Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

Przeczytano: 388/133493 razy (od 2022-07-30)

 ARTYKUŁ 
Srednia ocen:10/6

Twoja ocena:brak


Swiss Alpine Davos Marathon
Autor: Lidka Walczak
Data : 2010-09-28

Jako kontynuację biegów długodystansowych (po ubiegłorocznym starcie w CCC Mont Blanc) wybraliśmy najdłuższy dystans Swiss Alpine Davos Marathon. W bieżącym roku 31 lipca odbyła się jubileuszowa 25 edycja tej wspaniałej alpejskiej imprezy. Chcieliśmy spędzić w Alpach klika dni przed startem, dlatego wybraliśmy się do Davos tydzień przed terminem startu. W grupie 5 osobowej (Jacek Łabudzki, Edward Dudek, Zbyszek Malinowski i my Walczaki) dotarliśmy samochodem do Davos, gdzie w samym centrum mieliśmy zarezerwowany przez internet na tydzień apartament. Komfortowe warunki pozwoliły nam na bardzo wygodne spanie i przygotowywanie domowych posiłków na miejscu.

Davos jest bardzo drogim miastem dlatego rezerwacja na tydzień apartamentu ze świetnie wyposażoną kuchnią była optymalnym rozwiązaniem. Dni przed startem spędziliśmy bardzo aktywnie. Chcąc dobrze zaaklimatyzować się i nabrać kondycji zaliczyliśmy kilka wycieczek wysokogórskich i tak : pierwszego dnia wybraliśmy się z Davos poprzez Schatzalp (1861) i Strelapass (2352) na szczyt Strelagrat (2545 m.n.p.m.); powrót bardzo widokowym szlakiem Panoramaweg . Na kolejny dzień zaplanowaliśmy jeszcze ambitniejszą wycieczkę na szczyt Pischahorn 2980 m.n.p.m.; wyruszyliśmy z Davos Dorf, dalej nad jeziorem Davoser See, poprzez Hϋreli (2444), Pischa (2483) na sam szczyt Pischahorn przy temperaturze ok. zero stopni i padającym śniegu. Nie byliśmy przygotowani na tak ekstremalne warunki, było trochę niebezpiecznie: ślisko, mgliście i wietrznie, ale Jacek – tatrzański przewodnik dzielnie nas prowadził i szczęśliwie po 11 godzinach wędrówki wróciliśmy na nocleg. Kolejny dzień spędziliśmy w alpejskim kurorcie St. Moritz. Pospacerowaliśmy wokół malowniczego jeziora St. Moritz podziwiając wokół piękne widoki i robiąc liczne zdjęcia.





Nie bylibyśmy sobą gdybyśmy nie chcieli znaleźć się wyżej; najpierw z St. Moritz Dorf (1856) poszliśmy pieszo na Chantarella (2005) i dalej kolejką linową na Corviglia (2486). Tu widoki były jeszcze wspanialsze. Zapragnęliśmy dotrzeć jeszcze wyżej i poszliśmy pieszo w stronę Piz Nair (3057). Na czwarty dzień ( 28.07.2010) Jacek przygotował nam niespodziankę – wypad do włoskiego Livigno . Jest to bardzo urokliwe miasteczko otoczone ze wszystkich stron rozległymi szczytami z dużą ilością szlaków turystycznych i wyciągów narciarskich; zimą to prawdziwy raj dla narciarzy. To ulubione miejsce narciarskich wakacji wielu Polaków, o czym przekonaliśmy się w jednej z pizzerii, gdzie obsługa mówiła dobrze po polsku. Wyjazd do Włoch to była całodzienna samochodowa wycieczka, z Davos przez Filisur - Tiefencastel – Julierpass(2284) – Silvaplana – St.Moritz – Pontresina – Berminapass (2328) – Forcola di Livigno dotarliśmy do Livigno, które przywitało nas piękną, słoneczną pogodą. Spędziliśmy tutaj mile kilka godzin odwiedzając liczne bazary, perfumerie i pizzerie.

