Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

Kermit
Tomasz Peisert
Poznań/Gdańsk

Ostatnio zalogowany
2013-10-24,12:58
Przeczytano: 547/184749 razy (od 2022-07-30)

 ARTYKUŁ 
Srednia ocen:9.7/30

Twoja ocena:brak


Samotność długodystansowca
Autor: Tomasz Peisert
Data : 2011-01-28

Trenujący o poranku biegacz mija puste ulice, nie spotyka na swojej trasie nikogo, zupełnie jakby cały świat zamarł. Biegnie przez pola, łąki i lasy, próbując się wsłuchać w jakiekolwiek dźwięki świata, lecz oprócz cichych uderzeń swych butów o ziemię, nie słyszy niczego więcej. Biegnie więc dalej w tej nieprzeniknionej ciszy, pełny energii, radosny, ale z pewną ambiwalencją, z jednej strony bardzo go to milczenie uspokaja, z drugiej jednak chciałby usłyszeć cokolwiek, choćby szum wiatru, śpiew ptaków lub nawet przejeżdżający samochód, tylko po to aby upewnić się, że nie jest sam, że nie jest jakimś totalnym świrem, który zamiast jeszcze spać, wstał po piątej i poszedł biegać.

Wreszcie na łące napotyka trzy sarny, które widząc go pognały natychmiast w stronę ciemnego jeszcze lasu. To był jedyny dowód na to, że Ziemia się jeszcze kręci a on nie został na niej sam. Później już nie napotkał na swojej drodze nikogo. I tak mija mu cały trening, czas więc wracać do domu. Po powrocie bierze szybki prysznic i bezszelestnie kładzie się jeszcze na chwilę do łóżka żeby odpocząć nie budząc przy tym żony. Jest zadowolony, że zrealizował plan, który sobie wczoraj obrał i już cały dzień ma wolny. Nie mija piętnaście minut, gdy nagle jego wybranka przebudza się, spogląda najpierw na niego, potem na okno by wreszcie rzucić złowrogie spojrzenie na leżące w misce, lekko przybrudzone, biegowe rzeczy.





Pyta więc krótko i lekko ironicznie - biegałeś? Tak, byłem kawałek za miastem, było tak cicho wiesz, nikogo nie było, tylko trzy sarenki spotkałem na tej łące, gdzie się poznaliśmy, fajnie, że już trening mam zaliczony.

- Ty durniu, jest szósta rano, wielki sportowiec się znalazł, jak tak lubisz biegać to pędź po chleb a potem wypierz te szmaty - odpowiedziała jego UKOCHANA.

To dziwna i bardzo przykro dla naszego bohatera zakończona historia pokazuje tutaj dwa światy. Pierwszy to autonomiczny świat biegacza, żywiołowa i konsekwentna realizacja swojej pasji, samotny trening gdzieś na przedmieściach i poszukiwanie jakichkolwiek dźwięków wypełniających tę samotność. Drugi to świat poza biegowy a raczej taka eksklawa biegowego świata, którą w tym zwykłym domowym świecie on sam stanowi. Następuje zderzenie tych dwóch światów, niestety nieprzyjemne w skutkach i tylko opanowanie a może wcześniejsze wyładowanie energii naszego bohatera nie doprowadza do zaognienia konfliktu pomiędzy tymi antagonistycznymi światami.

Jest również wielce prawdopodobne, że powód mógł leżeć u podstaw jego podświadomości, która na ostre i obelżywe słowa małżonki wygenerowała w jego umyśle poczucie winy i przekonanie, że swoim porannym treningiem dokonał jakiegoś bliżej nie określonego zła. Nie to jest jednak przedmiotem naszej analizy. Skupmy się więc na tym, co ów biegacz przeżywał w tych dwóch sytuacjach. W pierwszej niewątpliwie samotność, bo jak inaczej nazwać kilkanaście kilometrów pokonane bez napotkania nikogo oprócz kilku saren. W drugiej przeżył zawód, frustrację, może poniżenie?

Na pewno te wszystkie trzy stany emocjonalne pojawiły się w nim dokładnie w momencie gdy żona sprowadziła jego radość z treningu do poziomu zera. Jednak nie odczuł ich zbytnio, nie przejął się nimi, bo podobne sytuacje spotykały go niemal codziennie. To go nigdy nie załamywało, bo kochał to co robił, wybrał sobie taką a nie inną pasję i się w niej realizował, bez względu na przeciwności losu i niezrozumienie najbliższych. Co więc mogło spowodować u niego najbardziej negatywne emocje i ograniczyć jego zapał? Odpowiedź jest prosta – właśnie samotność. Tyle, że zupełnie odmienna od tej, jaką przeżywał podczas biegu. Ta bowiem, nie mijała co rano, towarzyszyła mu zawsze gdy chciał podzielić się radością swojego hobby z kimś bliskim, nie napawała optymizmem, odbierała nadzieje i wtedy właśnie czuł się najbardziej odosobniony. Samotny w swojej pasji, której nikt nie podzielał.

Jak widać samotność może mieć różne oblicza, a to co często określane jest jako samotność długodystansowca może wcale nią nie być, bo nawet biegnąc wcześnie rano, gdy na świecie jeszcze żywego ducha nie ma to poczucie samotności jest tylko iluzoryczne. Biegacz bowiem, nawet trenujący w pojedynkę ma mnóstwo elementów, które swym istnieniem przypominają mu o tym, że nie jest sam. Jest przyroda, która daje możliwości treningowe, jest dobry strój ułatwiający trening, jest czas, ale przede wszystkim jest cel, który podświadomie mityguje wszelkie wątpliwości oraz poczucie odosobnienia. Dlatego też tak naprawdę prawdziwym szokiem może okazać się właśnie niezrozumienie bliskich, zwłaszcza gdy ich argumenty o bezcelowości twojego działania są spowodowane ich brakiem zainteresowań.

I taki szok to właśnie ta niespodziewanie uderzająca nas świadomość samotności tego co robimy, chwilowo zapominamy wtedy o celu jaki sobie obraliśmy, czujemy się z tym źle i czekamy tylko kiedy ten stan minie. I zazwyczaj mija, bo biegacz jak to biegacz, raczej się tak łatwo nie poddaje, jednak ślad w umyśle pozostaje. Jak sobie z tym poradzić? To już jest kwestia bardzo indywidualna, oparta na doświadczeniu i znajomości naszych domowych „prześladowców”.

Nikt oczywiście nie jest w stanie nauczyć drugiego człowieka empatii czy też zmusić go do znalezienia sobie własnej pasji, ale na pewno warto spróbować pokazać jak to co robimy jest dla nas istotne, jaki ma pozytywny wpływ a przede wszystkim uświadomić, że nie koliduje to w żaden sposób z życiem rodzinnym. We współczesnym świecie, gdzie dbanie o siebie i uprawianie jakiegoś sportu w ramach hobby jest czymś naturalnym i nawet modnym, sytuacje opisane przeze mnie występują niezwykle rzadko. Pojawiają się często przy zderzeniu dwóch światów, gdzie ludzie bardzo się różnią i pochodzą z odmiennych środowisk, np. mężczyzna z miasta wyprowadza się do narzeczonej na wieś, gdzie sport jest uznawany za dziwactwo i niepotrzebne trwonienie sił.





Trudno tutaj o zrozumienie, gdy gospodarz wstaje rano by oporządzić zwierzęta a ty idziesz biegać, wówczas pozostaje tylko nadzieja, że ów przyszły teść jest na tyle elastycznym człowiekiem, że zrozumie iż istnieje inne życie oprócz tego w jego zagrodzie, że to co robi jego potencjalny zięć to nie bezsensowne latanie po polu tylko trening, element jego pasji, cos dzięki czemu jest zdrowy i zadowolony. Podobna sytuacja może mieć miejsce także w mieście, wystarczy że wystąpią te niezdrowe różnice i już jest problem. Wszystko to jest jednak do przezwyciężenia o ile biegacz ma charakter i determinację w działaniu.

Istnieje jednak sytuacja, gdzie opisywane przeze mnie zjawisko samotności boli najbardziej. Dotyczy to biegających kobiet, które są związane z mężczyznami pozbawionymi zainteresowań. Tutaj sprawa wygląda fatalnie, bo do tego wszystkiego dochodzi iluzoryczny męski honor, który podświadomie wywołuje uczucie poniżenia na widok idącej na trening żony. Zaczynają się więc wyrzuty, podważanie zasadności tego co się robi, porównania do innych czy wreszcie bezcelowe stawianie na piedestał tradycyjnego modelu stojącej przy garach matki Polki.

Oczywiście jeśli kobieta zaniedbuje domowe obowiązki może to wywołać u mężczyzny wątpliwości, z moich obserwacji wynika jednak, że większość pań doskonale łączy życie rodzinne ze sportową pasją. Tutaj przeważnie problemem leży po stronie mężczyzny, który dostając zadyszki po przebiegnięciu dwustu metrów z okropną zazdrością patrzy na małżonkę, która tych metrów pokonuje całe tysiące. To sytuacja naprawdę trudna dla obu stron i ciężko tutaj o receptę na jakieś zdrowe rozwiązanie czy kompromis, zwłaszcza że sama próba aktywizacji męża do wykonywania ćwiczeń czy biegania może zostać przez niego odebrana jako próba udowodnienia jego słabości i nędznej kondycji w celu poniżenia.

Dlatego trzeba wszystko tutaj przeprowadzać z wielkim wyczuciem i ostrożnością a najlepiej w ogóle się nie wiązać się z takim leniem, choć jak wiadomo miłość nie wybiera… Wreszcie ostatnia przykra sytuacja, gdy młody człowiek garnie się do sportu, nie koniecznie biegania, poświęca temu czas i energię. Nie chodzi po knajpach, nie pije, nie pali a więc - nie pasuje do swojego środowiska. Jest samotny w tym co robi i spotyka się często z brakiem zrozumienia ze strony rówieśników a nawet z wyśmiewaniem się. Tutaj duże znaczenie ma charakter takiego młodego człowieka i wsparcie ze strony rodziców, nauczycieli, trenerów.

Niestety w Polsce często takiego wsparcia brakuje i tu nie chodzi już tylko o pieniądze, ale przede wszystkim o pomoc w ukierunkowaniu tych swoich zainteresowań, ich rozwoju i uświadomienia sensu ich kontynuowania. Analogicznych sytuacji jest całe mnóstwo i choć dzięki mediom, propagowaniu zdrowego stylu życia oraz zmieniającej się modzie jest ich coraz mniej to nadal obejmują sporą grupę ludzi. W poczuciu samotności związanej z brakiem akceptacji środowiska, w którym żyją, starają się z nią walczyć, czasami skutecznie, czasami poddając się już na starcie.

Na pewno zawsze warto podjąć próbę i zaoponować w odpowiednim momencie w taki sposób aby nikogo nie urazić i choć może się to okazać naprawdę bardzo trudne, na pewno warto spróbować.

Kiedy więc pobiegniesz na kolejny trening, gdzie będzie wokoło panowała pustka, cisza i spokój i kiedy poczujesz tą słynną samotność długodystansowca, zastanów się przez chwilę czy po powrocie do domu nie odczujesz jeszcze większej i prawdziwszej. Tej, która nie wiąże się z brakiem towarzystwa, ale z brakiem zrozumienia i z tą właśnie trzeba walczyć a tą treningową po prostu pokochać.



Komentarze czytelników - 89podyskutuj o tym 
 

sxi555

Autor: sxi555, 2011-02-01, 17:26 napisał/-a:
i nic jej to nie dało,
bo mąż zrozumiał tylko, że ona ma coś przeciwko jego pasji,
a nie że dzieci są głodne i je zaniedbuje, myśląc tylko o sobie,

ta para ma problemy z komunikacją,
a dzieci uczą się od mamy, że ojciec jest "durny" więc szacunek mu się nie należy,
tak myślę ;-)

 

Wojtek G

Autor: Wojtek G, 2011-02-01, 17:41 napisał/-a:
Ale ubaw.Co tak atakujesz tą biedną żonę.A wszystko przez Tomka (autora), że musiał użyć tego słowa "durny".Teraz kobita ma za swoje.Wolę jednak ją (nawet się w niej zakochałem) niż tego samotnika, biegacza pokrzywdzonego.

 

sxi555

Autor: sxi555, 2011-02-01, 18:13 napisał/-a:
tutaj nie chodzi o 1 słowo,

żona w opowieści wykreowana jest na jędze: ironiczne teksty pełne złośliwości, rozkazy (pędź, wypierz), zachowuje się jak tyranka a nie żona- partnerka,

a co do męża- biednego biegacza- skoro o 6 rano zaczyna swojej żonie despotce opowiadać o sarenkach, to może rzeczywiście nie jest zbyt bystry ;-)

 

Wojtek G

Autor: Wojtek G, 2011-02-01, 18:28 napisał/-a:
Nie będziemy się kłócić.Na początku słusznie zauważyłaś, że brak między nimi komunikacji i ogólnie im się nie układa.Może poprośmy Tomka niech napisze drugą część.Niech się w niej rozwiodą i niech koniecznie naszemu bohaterowi zasądzą wysokie alimenty bez widzenia się z dziećmi.

ps. szkoda tylko,że nazwałaś moją sympatię "zołzą"

 

sxi555

Autor: sxi555, 2011-02-01, 18:51 napisał/-a:
dobrze, nie będę już nikogo obrażała,
jestem w stanie zrozumieć, że jedni lubią pomarańcze a inni zgniłe jabłka :-)

 

dotas

Autor: dotas, 2011-02-01, 21:23 napisał/-a:
I to jest piękne, że się różnimy. Dzięki temu świat jest ciekawszy :)

 

DamianSz

Autor: Damek, 2011-02-02, 07:55 napisał/-a:
A, ja to znam w wersji; jeden lubi pomarańcze a drugi jak mu nogi śmierdzą ,-)
Co do meritum, to myslę, że niektórzy trochę wyolbrzymiają to wyśmiewanie się z biegaczy szczególnie jeśli chodzi o miasta.. U mnie jeszcze kilka lat temu trochę dziwnie patrzyli na kijkarzy, a teraz już normalka...
Poza tym zawsze powtarzam,niech się wstydzi pijak, złodziej , lump czy plotkara, a nie biegacz, kijkarz czy wrotkarz.
Nie dajmy sie zwiariować.

 

Autor: friend, 2011-02-02, 09:48 napisał/-a:
Takie życiowe niestety.....
Dobry artykuł, czekamy na kolejne !
Brawa za odwagę !

 

Maria

Autor: Maria, 2011-02-02, 11:26 napisał/-a:
Damek,a wsi problemy są zgoła inne:samochód najeżdżający na biegacza(przecież to dobra zabawa!),czasami miłe kiwnięcie ,lekki klaksonik, albo wręcz przeciwnie:złowrogie,długie i głośne trąbienie.Czy w reszcie to co mnie wkurza najbardziej:a może podwieźć Panią?

 

DamianSz

Autor: Damek, 2011-02-02, 14:38 napisał/-a:
że też mnie żadna pani nie zapyta - podwieźć pana ? ,-)
Z tymi klaksonikami i mijaniem na centymetry mam podobnie w mieście czy poza nim jadąc na rowerku i nie raz wiazanke przekleństw musze z siebie wyrzucić, bo jak mawiał Kobuszewski "chamstwo należyć zwalczać chamstwem" a nie chować sie w kąt czy ustępować debilom.

 



















 Ostatnio zalogowani
BuDeX
00:12
kos 88
23:49
mariuszkurlej1968@gmail.c
23:22
fit_ania
23:21
¦wistak
22:54
Robak
22:37
szalas
22:34
staszek63
22:06
uro69
22:01
edgar24
22:00
elglummo
21:57
marekcross
21:36
Beata72
21:26
jacek50
21:01
JW3463
20:50
Jerzy Janow
20:32
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |