rok. Ścięgna się rozeszły a noga była lekko przykurczona.
K.B. - Czyli to był koniec ze sportem, czy próbowałeś coś z sobą robić?
P.SZ. - Jedyny sport jaki uprawiałem, to jazda na rowerze stacjonarnym, miałem pół roku zwolnienia, więc czasu było dosyć dużo. Wprowadziłem jeszcze do tego rozciąganie z gumową taśmą. To było wszystko, na co mogłem sobie wówczas pozwolić.
K.B. - Wróćmy teraz do głównego tematu naszej rozmowy. Bardzo dobrze spisujesz się w biegach na 100km. W jaki sposób zapoczątkowałeś swoją przygodę z bieganiem?
P.SZ. - Już w młodszych latach, kiedy jeszcze grałem w hokeja, przez głowę mi przechodziła myśl żeby przebiec maraton. Później gdy jeszcze grałem w piłkę, chodziłem do lasu żeby pobiegać, tak tylko 2-3 km. W 2001 roku zmieniłem pracę, i myśl o starcie w maratonie coraz bardziej mnie kusiła. Później przyszły jednak kolejne operacje kolana automatycznie odsuwały ode mnie tą myśl. Po rehabilitacji koleżanka z pracy zadeklarowała pomoc w przygotowaniu mnie do debiutu w maratonie. Z pomocą jej męża - doświadczonego maratończyka, Bogusława Kuźby który do dnia dzisiejszego jest moim trenerem, rozpocząłem treningi.
K.B. - Wspomniałeś o Bogusławie Kuźbie, on chyba nie ma uprawnień trenerskich, nie przebiegł też nigdy 100km, a mimo to potrafi Ciebie znakomicie przygotować do startu?
P.SZ. - Boguś legitymuje się życiowym wynikiem w maratonie ok 2.35 - miał dużą styczność ze znakomitymi zawodnikami z Bydgoszczy, z którymi wówczas trenował (Huruk, Marczak, Misiewicz). Ponadto jest wielkim pasjonatą sportu, nie tylko biegania, ale również i hokeja. Posiada ogromną wiedzę na ten temat, do dziś rozpisuje mi plany - jak widać ze znakomitym skutkiem. Z setką miał styczność w szwajcarskim Biel.
K.B. - Opowiedz jak nam historię swojego debiutu w maratonie.
P.SZ. - W sierpniu 2006 roku rozpocząłem przygotowania pod okiem Bogusława Kuźby. Pobiegłem najpierw półmaraton w Pile na Mistrzostwach Polski gdzie uzyskałem wynik 1:19. W październiku wziąłem już udział w maratonie w Poznaniu i warto wspomnieć o tej sytuacji. Pojechałem tam wraz z moim trenerem. Przed biegiem ustalaliśmy jak biec. Strategia międzyczasów dawała wynik końcowy w okolicach 2:52.30. Dobiegam na metę, patry na zegarek, a tu mam... 2:52.32 :-) Tak więc różnica błędu 2 sekundy :-)
Do dziś wspominamy jak to było, że plany były na taki czas, a przebiegłem 2 sekundy wolniej. Przy czym warto podkreślić, że styczność z maratonem miałem rok wcześniej u Kazia Musiałowskiego, gdzie podczas zapisów na półmaraton, kolega z którym się zapisywałem namówił mnie na maraton. Tak więc bez przygotowania postanowiłem ukończyć u Kazia maraton z wynikiem końcowym 3:42.
K.B. - Ile przebiegłem wcześniej zaliczyłeś maratonów zanim targnąłeś sie na setkę?
P.SZ. - Myślę, że było to jakieś 10 maratonów.
K.B. - Skąd myśl o starcie na dystansie 100 km?
P.SZ. - Wiedziałem, że takie są takie biegi organizowane, i pojawiła się chęć sprawdzenia swoich sił na takim dystansie. W 2009 roku, kiedy w październiku miała być setka w Kaliszu, 2 miesiące wcześniej zacząłem się przygotowywać trenując 2 razy dziennie.
K.B. - Pamiętam, po pierwszej setce mówiłeś, że już nigdy więcej takiego dystansu?
P.SZ. - Zgadza się, po maratonie czasami też tak mówię. Będąc na 35-37 km, gdzie się w miarę dobry czas osiąga... zaczynasz odczuwać znaczne zmęczenie i myślisz wówczas sobie: po co ja się tak męczę? Ale kiedy wbiegasz na metę, zajmiesz jakieś wysokie miejsce - to jednak jest z tego satysfakcja. W Kaliszu biegnąc pierwsze 10km do Blizanowa było ok, później było 6 okrążeń piętnastokilometrowych. Wówczas przy pierwszych czterech okrążeniach czułem się dobrze, biegnąc przedostatnia pętlę, kryzys pojawił się po 70km.
Już wtedy mówiłem sobie, że setek na pewno nigdy więcej nie będę biegał, to jest zbyt duże obciążenie :-) Zajmowałem wówczas wtedy wysokie szóste miejsce, miałem tylko taką myśl: jeszcze tylko niespełna 30km... Kiedy wbiegłem na ostatnią pętle, to miałem tylko jedną myśl, że skoro postanowiłem wbiec na to ostatnie okrążenie, to trzeba je dokończyć. Wtedy totalnie nie czułem już nóg, po co była mi ta setka? Nigdy więcej... - tak myślałem.
Dobiegłem do 95km. Wtedy na trasie dopingował mnie Bogdan, mobilizował mnie do wysiłku żeby się tam sprężyć. Rozpoczynając ostatnie okrążenie, miałem około 17 minut straty do prowadzącego, kilka kilometrów przed metą strata była 3-4 minutowa. Kiedy go zobaczyłem, dostałem bodźca i chęć mobilizacji we mnie się wzmogła. Do wykrzesania z siebie zapasów energii jaki mógł mi jeszcze pozostać w organizmie. Na 98km, kiedy awansowałem na pierwsze miejsce, to prawdę mówiąc było mi wszystko jedno czy będę pierwszy czy drugi. Wbiegłem na
metę i ciągle sobie powtarzałem: nigdy więcej takiego dystansu.
Rozmawiając jeszcze przy dekoracji z Mariuszem Kurzajczykiem - Dyrektorem Biegu – potwierdziłem, iż był to ostatni mój taki bieg...
K.B. - Były to jeszcze jednocześnie Mistrzostwa Polski, przybiegłeś pierwszy, ale nie miałeś medalu. Czy nie czujesz jakiegoś żalu do PZLA, że są tak absurdalne przepisy, iż żeby móc rywalizować o medale trzeba należeć do klubu i mieć tzw. sztywną kartę?
P.SZ. - Przepisy są jasne i wyraźnie określono kto może startować w Mistrzostwach Polski. Jadąc do Kalisza, byłem świadomy zapisów regulaminu, wtedy nawet przez myśl mi nie przeszło, że mogę pokonać chłopaków którzy byli wtedy w reprezentacji (Romek Elward czy Darek Guzowski)
K.B. - Czy PZLA wspiera WAS?
P.SZ. - Jadąc na Mistrzostwa Świata mieliśmy zagwarantowany sprzęt i przelot, organizator zapewnia noclegi i wyżywienie, ale finansowo w inny sposób nas nie wspiera.
K.B. - W jaki sposób się przygotowujesz do biegu ultra, jeździsz na obozy?
P.SZ. - Przed Winschoten pojechałem w góry do Gliczarowa, trenowałem tam tylko przez 12 dni. Rano szedłem na trening, biegałem kilkanaście kilometrów, wracałem, odpoczynek i po południu udawałem się na drugi trening.
K.B. - Widzę, że trenujesz nietypowo. Znam osobiście Jarka Janickiego i on opiera się na jednym, ale konkretnym treningu, gdyż setka nie jest na raty i powinno się trenować raz, a porządnie, nie rozdrabniać się. Mimo, że trenujesz dwa razy dziennie - potrafisz uzyskać dobry wynik na setce.
P.SZ. - Bogusław Kuźba przygotowuje dla mnie plany i myślę, że coś w tym jest. Rano przebiegam 15km, następne po południu udaje się pokonać jeszcze 20-35km. Tak więc sumując wynik wychodzi nawet około 50 km dziennie. Mógłbym biegać owszem jednorazowo biegać 35-40km dziennie, ale pracując od 7 rano do 15 po południu nie mam takiej możliwości, gdyż niewiele czasu miałbym dla siebie.
K.B. - Jarek nie pracuje zawodowo. Też jestem tego zdania, iż trenując raz dziennie możesz wykonać bardziej konkretny i dłuższy trening, masz czas na regenerację i możesz właściwie się odżywiać. Dzieląc trening na części, nie masz czasu na odpoczynek, nie możesz sobie pozwolić po pierwszym treningu na obfity posiłek, bo musisz mieć siłę na drugi trening...
P.SZ. - Tak, z tym, że też mam długie treningi. Tak jak teraz, kiedy przygotowywałem się do MS w SOLENIO, miałem treningi 2 razy dziennie, ale też raz w tygodniu stosowałem trening jednorazowy 40-50 km.
K.B. - Wspomniałeś o porannym treningu, idąc na siódma do pracy. O której godzinie masz pierwszy trening?
P.SZ. - Na czczo ok. piątej rano pobudka (nie mam raczej problemu ze wstawaniem o tak wczesnej porze dnia). Około 5.20 wychodzę na godzinne rozbieganie, robiąc 10-15km zdążę jeszcze szybko po treningu zjeść delikatnie śniadanie w domu lub dopiero w pracy. Mam pracę siedzącą i pracując na komputerze mogę swobodnie się posilać.
Z reguły mam ustalone godziny posiłków. Śniadanie pochłaniam chwilkę przed siódmą, drugi posiłek około 11 czy 12, około 13-14 też coś przekąszę, posiłek typu banan, jabłko, czy też twarożek bądź coś na ciepło np. naleśnik. Kiedy wracam do domu ok. 15.30 od razu szykuje się na trening. Po treningu ok. 18-tej (w zależności od tego, jak długo trwa trening) ostatni posiłek, bo innej możliwości, przy pracy niestety nie mam. Inaczej byłoby gdybym zamawiał obiad do pracy co znacznie może ułatwiłoby mi zgromadzić energię na trening.
K.B. - Czy stosujesz jakieś diety?
P.SZ. - Przygotowując się do setki dbam o to, żeby było więcej ryżu, makaronu, mięsa gotowanego. Są warzywa i owoce, mniej z kolei jem mięsa pieczonego i unikam czerwonego mięsa. Oczywiście zdarza mi się nie przestrzegać tych zasad i czasami zjem nawet coś z grilla, ale nie wpływa to raczej drastycznie na moje wyniki.
K.B. - Wielu ultramaratończyków bazuje na samym kilometrażu. Jak to wygląda u Ciebie? Czy urozmaicasz treningi interwałami itp.?
P.SZ. - Przed setką biegam 2 razy dziennie, rano jest to zwykle jak już wcześniej wspomniałem 12-15km bez biegania na czas, natomiast wieczorem bieganie typu 20, 25, 35km i tak przez 2-3 tygodnie. Następnie biegam raz dziennie przez około dwa tygodnie i następnie w lutym znowu były podwójne treningi. Np. poniedziałek, wtorek - podwójny trening, środa długie wybieganie, czwartek podwójny, piątek jakiś lżejszy trening typu 20 km, a w sobotę dłuższe wybieganie typu 50km.
K.B. - Biegasz na samopoczucie?
P.SZ. - Są trzy zakresy, ja w trzecim zakresie biegam 4.20-4.30/km, to jest takie wybieganie w przygotowaniach do setki. Później, jak pozostaje okres 6 tygodni do startu, zmniejsza się kilometraż i przechodzę w rytmy. Są to interwały kilometrowe jak i cztero kilometrowe. Np 4km biegu na przerwach dwu kilometrowych. Zresztą pokażę Ci mój zeszyt treningowy.
K.B. - O! Widzę tutaj 10km w 50 minut, czyli bardzo jak na Ciebie spokojnie...
P.SZ. - Z tym, że biegam z GPS i z tym pomiarem jest różnie, nie mam idealnie wymierzonych tras, więc ciężko określić jaki faktycznie pokonałem dystans. W okresie przygotowawczym mam tutaj 4 razy 3km z przerwą 2km (10.47, 11.00, 10.54, 10.55). Później 15 razy minuta były interwały, 2 razy 4km z przerwą 3km, 10 razy 500m, 10 razy 1km w tempie 3.30-3.35 z przerwą 1km w truchcie (ok 4.40), ponownie 4 razy 3km z tym, że nieco szybciej (10.26, 10.30 czyli 3.30/km wychodziło). Robię też przebieżki zwykle na koniec treningu długości 100m + przerwa i tyle samo w truchcie.
K.B. - Pierwszą setkę miałeś w 7:17, a obecnie 7:03. Bzy coś się zmieniło jeżeli chodzi o sam trening, że taki postęp zrobiłeś?
P.SZ. - W przygotowaniu do pierwszej setki nie miałem treningów 50 kilometrowych, organizm nie był wtedy przyzwyczajony na takie obciążenie. Byłem wówczas po maratonie i organizm nie był przygotowany do takiego wysiłku. Przygotowując się do następnej setki w Madrycie, było trochę więcej tych kilometrów, przygotowując się do Winschoten już miałem na treningu odcinkach 45km. Tak więc treningi wydłużałem wraz ze stażem treningowym. Przygotowując się do Seregno było to już 50km na jednej jednostce treningowej.
K.B. - Planując bieg na 100km, który to bieg zwykle rozpoczyna się o 6-7mej rano, ciężko jest zorganizować się tak, żeby nie biec z pustym żołądkiem, na głodzie, a i jednak zjeść śniadanie przed startem. Jak to wygląda u Ciebie?
P.SZ. - W Kaliszu start był o 6-tej rano, więc śniadanie zjadłem o 4-tej. Zamówiliśmy wówczas rosół z makaronem i gotowany drób. Bo na te 7h trzeba mieć jakieś odpowiednie paliwo. W Madrycie z kolei był tylko suchy prowiant i na śniadanie zjadłem tylko 3 kanapki z serem. Będąc w Winschoten posiliłem się również kanapką z serem i odrobiną makaronu, a przed ostatnią setką w kwietniu będąc we Włoszech śniadanie typowo kontynentalne na słodko, ciasto typu naleśnikowe ewentualnie kanapka z serem, żadnych wędlin i żadnego
makaronu.
To mi w zupełności wystarczało. Na szczęście organizm mam tak przystosowany, że podczas biegu nie odczuwam głodu i całą setkę potrafię przebiec korzystając z samej wody do picia i glukozy. Przy czym mając swój serwis korzystam tylko z izotoników przez siebie przygotowanych. Jeżeli nie ma takiej możliwości, to korzystam z punktów odżywczych przygotowanych przez organizatora i to mi w zupełności wystarcza.
K.B. - Biegnąc 7-8h wiele zawodników ma problem z utrzymaniem rąk. Jak to wygląda u Ciebie, czy korzystasz z jakiejś siłowni?
P.SZ. - Nie, nie korzystam. Być może jest to baza treningowa pod hokej, gdzie wiele czasu spędzałem na siłowni. Być może pomagają mi w tym ćwiczenia typu pompki, brzuszki, ale nigdy nad tym się nie zastanawiałem, bo osobiście mnie ten problem się nie dotyczy. Oczywiście, od czasu do czasu się je rozluźnia.
K.B. - Jak wygląda u Ciebie regeneracja? Żeby utrzymać taki poziom trenując 2 razy dziennie i do tego jeszcze pracując, chyba ciężko byłoby mi utrzymać tak wysoki sportowy poziom...
P.SZ. - Na pewno o odnowę dbam. W okresie przygotowawczym korzystam z masaży i basenu. W tygodniu nie ma na to czasu, ale w weekendy staram się wyszukać trochę czasu na regenerację. Kładę się spać około 22:00, i sen też ma swoje kluczowe znaczenie. Jeżeli kładę się spać, a Bogdan poświęcił swój czas na ułożenie dla mnie planu treningowego, wiem że muszę go wykonać. Nie ma tutaj miejsca na jakąś pobłażliwość.
K.B. - Trenujesz bez względu na warunki atmosferyczne i samopoczucie?
P.SZ. - Rzadko się zdarza żebym sie źle czuł. W takich sytuacjach odpuszczam trening, ale trenuję bez względu na warunki atmosferyczne. Rzadko się źle czuję, o czym świadczy fakt, że w styczniu miałem tylko 2 treningi odpuszczone i 930 km przebiegniętych. W lutym z kolei 2 dni wolne zaplanowane i 730 km, a w marcu 766 km czyli od stycznia do marca 2500km.
K.B. - Nie dotykają Cię kontuzje? W jakich butach biegasz i jaki w nich robisz kilometraż?
P.SZ. - Moją ulubioną marką jest Saucony. Do treningów używam Saucony i Asics, do lasu używam butów trekkingowych. Myślę, że z 3 pary butów treningowych w ciągu roku zmieniam, oraz 3 pary startowych. Kontuzje na szczęście mnie omijają.
K.B. - Z tego co wiem nie masz rodziny. Czy karierę sportową postawiłeś ponad wszystko?
P.SZ. - Tak się w moim życiu ułożyło, że nie znalazłem parterki, która by zaakceptowała moją pasję. Może byłoby inaczej gdybym miał rodzinę, dziecko itp. Wówczas z pewnością byłoby więcej obowiązków i mniej czasu na trening. Wtedy inaczej by to wszystko wyglądało.
K.B. - Bardzo dziękuje za rozmowę i życzę powodzenia w kolejnych startach.
P.SZ. - Także dziękuję i pozdrawiam. |
| | Autor: Biegam dla zdrowia, 2012-06-15, 12:34 napisał/-a: Fajny wywiad, bo warto dowiedzieć się czegoś z życia ultramaratończyka, ale dlaczego tak dużo w tym wywiadzie różnych przejęzyczeń czy innych pomyłek. Nie czepiam się, ale korektę, ktoś powinien zrobić przed opublikowaniem. Pozdrawiam. | | | Autor: robaczek277, 2012-06-15, 12:42 napisał/-a: Super artykul, bardzo duzo cennych iformacji, dlugo czekalem na ten artykul ale warto bylo, dzieki Krzysiek, super sprawa :-) | | | Autor: szymon2010, 2012-06-15, 15:38 napisał/-a: Pawle, podziwiam i gratuluję. | | | Autor: Champion, 2012-06-15, 22:08 napisał/-a: Zgadzam się z Panem Michałem. Językowo to ten wywiad fatalnie jest napisany. Ciekawe dlaczego. Czy ktoś Ci, Krzyśku, wyrywał z rąk klawiaturę?
Pozdrawiam i Ciebie, i Pawła.
Taki kilometraż Pawła robi wrażenie.
Marek Szopa | | | Autor: Gulunek, 2012-06-16, 07:10 napisał/-a: Paweł to wzór sportowca, skromny, pracowity i serdeczny. Wyrazy uznania dla osiąganych wyników. Pozdrawiam, Marek. | | | Autor: Admin, 2012-06-16, 09:47 napisał/-a: Panowie, Krzysiek ma swój specyficzny styl pisarski, do którego trzeba się przyzwyczaić lub z nim pogodzić :-) Moim zdaniem najważniejsze, że merytorycznie jest fajnie :-) | | | Autor: Bugenhagen, 2012-06-18, 18:02 napisał/-a: Merytorycznie bardzo fajnie, ale ten błąd ortograficzny w pierwszym zdaniu jednak razi w oczy.
Co do pana Pawła, wielki szacunek. Szczególnie za skromność i ten niesamowity miesięczny kilometraż. | | | Autor: nitor, 2012-06-21, 11:16 napisał/-a: Bardzo fajny artykuł. Podziękowania dla autora i szacunek dla pana Pawła.
Błędy się nie liczą, sam ich dużo robię:-). | | | Autor: less, 2012-06-25, 23:48 napisał/-a: wysoko postawione warunki treningowe,podziwiam choć nie popieram,prędzej czy póżniej przyjdą nawarstwiające się mikrouszkodzenia,zwyrodnienia,coś wiem na ten temat gdyż ponad 30 lat trenuję karate i walkę wręcz,teraz więcej poświęcam czasu bieganiu,biegam zupełnie na luzie.Przypadek Pawła pokazuje że koncentrując się na danej pasji,dużo można osiągnąć,wraz z wiekiem przyjdą ograniczenia,każdy uprawiający jakąś pasję,wie że aby coś osiągnąć potrzeba wyrzeczeń ,ale świat i życie jest piękne kiedy masz problemy w pracy i je rozwiązujesz,żonę dzieci przyjaciół,dla których jesteś bohaterem i cieszysz się zdrowiem do setki..podziwiam Pawła i cieszę się że podzielił się swoimi doświadczeniami.. | |
|
| |
|