Powrót: wzdłuż jeziora Lago di Livigno (2315) – tunelem (za 15 franków) Mont la Schera – Zernes – Susch – Flϋelapass (2383) – Dörfji do Davos. Pełni wrażeń wróciliśmy do hotelu; przy piwku i nocnych rozmowach uświadomiliśmy sobie, że czas pomyśleć o starcie. Za dwa dni przyjdzie nam zmierzyć się z dystansem K78. W czwartek 29 lipca rozpoczęło pracę biuro zawodów, udaliśmy się tam, aby odebrać numery startowe i odwiedzić stoiska reklamujące liczne międzynarodowe biegi. Podeszliśmy m.in. do stoiska informującego o biegu Ultra-Trail du Mont-Blanc, którego trasę CCC (Courmayeur-Champex-Chamonix) zaliczyliśmy w ubiegłym roku; zainteresowano się nami i rozmawiano serdecznie , byliśmy żywą reklamą biegu mając na sobie kamizelki Finischer CCC. Wzięliśmy ze stoiska materiały informacyjne, ponieważ w przyszłym roku chcemy zmierzyć się z dystansem 111 km w biegu wokół Mont Blanc.

Po południu, w ramach treningu przed startem, przebiegliśmy oznakowany już ostatni 10 km odcinek ultramaratonu, poznając w ten sposób jak będzie wyglądać finisz czekającego nas biegu. Ostatni dzień przed startem wypełniła nam wycieczka w kierunku najbliższego szczytu Jakobshorn (2590 m.n.p.m.), nie dotarliśmy na sam szczyt, aby zaoszczędzić siły na bieg. Niepokoiła nas pogoda, gdyż przez cały tydzień w Davos było zimno i deszczowo, prognoza pogody wprawdzie przewidywała poprawę, ale w górach pogoda potrafi płatać figle, jest nieprzewidywalna. Wieczorem tzw. odprawa przed biegiem: jak się ubrać, co zabrać ze sobą, analiza trasy kazała nam zrezygnować z przygotowania dodatkowych rzeczy na przepak w Bergϋn, gdyż co 5 km przewidziane były punkty odżywcze.

Na pokonanie najtrudniejszej trasy K78 w legendarnym biegu Swiss Alpine Marathon Davos wyznaczono limit czasu 14 godzin tj. o 2 godz. dłuższy niż w latach ubiegłych. Z racji jubileuszowej edycji biegu, organizator spodziewając się zwiększonej liczby uczestników, przewidział start w 2 grupach: o godz.. 6:00 – dla wszystkich, którzy w zgłoszeniu podali przewidywany czas ukończenia powyżej 10 godz. i o godz. 8:00 – dla pozostałych, czyli z czasem biegu poniżej 10 godz. Na trasie, z sumą przewyższeń +/- 2260, wyznaczono kilka punktów kontrolnych z limitami pośrednimi oraz największe wyzwanie – strome podejście do schroniska na przełęczy Kesch na wysokości 2632mnpm.

Wszystko to nie przerażało mnie, gdy wspomniałam swój najtrudniejszy bieg – ubiegłoroczny start wokół Mont Blanc, gdzie dystans był o 20 km dłuższy, przewyższenie 2,5 raza większe (cztery szczyty) i limit 26 godzin. Tamten bieg ukończyłam w dobrej formie i ze wspaniałymi wspomnieniami, nabrałam więc nadzieji, że Swiss Alpine Davos Marathon też pokonam. W dobrych humorach i bojowym nastroju udaliśmy się na spoczynek. I tak nastał dzień startu - 31 lipiec 2010. Wczesna pobudka o 4:30, lekkie nocne śniadanko, wyprowadzka (musieliśmy zwolnić apartament) i udajemy się na start. Jest jeszcze ciemno, kiedy ulicami Davos idziemy na stadion, miejsce startu.





Na szczęście nie pada, powoli dzień się budzi i wstaje słońce. Nareszcie słońce! Czyżby nasze marzenia miały się spełnić i będziemy podziwiać wspaniałe widoki podczas biegu ? Na płycie stadionu z każdą minutą przybywa biegaczy, mówiących różnymi językami. Panuje niesamowita atmosfera, nagle z głośników rozlegają się ”Rydwany ognia”. Czuję wielkie wzruszenie, łzy płyną po policzkach, trzymamy się za ręce. Przed nami wielka, nieznana przygoda, czuję, że jestem gotowa, aby ją przeżyć i zwycięsko po południu wrócić tu na stadion. Zaczyna się odliczanie 10, 9, 8... i start. Ruszamy przy głośnych oklaskach kibiców. Biegniemy ulicami Davos, helikoptery krążą nad głowami.

Początkowo trasa łagodnie prowadzi po otaczających Davos łąkach i lasach, na zmianę lekkie zbiegi i podbiegi. Mijamy malownicze alpejskie wioski: Islen, Monstein, odcinkami biegniemy wzdłuż trasy kolejki Bernina o stuletniej tradycji, dobiegamy do miasteczka Wiesen, obok stacji kolejki biegnąc wąską kładką wiszącą w powietrzu i tu niespodzianka – alpejczycy przygrywają nam na trąbitach. Widoki są przepiękne, mijamy malownicze tunele i mosty, Leszek często wyciąga aparat fotograficzny, aby te cuda uwiecznić na zdjęciach. Na punktach odżywczych woda, napoje energetyczne i banany, na bieżąco regenerujemy siły. Na razie czujemy się bardzo dobrze. Jeszcze jeden podbieg, zbieg i docieramy do punktu kontrolnego w miejscowości Filisur - 31 km, gorący doping kibiców. Docieramy tu w czasie 3:32, a więc godzinę przed limitem. Jest dobrze, pozwalamy sobie na chwilę odpoczynku, lekki posiłek i kilka fotek.

Za 9 km kolejny punkt pomiaru czasu – Bergϋn, nasz czas to 4:46 czyli nadal mamy godzinę czasu w zapasie. Mnóstwo kibiców, wesoła muzyka i piękne słońce; uświadamiamy sobie, że półmetek za nami a my nadal nie czujemy zmęczenia. Oby tak dalej! Niestety, tak naprawdę prawdziwy bieg dopiero się zacznie, najbliższe 20 kilometrów będzie pod górkę. Początkowo łagodnie drogą asfaltową, pięknymi serpentynami wspinamy się coraz wyżej i wyżej, słońce daje się trochę we znaki. Mijamy urokliwą górską osadę Chants. Coraz częściej muszę bieg zamienić na marsz. Przed 50 kilometrem spora wspinaczka, tutaj tracę najwięcej czasu, przewyższenie ponad 400m na odcinku 1300m sprawia, że idę z nogi na nogę a czas szybko ucieka. Dochodzimy do wysokości ok. 2000 m i tu już prawie wszyscy idą, nie ma możliwości wyprzedzania.

Trasa robi się niebezpieczna, liczne skałki i strumyki sprawiają, że uważnie trzeba potrzeć pod nogi, aby nie upaść. Jeszcze 10 kilometrów do najwyższego punktu trasy. Dam radę. Jak pięknie, wokół alpejskie szczyty a śnieg skrzy się w słońcu. Schroniska jeszcze nie widać. Znów ostra wspinaczka, mijamy tabliczkę z napisem 55 km, kolejna fotka. Wreszcie wysoko w górze na grani ukazuje się upragnione schronisko Keschhϋtte, trzeba tylko tam dotrzeć i będzie z górki.

Strome podejście do schroniska na przełęczy Kesch na wysokość 2632m.n.p.m. zajmuje nam ok. godziny, a to tylko 6 km . Na przełęczy jesteśmy o godz. 13:25 a więc jest ok. (limit 14:45). Mimo, że słońce cały czas pięknie świeci, na tej wysokości jest chłodno, ciepły bulion smakuje bardzo. Widoki wspaniałe, obowiązkowo kilka fotek i biegniemy dalej (cały czas biegnę z Leszkiem, koledzy z pewnością przed nami, oni nie bawią się w fotoreporterów).

Zbieg wcale nie jest łatwy, bardzo stromy po ostrych kamieniach, do tego strumyki i liczne zakręty. Praktycznie trzeba cały czas hamować, inaczej łatwo potknąć się o kamień lub wpaść na biegacza przed nami. Sytuację pogarsza bardzo liczna grupa biegaczy, dołączyli do nas uczestnicy trasy K42. Po jakimś czasie na szczęście nasze trasy rozchodzą się, maraton K42 biegnie w prawo w dół łatwiejszą trasą, my zaś prosto trawersem dalej. Ścieżka jest bardzo wąska, kamienista, nie ma mowy o wyprzedzaniu. Zdarzają się jednak zapaleńcy, którzy okrzykiem sorry, entschuldigung lub pardon wymuszają ustąpienia miejsca.

Nad głowami krążą helikoptery, jeden z nich ląduje niedaleko nas i zabiera kontuzjowaną biegaczkę. Ostrzeżenie, trzeba uważać, pełna koncentracja, aby nie skręcić nogi. Naszą trasę co chwilę przecina górski potok. Trawersujemy kilka kilometrów do następnej przełęczy Scalettapass, tu kolejny bufet dobrze zaopatrzony, kubeczek pepsi coli, batonik energetyczny i biegniemy dalej. Pozostało tylko 18 km, z czego pierwsze 4 km ostro i niebezpiecznie w dół, znów trzeba patrzeć pod nogi i ciągle hamować; mięśnie ud i kolana bolą coraz bardziej. Ostatnie 14 km to już przyjemny zbieg rozległą doliną, biegniemy niezłym tempem wyprzedzając wielu zawodników, mijamy jeszcze osadę Dϋrrboden, tabliczki z napisem 70 km , 75 km i już, już... słyszymy odgłosy stadionu.





Na ulicach Davos i na stadionie mnóstwo kibiców. Wielka radość i satysfakcja wypełniają nasze serca, gdy razem z Leszkiem, trzymając się za ręce, wbiegamy na metę. Łezka wzruszenia w oku się kręci, gdy na szyi zawisa kolejny piękny medal. Organizator, dla upamiętnienia jubileuszowej edycji biegu, ufundował wszystkim, którzy ukończyli najdłuższy dystans, kurtki biegowe z napisem Finischer K78. Daliśmy radę, czas 11:33 daje mi niezłe 10 miejsce w kategorii wiekowej. Główny dystans K78 ukończyły 1553 osoby, w tym 11 Polaków. Najszybciej z polskiej ekipy pobiegł Tomasz Borowik ( 9:32), potem był Edward Dudek (9:43), Jacek Łabudzki (10:11), Zbyszek Malinowski (10:13), Mariusz Błachowiak (10:20), Mariusz Wilk (11:06), Jacek Kasprzak (11:19), Marek Bajkowski (11:20) i Andrzej Obstarczyk (11:49).

PS. Kiedy ochłonęliśmy po emocjach stwierdziliśmy, że bieg nie był tak trudny, jak spodziewaliśmy się, z pewnością znacznie łatwiejszy niż CCC Mont Blanc. Utwierdziliśmy się w postanowieniu, aby w przyszłym roku obiec Mont Blanc z drugiej strony, czyli zmierzyć się z super trasą TDS (Sur les traces des Ducs de Savoie) – 111 km.



Komentarze czytelników - 9podyskutuj o tym 
 

123jaro

Autor: 123jaro, 2010-08-09, 13:41 napisał/-a:
WSPANIAŁY WYCZYN!!! Wielkie gratulacje.

 

henry

Autor: henry, 2010-08-10, 10:05 napisał/-a:
Startowałem 2 razy i pojadę w przyszłym roku, polecam innym.

 

Mongetout

Autor: Mongetout, 2010-08-16, 00:47 napisał/-a:
Jestem pelen podziwu dla Pana jako zawodnika i czlowieka!!!Pelen szacunek.Pozdrawiam i zycze dalszych sukcesow.

 

henry

Autor: henry, 2010-08-16, 10:08 napisał/-a:
Na 2700 robią wszystkim zdjęcia.

 

darkosik1

Autor: darkosik1, 2010-08-18, 17:05 napisał/-a:
Brawo Baca! Tak trzymaj Edziu i nie popuszczaj, bo za rok MountBlanc.

 

Edek

Autor: Edek, 2010-09-28, 14:52 napisał/-a:
Impreza SUPER byłem właśnie w tej wspaniałej EKIPIE Lidla, Leszek, Zbyszek, Jacek i ja . Brawo Lidzia za artykuł, super relacja . Za rok kolejne wyzwanie tylko 166 km ! Do zobaczenia na kolejnej imprezie może 7 listopada w Beskidach też górki chociaż mniejsze ale bardzo urokliwe jesienią !

 

Edek

Autor: Edek, 2010-09-28, 14:54 napisał/-a:
Serdeczne dzięki ! zapraszam w Beskidy latem i zimą !!!

 

keram

Autor: keram, 2010-09-29, 22:25 napisał/-a:
Jesteście wspaniali.Taki wyczyn może dokonać ktoś kto ma zamiłowanie do gór oraz serce do biegania.Pozdrowionka dla całej ekipy biegowej!!!!

 

Maratończyk

Autor: Maratończyk, 2010-09-30, 06:59 napisał/-a:
Serdeczne gratulacje dla całej ekipy,którzy zdobyli nowe doświadczenia w tam pięknym biegu ! P.s. Zapraszam za rok na 7 Maraton Gorce do Nowego Targu ! Pozdrawiam i życzę sukcesów.
Z wyrazami uznania
Sobczak Henryk

 



















 Ostatnio zalogowani
Piotr Fitek
02:04
BuDeX
00:12
kos 88
23:49
mariuszkurlej1968@gmail.c
23:22
fit_ania
23:21
¦wistak
22:54
Robak
22:37
szalas
22:34
staszek63
22:06
uro69
22:01
edgar24
22:00
elglummo
21:57
marekcross
21:36
Beata72
21:26
jacek50
21:01
JW3463
20:50
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |