Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

morito
Jacek Karczmitowicz
zgierz
Tygodnik Zgierski

Ostatnio zalogowany
---
Przeczytano: 451/89816 razy (od 2022-07-30)

 ARTYKUŁ 
Srednia ocen:10/6

Twoja ocena:brak


Kalisz 2009
Autor: Jacek Karczmitowicz
Data : 2009-11-30

24 Października. Zwyczajny dzień? W tym dniu nijaki Koch ogłosił światu, że wyselekcjonował bakterie odpowiedzialne za gruźlice. W tym dniu tragicznie zginął na ścianie południowej Lothse Jerzy Kukuczka. W tym dniu zakończył karierę Andrzej Gołota (?) i w tym dniu ostatni raz stanąłem na starcie biegu na 100km. Szkoda tylko, że więcej we mnie było „z Gołoty” niż z Kocha.

Na pomysł wystartowania w tym biegu wpadłem około rok temu, gdzieś daleko w górach. Po powrocie do Polski w której kursy walut ustalał jakiś szympans wynajęty przez ekspertów z NBP a rząd uparcie oświadczał, że ogólnoświatowy kryzys Polski nie dotyczy ja skupiłem się na dniu 24 października. Od 2 marca rozpocząłem przygotowania. Jako start kontrolny spadł mi z nieba bieg na 50km w Ozorkowie, częściowo po moich trasach treningowych.

Przyjąłem to jako dobry prognostyk. W szczytowym okresie pierwszej części moich przygotowań w maju zdarzało mi się biegać 140km tygodniowo. I muszę dodać, że musiałem się hamować, bo sprawiało mi to taką frajdę i przyjemność, że mógłbym biegać nawet 210. Ostatnie 3 tygodnie przed Ozorkowem zacząłem zmniejszać kilometraż i ostatecznie ze startu w Ozorkowie byłem zadowolony. Chociaż na metę wczłapałem się na ostatnich nogach wysuszony na wiór. Potem z rozpędu pobiegłem /a raczej przetruchtałem/ z żoną maraton w Lęborku.

W okresie do 10 sierpnia biegałem stosunkowo niewiele ok 60km/tyg. Od 10 sierpnia do końca miesiąca spędziłem w górach. Tam trenowałem naprawdę sumiennie. Kulminacyjnym momentem był start w Biegu na Pilsko, który mnie sponiewierał. Ale jeśli na linie startu maszeruje się ponad 2h to trudno potem oczekiwać sukcesów.

Tydzień treningowy z Biegiem na Pilsko zakończyłem z prawie 170km. Kolejne dni zmniejszyłem kilometraż na poczet intensywności. Po powrocie z gór tydzień później wybrałem się na Gorce Maraton, gdzie nogi miałem jak z ołowiu. Ale udało mi się ukończyć. Efekty treningowe zaczęły przynosić już efekty tydzień później. W Jedliczach bieg był dla mnie zbyt krótki a nogi po prostu „frunęły”.

W kolejnych dniach było już tylko lepiej. Niestety z planowanego startu w Warszawie musiałem w ostatniej chwili zrezygnować z powodów rodzinnych. Ale długi trening już w poniedziałek utwierdził mnie w przekonaniu, że jest dobrze i może być tylko lepiej. Potem spokojnie pobiegłem sobie Kamus Maraton i rozpoczął się mój tydzień przedstartowy.

Poniedziałek. Miałem umówioną wizytę u „kręglarza” i jakiś mały masaż. Okazało się, że chłop sobie rękę złamał. W ramach pokuty bardzo spokojnie potruchtałem sobie 22km. Było ok. Wtorek. 8km spokojnego truchtu. Po maratonie nie mam żadnych dolegliwości. Środa. Jadę z córką na FALĘ. Niestety FALA ma remont. Więc zamiast leżeć w jacuzzi idę z nią do ZOO.


Rys. 1 Piękna i Bestia czyli Sztukmistrze z Kalisza.




Czwartek. Ostatni trening. Spokojne 10km. Aż głupio. Nic nie boli, nic nie strzyka, nic tylko biec. Piątek. 20.30. Jesteśmy w Blizanowie. Zwyczajowy przegląd oryginałów i powitania ze znajomymi „oryginałami”. Skromna kolacja i pogawędka do 22.30. Wtedy powoli kładziemy się spać. Nie wspominałem o Wasylu? A więc pojawił się Wasyl i ku uciesze zebranych weselił towarzystwo. Dlaczego wspominam o Wasylu?


Rys. 2 Koszmar kaliskiej nocy październikowej w akcji.



Dla wypadków nocy poprzedzającej bieg jego osoba ze szczególnym naciskiem na „paszczę”, miały znaczenie decydujące. A więc, gdy już karnie i grzecznie opatuleni śpiworkami wpadaliśmy w objęcia Morfeusza.... pojawił się ON. Dźwięk zepsutej piły łańcuchowej przecinającej motocykl żużlowca rzężący ostatkiem sił z zepsutym tłumikiem i na to wszystko dźwięk drapania szponami po tablicy.

To była jakaś katastrofa jakiś kataklizm, dla takich dźwięków inkwizytorzy dali by się pokroić. Myślę, że ten dźwięk zrobiłby zawrotną karierę w pokojach przesłuchań na terenie Guantanamo. A więc to był dźwięk wydobywający się z paszczy Wasyla. Ktoś małoskrupulatny mógłby powiedzieć, że to była chrapanie.

Jednak już jedna noc spędzona w dalekim towarzystwie Wasyla definiuje na nowo pojęcie chrapania. Czy po takiej nocy można choćby wspomnieć o pobudce? Nie!!! Nikt poza rozkosznym Wasylem nie zasnął, więc i budzić się nie było potrzeby. Kilka chwil po 5-tej podjechały autobusy i pojechaliśmy do Stawiszyna. Tam jeśli ktoś miał ochotę to się rozgrzewał, jednak znakomita większość stała i pomrukiwała niezadowolona z przebiegu ostatniej nocy.


Rys. 3 Światełko w tunelu.



O godzinie 6.00 padł strzał i ja również miałem ochotę paść. Przez pierwsze kilometry nie mogłem znaleźć optymalnego stopnia zapięcia kurtki, coś mi przeszkadzało w sznurowaniu i tak znalazłem się „na swoim miejscu” czyli okupując strategiczne tyły. Pierwsze przebłyski świtu powitałem z dziką radością. Po prostu miałem serdecznie dość migającego mi w oczy koguta od karetki. Gdy zaczęła się szarówka, błyski stały się mniej dokuczliwe.

Na punkcie w Blizanowie ostatecznie zostawiłem w depozycie kurtkę, ustaliłem playlistę w odtwarzaczu i ruszyłem już swoim optymalnym tempem do przodu.


Rys. 4 Legendarny bieg na legendarnej już(?) trasie.



9 minut biegu minuta marszu i tak do końca /miało być/. Około 20km dogoniłem towarzystwo z Kalisza z którym umówiłem się wcześniej na wspólne pokonywanie trasy. I tak sobie biegliśmy. Na 25km mijając depozyt zabrałem ze sobą 1/3 batonika i puszkę PEPSI. Po takiej przekąsce ładnie mi się „hepło” i byłem gotów na kolejne 15km.

Na kolejnych punktach tylko piłem i kończąc kolejną pętle byłem w dobrym nastroju. Znów łyknąłem lekkiego batonika i łyknąłem napoju z gazem. Jakieś 5km potem zaczęło mnie boleć kolano. Pierwsze zaczęło lewe potem prawe. No i koniec. Kolejną pętlę kończyłem tylko z myślą aby nie było gorzej. Miałem złość do siebie. Pierwotnie miałem sobie „zakleić” lewe kolano mając w pamięci obrażenia jakich doznałem rok temu. Tak zrobiłem przed startem w Ozorkowie, tak zrobiłem w Gorcach. Było ok i nic nie bolało. W swojej naiwności myślałem, że już jest wszystko ok. Niestety wystarczyło tylko na 45km.

Zmierzając nieśpiesznie do mety byłem kolejny raz dublowany przez prowadzącego Ukraińca. Powiedziałem wówczas, że bieg wówczas rozstrzygnięty ale jeśliby ktoś zaatakował to on już na żaden atak odpowiedzieć. Jak się później okazało został zaatakowany i to nie jak przypuszczaliśmy przez kaliskich biegaczy a spokojnie biegnącego torunianina Pawła Szymanderę.


Rys. 5 Prawie robi wielką różnicę. Lider 98 kilometrów biegu.




Rys. 6 Biegacz skuteczny. Triumfator Kaliskiej Setki.




Atak Pawła na pozycję przodownika wyścigu był tak precyzyjny i tak konkretny, że prowadzący Ukrainiec wbiegając na metę był przekonany, że wygrał. Niestety minutę wcześniej linię mety przekroczył Paweł Szymandera mistrz Torunia w maratonie i debiutant na trasie biegu 100 kilometrowego. Z reporterskiego obowiązku dodam, że mistrzem Polski w biegu na 100km ad"2009 został Baran Andrzej z Kalisza.

Jak wieść niesie była to ostatnia edycja biegu po tej trasie i w tej formule. Biegu wspaniałego i przepełnionego emocjami. Kalisz to zupki, grześki i supermaraton w formie jaką dobre kaliskie duchy uznają za stosowną. Impreza przez duże I. Tylko ten Wasyl!!!


Rys. 7 Portret człowieka szczęśliwego. Jak dziecko szczęśliwego!



ps. Wszystkie zdjęcia w rozciągniętym przedziale czasu zaczerpnąłem z internetu i nie potrafię podać ich autorów za co przepraszam.



INFORMACJA POSIADA MULTI-FORUM
POROZMAWIAJ
Biegi ultradystansowe

25 Supermaraton Kalisia - Blizanów k.Kalisza, 24.1...

133
2009-11-11
Biegi ultradystansowe

2008 - 24 Supermaraton Kalisia - Blizanów k.Kalisz...

79
2008-11-13
Biegi ultradystansowe

2007 - 23 Supermaraton Kalisia - Blizanów k.Kalisz...

78
2008-02-20
Biegi ultradystansowe

2006 - 22 Supermaraton Kalisia - Blizanów k.Kalisz...

64
2006-11-05
Biegi ultradystansowe

2005 - 21 Supermaraton Kalisia - Blizanów k.Kalisz...

119
2005-11-29




















 Ostatnio zalogowani
Andrea
20:46
malkon99
20:41
romelos
20:36
UKS ATOS WoĽnice
20:16
czewis3
20:14
johnlyndon
19:52
Jarek42
19:32
pawelzylicz
19:02
stanlej
19:01
Henryk W.
18:22
staszek63
18:02
Admin
17:47
lemo-51
17:22
Wojciech
17:11
Piotr_76
17:09
entony52
17:01
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |