Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

adam_er
Adam Rzędzicki
Police
niezrzeszony

Ostatnio zalogowany
2024-01-20,11:28
Przeczytano: 776/242436 razy (od 2022-07-30)

 ARTYKUŁ 
Srednia ocen:10/5

Twoja ocena:brak


Zimowe bieganie na Morzu Śródziemnym...
Autor: Adam Rzędzicki
Data : 2010-03-10

...czyli 25th Land Rover Malta Marathon 2010

Ponieważ, po grudniowym Bejrucie, bardzo zasmakowało nam lato w środku zimy, niejako idąc za ciosem, wybraliśmy się na Maltę.

Trochę faktów i historii

Co roku przyjeżdża tu milion turystów, żeby wygrzewać się na plażach, nurkować, zwiedzać zabytki i uczyć się angielskiego w bardzo licznych szkołach językowych.

My postanowiliśmy sprawdzić, na ile atrakcyjna jest Malta pod koniec lutego. Malta to jedno z najbardziej zatłoczonych miejsc na świecie. Ciaśniej jest tylko w niektórych niewielkich państwach i terytoriach świata, jak Monaco, Makao, Singapur czy Hongkong. Trudno się temu dziwić, bo na obszarze o długości 27 i szerokości 14 km mieszka tu blisko pół miliona ludzi, a dodatkowo przyjeżdża co roku ponad milion turystów.

Malta leży dokładnie pośrodku Morza Śródziemnego, w najwęższym miejscu pomiędzy Europą a Afryką i 90 km na południe od Sycylii. Cały archipelag maltański składa się z trzech wysp: największej – Malty, mniejszej – Gozo i malutkiej – Comino.


Dolatujemy do Malty - Malta, Comino i Gozo



Qrcze, Admin mnie zabije za tyle fotek...

Obecnie stolicą państwa jest La Valetta, wybudowana przez rycerzy zakonu św. Jana z Jerozolimy, nazywanych Kawalerami Maltańskimi, natomiast w średniowieczu była nią Mdina (Medina), miasto, położone na wzgórzu w środku wyspy. Właśnie w Mdinie przewidziano start naszego maratonu.

Mówi się, że Malta jest kolebką cywilizacji. Człowiek przybył tu około 7000 lat temu. Mniej więcej pomiędzy 4000 a 3000 r. p.n.e. mieszkańcy wyspy zaczęli wznosić imponujące, kamienne świątynie. Do naszych czasów przetrwało ponad 20 tych prastarych zabytków.

Badania wykazały, że, zupełnie niespodziewanie, ok. 2000 r. p.n.e. budowniczowie kamiennych świątyń po prostu zniknęli. Ze znalezisk, wykopanych w Tarxien (miejscowość na południu wyspy) wynika, że pomiędzy ich tajemniczym zniknięciem a pojawieniem się kolejnej kultury, należącej już do epoki brązu, upłynęło 400 lat.

Pytania z tym związane mnożą się. Dlaczego świątyń było tak dużo, skoro liczba mieszkańców Malty nie przekraczała wtedy 10 tysięcy? Czyżby Malta była swego rodzaju ośrodkiem pielgrzymkowym dla całego obszaru śródziemnomorskiego? Dlaczego wszystko skończyło się tak nagle? Być może jakąś rolę odegrały wojna, susza, zaraza, ataki najeźdźców, niszczące fale morskie, czy inne klęski. Niestety, na te i inne pytania nie znaleziono, jak dotąd, odpowiedzi.

My na Malcie

Na Maltę przylecieliśmy w środę, 24 lutego, w porze obiadowej. Cała ekipa to 5 osób - córka Agnieszka z mężem Robertem, Piotr i autor z małżonką Grażyną. Grażyna zalicza połówkę, my z Piotrem maraton a dzieciaki zapewniają serwis foto i wsparcie psychologiczne ;).

Na miejscu przywitało nas piękne słońce i temperatura około 16°C. Hotel Europa w Sliemie, w którym mieszkamy, jest oddalony od lotniska o niecałe 10 km. Autobusy komunikacji miejskiej na Malcie to niemal muzealne zabytki. Wiele z nich pochodzi jeszcze z lat 50-tych poprzedniego stulecia, jednak ze względu na łagodny klimat oraz dbałość kierowców udało się je utrzymać w doskonałym stanie i obecnie są dużą atrakcją dla turystów.


Zabytkowe autobusy



Wstępnie zwiedzanie rozłożyliśmy na 4 dni, w następujący sposób:
• środa – Sliema i okolice,
• czwartek – południe wyspy (Hypogeum, świątynie w Tarxien, Blue Grotto), Valletta, wieczorem biuro maratonu,
• piątek – Wyspa Gozo, po drodze północ Malty, w powrotnej drodze Valletta,
• sobota – Mdina, Dingli Cliffs, Valetta,
• niedziela (po maratonie) – w zależności od sytuacji... ;).

Sliema

Sliema jest położona pomiędzy La Vallettą a St. Julians i praktycznie jest z nimi połączona, tworząc jedną dużą aglomerację turystyczną. Ponad 10-kilometrowy, nadmorski bulwar


Sliema - promenada, w tle najwyższy budynek na Malcie (St Julians)



ciągnie się od Radisson Bay Point Hotel w St Julians, aż do Grand Harbour w La Valetta. Jest to doskonałe miejsce do spacerów i joggingu, i czym przekonaliśmy się już w pierwszym dniu pobytu. Wystarczyło, że wyszliśmy z hotelu, żeby po przejściu przez ulicę mieć wspaniałą trasę biegową do dyspozycji.

Meldujemy się w hotelu i po krótkim odpoczynku wychodzimy na spacer. Celem jest ogólne zorientowanie się w terenie i ewentualne znalezienie biura maratonu. Kierujemy się do centrum Sliemy, usytuowanego po drugiej stronie półwyspu, niecały kilometr od hotelu. Mijamy wąskie uliczki,


Sliema - uliczka w drodze do hotelu



monumentalne budowle i po kilkunastu minutach dochodzimy na miejsce. Przed nami przystań promowa i wspaniały widok na leżącą po drugiej stronie zatoki La Vallettę.


La Valletta od strony Sliemy



Biuro maratonu mieści się na pierwszym piętrze sklepu sportowego, dla nas będzie czynne jutro od 19-tej. Spacerujemy jeszcze jakiś czas i czując spore zmęczenie po intensywnym dniu wracamy do hotelu na kolację. Piotr, zapalony „fociarz”, wyskakuje jeszcze na wieczorne zdjęcia. Usypia nas szum morza, dochodzący z uchylonego balkonu.

Południe wyspy

Po śniadaniu (niezły bufet kontynentalny) jedziemy na południe wyspy. W planie mamy Hal Saflieni Hypogeum, świątynie w Tarxien i w powrotnej drodze - La Vallettę. Miała być jeszcze Blue Grotto, jednak dowiedzieliśmy się, że łodzie nie pływają do groty ze względu na małą liczbę turystów i wysoką falę. Wykupujemy całodniowy bilet autobusowy i linią 8 jedziemy do Paoli, gdzie mieści się Hypogeum. Na miejscu okazuje się, że mimo, iż jest poza sezonem, wszystkie terminy (raz na godzinę wchodzi grupa 10 osób) są zarezerwowane do jutra po południu. Pozostaje nam więc pooglądać obiekt z zewnątrz i zaopatrzyć się w foldery reklamowe.

Hypogeum (podziemne pomieszczenia kultowe i sepulkralne) to, jak dotychczas (cały czas odkrywane są nowe zabytki), najwspanialsza z maltańskich świątyń. Dzięki usytuowaniu pod ziemią zabytek przetrwał ponad 5 tys. lat w dobrym stanie, zachowując atmosferę powagi i tajemniczości.


Hypogeum



Do zespołu świątynnego w Tarxien mamy zaledwie kilkaset metrów, więc po paru minutach jesteśmy na miejscu. Naziemne świątynie w Tarxien


Tarxien Temples - świątynie z przed 5 tysięcy lat



to największy zespół świątynny z „epoki miedzi” na Malcie. Przez prawie 5 tys. lat pozostawał nietknięty, dopiero w roku 1915 rozpoczęto tu prace wykopaliskowe. Zespół to trzy nieźle zachowane świątynie i czwarta zrujnowana, wszystkie pełne zabytków prehistorycznej sztuki.

Kupujemy bilety (6 euro/os.) i wchodzimy do środka. Obszerniejszy opis zabytków zająłby wiele stron, więc zainteresowanych odsyłam do przewodników i Internetu. Temperatura od wczoraj cały czas rośnie, w osłoniętych od wiatru miejscach jest grubo ponad 25 stopni, więc, zmęczeni trochę upałem, postanawiamy wracać do Valletty.

La Valetta

La Valletta – stolica Malty – to jedyne na Malcie większe miasto. W 1980 roku cała zabytkowa część Valletty, została wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Całość pocięta jest licznymi schodami i wąskimi uliczkami, zamkniętymi, albo po prostu nienadającymi się dla ruchu kołowego. Na zwiedzanie zatem najlepiej jest wybrać się pieszo. Za bramą miejską skręcamy w prawo.

Przechodzimy przez uroczy Upper Barrakka Gardens


La Valletta - kwitnąca palma w Upper Barrakka Gardens



i już jesteśmy w Fort Lascaris, skąd roztacza się wspaniały widok na Grand Harbour (największy naturalny port w basenie Morza Śródziemnego), Fort St Angelo i miasto Birgu po drugiej stronie zatoki.


La Valletta - widok z Fort Lascaris, w tle Fort S -Angelo



Prawie z każdego miejsca można dojrzeć olbrzymią kopułę kościoła Karmelitów


La Valletta - Carmelite Church



i strzelistą wieżę katedry św. Pawła.


La Valletta Katedra św. Pawła



To tylko niewielka część atrakcji Valletty. Można by tu spędzić cały dzień, jednak robi się już późno, więc szukamy jakiejś restauracji, żeby posmakować maltańskich specjałów. Decydujemy się na „Vallettę” przy głównej Triq Ir-Republika


La Valletta - Valletta, nasza restauracja przy Triq Ir-Republika



i okazuje się, że wybór był idealny.

Zamawiamy maltańskie specjalności - królika po maltańsku i rybę-miecz z rusztu, Obie potrawy podane są z warzywami i surówką, do wyboru frytki lub makaron, do tego miejscowe piwko Cisk i deser. Piotr wybiera capricciosa (danie podobne do pizzy, ale ze zdecydowanie większą ilością „śmieci” na wierzchu i na innym cieście). Wszystko smaczne i obfite przy bardzo przystępnej cenie (vide uwagi na końcu). Już wiemy, że chyba wrócimy tu jutro… :)

Wsiadamy do autobusu j jedziemy do Sliemy, gdzie czeka na nas jeszcze biuro maratonu. Pobieramy pakiety startowe, płacimy po 3,5 euro za transport na start do Mdiny i przy okazji spotykamy Tomka Kościńskiego z Poznania, który również biegnie maraton. Do hotelu wracamy pieszo, podziwiając po drodze piękne, wieczorne krajobrazy.

Gozo, Comino

Dziś piątek, to znaczy, że w planach mamy wyjazd na Gozo. Gozo to niewielka wyspa, o wymiarach 15 na 7 km, od Malty dzieli ją ok. 6 km. Z Valletty do Čirkewwa (stąd odpływają promy na Gozo) można jechać busem linii 45. Znów kupujemy bilet całodniowy i po niecałej godzinie jesteśmy na miejscu.


Gozo - płyniemy na wyspę



Podróż do portu Mġarr na Gozo to około pół godziny.

Po drodze przepływamy blisko Comino – maleńkiej wyspy, niemal całkiem pozbawionej zieleni i stałych mieszkańców.


Comino - widok z-promu na Gozo



Atrakcją Comino jest Blue Lagoon (Błękitna Laguna), ciągnąca się pasem turkusowej wody od Comino do wysepki Cominotto.

Wpływamy do portu. Przed nami panorama miasta.


Gozo - widok z promu na port Mgarr



Naszym celem jest Dwejra Point i - w powrotnej drodze – Victoria, stolica Gozo. Wsiadamy w autobus i jedziemy dalej.

Do Dwejra Point przyjeżdżamy około południa. Przylądek Dwejra słynie z zadziwiających form skalnych i ukształtowanego siłami natury gigantycznego skalnego łuku, zwanego Azure Window (lazurowe okno). Jest to chyba najczęściej fotografowane miejsce na wyspie.


Dwejra Point - Azure Window



Po „obfoceniu” wszystkich niezwykłości schodzimy do portu, żeby zobaczyć pozostałe atrakcje od strony morza. Można wybrać rejs 15- i 30-minutowy. Wybieramy ten krótszy (za chwilę okaże się, że bardzo słusznie…), płacimy i w trzech, z Robertem i Piotrem, wsiadamy do łódki. Po wypłynięciu przesmykiem na otwarte morze


Dwejra -Point



okazuje się, że półmetrowe fale rzucają łódką jak łupinką i co chwila trzeba się mocno łapać burty, żeby nie wylecieć z łódki.


Dwejra Point - prawie sztorm



Jednak widoki wynagradzają nam wszystkie niedogodności.


Dwejra Point - klif od strony morza, ponad 60m wysokości



Wpływamy do kilku grot, w niektórych podświetlona słońcem woda nabiera przepięknych kolorów.

Wracamy na przystań, suszymy siebie i aparaty, Robert kąpie się (woda ma około 14-15 stopni) i jedziemy autobusem do Victorii.

Victoria – niewielka stolica Gozo – odznacza się niepowtarzalną atmosferą. Miasto leży na wzgórzu i z potężnej Cytadeli


Victoria (Gozo) - Cytadela



roztaczają się wspaniałe widoki na całą wyspę. Uroczymi, wąskimi uliczkami


Victoria (Gozo) - typowa uliczka



dochodzimy do Pjazza San Gorg, nad którym dominuje Bazylika św. Jerzego. Dość niepozorna fasada nie zapowiada większych atrakcji, ale, żeby się przekonać, dlaczego bywa zwana „Złotą Bazyliką”, wchodzimy do środka. Bazylika została wzniesiona w latach 1672-78, ale od tamtych czasów znacznie ją przebudowano. Przed nami wspaniałe, przebogato złocone wnętrze.


Victoria - Bazylika św. Jerzego



Warto wiedzieć, że zwieńczony baldachimem ołtarz główny to kopia arcydzieła Berniniego, które uświetnia Bazylikę św. Piotra w Rzymie.

Robimy jeszcze pieszy, półgodzinny wypad w stronę Marsalforn, żeby zobaczyć z bliska widzianą z autobusu figurę Tas-Salvatur, wzorowaną na statule Chrystusa Zbawiciela w Rio de Janeiro.


Gozo - Tas Salvatur (statua Chrystusa Zbawiciela)



Niestety, nieuchronnie zbliża się pora powrotu. Wracamy do Mġarr, wsiadamy na prom i żegnamy Gozo. Do Valletty przyjeżdżamy wieczorem, kolacja oczywiście tam, gdzie wczoraj, tym razem „kicacz” jest w pikantnym sosie i próbujemy innego gatunku ryby. Na przystawkę frutti di mare.

Mdina i Dingli Cliffs

Ponieważ jutro maraton, dziś trochę krótszy wypad. Jedziemy do Mdiny i odwiedzimy klify w Dingli. Nie wysiadamy w Mdinie, tylko najpierw kierujemy się na klify w Dingli, 3 kilometry dalej. Dingli Cliffs są jednym z najpiękniejszych zakątków na wyspie. Autobus linii 81 prowadzi młody kierowca z fryzurą a’la irokez. Wg jego informacji autobus liczy 64 lata. Jest przepiękny, zarówno w środku, jak i zewnątrz. Ciekawostka: te autobusy nie mają drzwi, jest tylko poręcz, ułatwiająca wchodzenie. Wiadomo, klimat. Pytamy się kierowcy, czy możemy sobie zrobić z nim zdjęcie. Zgadza się, rezultat oraz kilka ujęć z Dingli Cliffs - poniżej.


Dingli Cliffs



Czas na powrót do Mdiny. Mdina, otoczona obwarowaniami, to jedno z najpiękniejszych średniowiecznych miast w Europie. Jest to miejsce, przesycone historią i atmosfera dawnej, otaczanej szacunkiem, stolicy Malty.

Przez główną bramę


Mdina - brama do miasta



wchodzimy do środka. I ciekawostka - dokładnie w miejscu, z którego robiłem fotkę, organizatorzy przewidzieli start do jutrzejszego maratonu. Spacerujemy po wiekowych uliczkach i dochodzimy do Bastion Square, żeby z murów bastionu zrobić fotki panoramy wyspy. Wracamy i kierujemy się na St Paul’s Square, przy którym stoi St Paul’s Cathedral.



Mdina - Katedra św. Piotra



I tu, podobnie jak w bazylice w Victorii, fasada nie zapowiada tego, co zobaczymy w środku. A jest co oglądać.


Mdina - Katedra św. Piotra (wnętrze)



Według wczesnochrześcijańskiej legendy, katedra została wzniesiona w miejscu, w którym św. Paweł nawrócił na chrześcijaństwo rzymskiego namiestnika Publiusza.

Po całodniowych wrażeniach czas na posiłek. Palazzo Constanzo przy głównej ulicy wygląda obiecująco. Zamawiamy miejscowe zupy, rybę z rusztu i, z uwagi na jutrzejszy maraton, duże ilości makaronu, do tego sałatki i frutti di mare. „Pizzolubny” Piotr zamiast makaronu woli maltańską pizzę. Ponownie autobus i po pół godzinie lądujemy w Sliemie. Objedzeni jak przysłowiowe bąki kończymy pracowity dzień.

Dzień prawdy

A więc dziś oczekiwany „z utęsknieniem” maraton… ;) Autobusy do Mdiny na start wyjeżdżają o 6:30 (maraton startuje o 8:00 a połówka o 9:00), więc trzeba wstać dosyć wcześnie. Nie lubi tego większość maratończyków, my również nie jesteśmy zachwyceni, ale nie ma wyjścia. Na starcie w Mdinie jesteśmy około 7:00. Świeci słoneczko, jednak chłodny wiatr powoduje, że nikt się nie spieszy z rozbieraniem. Dla zabicia czasu spacerujemy jeszcze po Mdinie, wracamy na start, oddajemy torby do depozytu i „do roboty”. :)

Trasa przepiękna i urozmaicona ale, niestety, w odróżnieniu od wielu maratonów na południu, tylko na kilku końcowych kilometrach prowadziła po bulwarze nadmorskim. Zbiegi, podbiegi. trochę płaskich odcinków. Piotr pobiegł do przodu, ja ze spuchniętą kostką (niedoleczone poważne skręcenie) kuśtykam z Tomkiem Kościńskim. Słonko przygrzewa coraz bardziej, i po chwili zostajemy w samych naramkach. Przy próbie żywszego biegu kostka odzywa się coraz mocniej, więc rezygnuję z jakichkolwiek planów czasowych na rzecz ukończenia biegu. Dodatkowym argumentem jest to, że w osłoniętych miejscach trasy jest naprawdę gorąco, około 30 stopni.


Marina Gardens pomiędzy Sliemą a La Vallettą



Logistycznie trasa przygotowana przez organizatorów bardzo dobrze, wody i Gatorade (ten ostatni od 15 km) tyle, że można się kąpać. :) Dobiegamy do Kariny Bajkowskiej z W-wy, to jej drugi maraton. Tata, Marek, jest trochę z przodu, dał córce wolną rękę. Po połówce Tomek chce jeszcze zwolnić, ja jednak postanawiam przynajmniej „rozmienić” piątkę z przodu, więc się rozstajemy. Spory czas biegnę z 35-latką z GBR – Marią Hamilton. Cały czas uśmiechnięta, rozgadana, od czasu do czasu sobie podśpiewuje, dla niej takie tempo to relaks. A moja kostka buntuje się coraz bardziej... Maria życzy mi powodzenia i zostawia inwalidę...

W międzyczasie wyprzedzamy kilkunastu wolniejszych biegaczy z półmaratonu, niestety, Grażynki „ani widu, ani słychu”. Chyba jednak przyjdzie mi przybiec po mojej kochanej żonie, jak zwykle kobiety górą...

Po 37 kilometrze tabliczka z miejscowością Pieta, ostry skręt w lewo i, mając przed oczyma mapkę trasy, wiem, że za chwilę będziemy nad zatoką. Rzeczywiście, po lewej masywny kompleks St Luke’s Hospital, a po prawej lazurowe wody zatoki, tabliczka pokazuje 37 km, więc jeszcze tylko piątka. Pojawia się lekka bryza, która trochę chłodzi spocone ciałka. Coraz więcej ludzi na chodniku i biegnącym równolegle deptaku.

Większość dopinguje głośno biegnących. Wbiegam na Triq L-Insida Testaferrata, znaną z naszych wczesniejszych spacerów. Po prawej wjazd na wyspę Monoel, więc do mety tylko około 2 km. Już słychać głośną muzykę i głos spikera. Ostatni zakręt jest około 50 m przed metą, więc brama pojawia się w ostatniej chwili. Dostajemy flaszkę wody, banana ;) i oczywiście wspaniały medal.


Medal 25th Land Rover Malta Marathon 2010



Witają mnie dzieciaki, Piotr, Monika Ciesielska z Zurychu, która biegła półmaraton i Maria, która przybiegła kilka minut przede mną. Kilka fotek na mecie,


Maraton - na mecie z Grażynką i Piotrem



rozmawiam chwilę z Marią, gratulując wspaniałego biegu i dziękując za towarzystwo na trasie i idziemy do Grażynki, która 50 m dalej moczy nóżki w fontannie (była na mecie pół godziny przede mną). Gratulacje, całusy, ostatnie fotki z medalami i wracamy piechotą do hotelu. Dwugodzinna sjesta, później spacer promenadą w stronę St Julians i ostatnia kolacja w przytulnej knajpce w pobliżu hotelu.

Impreza na Malcie była zdecydowanie większa od odbywającej się w tym samym terminie „konkurencyjnej” w Limassol na Cyprze, na którą wybrała się silna polska ekipa pod wodzą Krzysia Bartkiewicza. Na Malcie startowało kolo 1400 biegaczy (287 w maratonie i 1118 w połówce).

I tak nasz 5-dniowy pobyt na Malcie dobiegł końca. Jutro tylko śniadanie, ostatnie szybkie zakupy na drogę i lot powrotny. Wieczorem w miejscowej telewizji widzimy zdjęcia z potężnego huraganu na zachodzie Europy, który w Hiszpanii spowodował kilkadziesiąt śmiertelnych ofiar, i, co gorsze, szybko przesuwał się na wschód, w kierunku Polski. Rano okazało się jednak, że wbrew zapowiedziom, w nocy siła wiatru znacznie spadła i do Berlina dotarliśmy bez żadnych problemów.

Już w domu Monika przysłała mi ciekawy link. Okazało się, że fotkę na mecie strzelił mi profesjonalny fotograf, specjalizujący się w fotografii sportowej


Maraton - autor na mecie



i umieścił ją (we wspaniałym towarzystwie...) na jednym z lepszych światowych fotoblogów (http://photo.net/). Link poniżej:

http://photo.net/photodb/photo?photo_id=10750312

Tak sobie myślę, że autora fotki zainspirowała nie tyle moja osoba, co napis na koszulce (kojarzący się poza Polską jednoznacznie...), gdyż fotkę zatytułował „Police 247”. W sumie, abstrahując od powodu, dla którego mnie wybrał, bardziej istotne jest to, że tam jestem :).

Informacje praktyczne

• Pogoda na Malcie w drugiej połowie lutego jest wspaniała. Prawie cały czas świeci słonko, tylko od czasu do czasu pojawia się niewielka chmurka. Zimowe opady praktycznie kończą się na przełomie stycznia i lutego. Temperatura w nocy około 15 stopni, w dzień może znacznie przekraczać 25.

• Poza sezonem (maj – październik) Malta jest tania. Za dwójkę (chyba z 30m2) z dużym balkonem, z widokiem na Morze Śródziemne, obfitym i smacznym śniadaniem (bufet kontynentalny) zapłaciliśmy 10,5 euro za osobo-dobę. To jest około 40 PLN... Oczywiście, podobnie jak lot, trzeba znaleźć taki hotel i odpowiednio wcześnie dokonać rezerwacji (my zrobiliśmy to w kwietniu).

• Z Polski na Maltę via Londyn można dolecieć (w obie strony) już za ok. 300 PLN, należy jednak cierpliwie szukać promocji i dokonać bukowania z dużym wyprzedzeniem. Można również próbować wykorzystać atrakcyjne last minute, ale osobiście nie polecam, bo to jest trochę los szczęścia. Last minute jest dobrą opcją, jeśli możemy przesunąć termin wyjazdu, co w przypadku maratonu jest dość trudne... ;))).

• Transport na Malcie rozwiązany jest bardzo dogodnie. Można poruszać się autobusami, taksówką, lub wynająć samochód. Najlepszym wyborem jest autobus. Niewiarygodne, ale na malutkiej Malcie jest ponad 200 linii autobusowych, którymi można dojechać praktycznie wszędzie. Całodobowy bilet na wszystkie linie kosztuje 3,49 euro (luty 2010). Bilet kupuje się u kierowcy. Można również kupić bilet 3-, 5- i 7-dniowy, po jeszcze bardziej atrakcyjnej cenie.

• Ceny taksówek z portu lotniczego ustalone są urzędowo, płaci się w okienku na lotnisku. Kurs do La Valetty kosztuje 17 euro, a do Sliemy – 19. Jednak na mieście trzeba każdorazowo ustalić cenę za kurs przed wejściem do taksówki.

• Niektóre atrakcje mogą być poza sezonem nieosiągalne, przykładem może być Blue Grotto.

• Obfity i smaczny zestaw obiadowy (zupa lub przystawki, danie główne, deser i napoje) to koszt 12-15 euro. Oczywiście w sezonie ceny mogą być dwukrotnie wyższe.

• Bilet na prom na Gozo kosztuje 4,65 euro (w obie strony). W autobusach na Gozo należy wykupić dodatkowy bilet (inna firma...), ale dodatkowy koszt z tego powodu to tylko około 2 euro.

• Zdecydowanie należy polecić wycieczkę łodzią w Dwejra Point. Widoki są oszołamiające. Cena 3,50 za 15, lub 5 euro za 30 minut. 30 minut proponuję wyłącznie przy spokojnym morzu, przy dużych falach (tak jak w naszym przypadku) 30 minut można nie przeżyć... :))) Należy również pomyśleć o zabezpieczeniu sprzętu foto przed wodą.

Podsumowanie

Zaliczyliśmy jeszcze jeden zdecydowanie atrakcyjny wyjazd. Atrakcyjny do tego stopnia, że większa część naszej ekipy koniecznie zamierza wrócić tu jeszcze raz. I chyba słusznie, bo atrakcji na archipelagu maltańskim, których nie zdążyliśmy zobaczyć w ciągu tych 5-ciu dni, jest jeszcze na co najmniej dwa tygodnie intensywnej eksploracji ;)

A więc do zobaczenia w następnym ciekawym miejscu... ;)))

Dla zainteresowanych

Linki do kilku świetnych filmików o Malcie (polecam oglądanie w trybie pełnoekranowym…):
http://www.youtube.com/watch?v=ZYqYJlZeSMg&NR=1
http://www.youtube.com/watch?v=aQQtg_xA0a4&feature=related
http://www.youtube.com/watch?v=B_mF2LvPOqE&feature=related
http://www.youtube.com/watch?v=mvuWTrYyIUU&NR=1



Komentarze czytelników - 12podyskutuj o tym 
 

t.kraska

Autor: t.kraska, 2010-01-10, 20:48 napisał/-a:
No i masz babo placek. Po wczorajszym treningu - na łamiącej się zmrożonej warstwie śniegu-kolano do remontu.Trening w tych warunkach to czysta głupota.
Na razie leczenie domowe-jutro wizyta u speca.
No ale - co nie zabije.......

 

Autor: wese, 2010-03-10, 19:08 napisał/-a:
Oj Adamie Adamie jestem pod wrażeniem Twego opisu wyjazdu na Maltę . W tym czasie byliśmy na Cyprze i jakoś tak się to wszystko pokrzaniło że nie sposób porównywać tych dwóch wyjazdów . Ale wiem jedno za rok Malta jest moja :))) Pozdrawiam

 

Krzysiek_biega

Autor: Krzysiek_biega, 2010-03-10, 19:29 napisał/-a:
Mam nadzieje że za rok będzie rozbierzność terminów bo znów mam zaproszenie ca Cypr...
Nawet gdyby zrobili dzień po dniu to byłby satysfakcjonowany
Z Adamem jak z prawdzimym przewodnikiem tylko wyższej klasy. Miło wspominam wspólny wyjazd do Barcelony, Viborg i Rejkjaviku

 

Autor: wese, 2010-03-10, 20:11 napisał/-a:
Krzysiek i Adam z wami to nawet na przylądek Horn :))

 

biegula

Autor: biegula, 2010-03-10, 21:53 napisał/-a:
Zabierzecie mnie i tym razem ze sobą?! :)

 

Autor: wese, 2010-03-12, 10:04 napisał/-a:
Aga czy ty chcesz jechać z nami na przylądek Horn ?:))))

 

Krzysiek_biega

Autor: Krzysiek_biega, 2010-03-12, 12:08 napisał/-a:
Mi sie marzy jakiś maraton w RPA, najlepiej na Safari. Jest tam przylądek jak pamiętam Dobrej Nadziej a najbliższy maraton to Kapsztad

 

adam_er

Autor: adam_er, 2010-03-14, 10:56 napisał/-a:
Krzysiu, jak wiesz, to tylko kwestia kasy lub sponsorów. Od sponsorów jesteś ekspert, więc masz i tu duże pole do popisu... ;)

 

Krzysiek_biega

Autor: Krzysiek_biega, 2010-03-14, 11:12 napisał/-a:
Ekspertem bym siebie nie nazwał, ale ostatnio całkiem nie źle w tym kierunku sobie radze. Oby tylko zdrowie było...

 

Autor: wese, 2010-03-15, 17:38 napisał/-a:
Adamie może nie wiesz ale Krzyśkowi z wiekiem wzrasta zarówno forma jak i znajomości w światowym bieganiu . Także spoko już zamawiam termin na wolne w pracy na jakiś wypasiony kolejny maraton :)))oby tylko zimą pleeessssssssssssssss:))

 



















 Ostatnio zalogowani
BemolMD
08:27
chris_cros
08:25
michu77
08:13
bobparis
07:58
Admin
07:47
Ryszard N.
07:11
kos 88
06:46
jaro109
06:25
biegacz54
06:20
schlanda
05:26
Piotr Fitek
02:04
BuDeX
00:12
mariuszkurlej1968@gmail.c
23:22
fit_ania
23:21
¦wistak
22:54
Robak
22:37
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |