Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

vicking
Wiktor Kołodziejczyk
Lubliniec

Ostatnio zalogowany
2018-05-29,13:55
Przeczytano: 688/78772 razy (od 2022-07-30)

 ARTYKUŁ 
Srednia ocen:9.8/5

Twoja ocena:brak


Mój pierwszy raz ;)
Autor: Wiktor Kołodziejczyk
Data : 2009-08-18

Mieszkam w Lublińcu, czyli o rzut beretem od ośrodka Silesiana położonego niedaleko Kokotka, gdzie odbywa się Bieg Katorżnika.

Początkowo zamierzałem się dostać do ośrodka samochodem ale czekając na swój transport uznałem, że szkoda czasu i pięknej pogody, więc chwyciłem za swoją torbę, zarzuciłem na ramię i ruszyłem drogą rowerową w stronę Kokotka.

Droga spod mojego domu do ośrodka Silesiana liczy ok. 8km. Na miejsce dotarłem w godzinę. Wszyscy uczestnicy biegu mieli zapewniony nocleg w sali sportowej ośrodka Silesiana. Gdy przekroczyłem próg sali nie była ona jeszcze do końca zapełniona z czego się ucieszyłem i od razu rozpocząłem poszukiwania własnego kąta.

Długo szukać nie musiałem, bo tuż za drzwiami po lewej stronie zauważyłem kawałek wolnej przestrzeni zasłoniętej ścianą. Rzuciłem torbę w ten kąt i poszedłem zapoznać się z terenem na którym nie byłem od ładnych paru lat.




Kolorowe reklamy, stoiska sponsorów, scena i masa ludzi nadały temu miejscu trochę świeżości, której nie czasem tu brakowało. Zwiedzając najbliższy teren, czyli głównie pomost można było zauważyć początkowy odcinek trasy. Z kolegami zakładałem, że jej pierwszy odcinek będzie prowadził przez brzegi jeziora, a później wokół niego w lesie przez jakieś chaszcze, bagna, błoto, a cała reszta atrakcji będzie wiadoma tylko dla organizatora trasy.

Póki co nie zastanawiałem się bardziej nad trasą, jej długością i tym co może mnie na niej spotkać. Musiałem zabić czas, zjeść coś i raz jeszcze upewnić się czy ktoś przypadkiem nie przywłaszczył sobie mojego kąta do spania.

Ostatnim posiłkiem na dzień przed biegiem została kiełbaska z grilla, nieco sucha bułka i w miarę zimne piwo. Po skończonym posiłku udałem się do znajomej i jej koleżanki, które obsługiwały wielu spragnionych piwa ludzi. Atmosfera przy dystrybutorze była całkiem przyjemna, a z godziny na godzinę można było posłuchać różnych ciekawych teorii na temat Biegu Katorżnika i innych opowieści z życia wziętych. Pozytywnie!

W międzyczasie miała miejsce inscenizacja z Powstania Warszawskiego i koncert czeskiego zespołu. O godzinie 22.00 uznałem, że warto się już udać przespać przed jutrzejszym biegiem, który pochłonie ze mnie całą energię. Wiele osób przebywało jeszcze na zewnątrz i bawiło się w rytmach muzyki granej przez czeskich przyjaciół, część osób w małych grupkach na sali rozmawiało na różne tematy i kilkoro, ba nawet kilkunastu zapaleńców w tym sporo dziewcząt grało w piłkarzyki ;D

Spieprzyłem sprawę nie biorąc jakiegoś materaca, bądź karimaty z domu ale po prostu nie miałem czegoś takiego na stanie i przez pół nocy żałowałem.. bo nieco ta drewniana posadzka dała mi się we znaki. Ale jak teraz myślę o tej posadzce jako dyskomforcie, a przypominam sobie co się działo kilkanaście godzin później już na trasie biegu.. pikuś, Pan Pikuś ;)

Niedzielny poranek. Co niektórzy po ciężkiej nocy (hehe) starają się jeszcze odsypiać, a bardziej rześcy wychodzą na spacer lub poranny truchcik. Osobiście wybrałem spacer ze złudną nadzieją znalezienia jakiegoś otwartego sklepiku ;D

Cóż.. przeszedłem się spory kawałek ale uważam, że nie było źle. Na obrzeżach Kokotka naprowadziłem grupkę uczestników jadących samochodem na ośrodek w Silesianie - trafili, bo później widziałem ich przemykających gdzieś między schodami, a plażą.

Po spacerku zostały mi jakieś dwie godziny do biegu o 11.00. Jako, że pierwszy raz startowałem w Katorżniku uznałem, że ta pora na start będzie dobra. W razie czego wmieszam się w tłum finiszujących ludzi z godzin późniejszych ;D

Godzina do biegu. Kończę jeść jakieś batony popijając je wodą. Przyglądam się tafli jeziora i ludziom, prawdopodobnie kibicom, którzy zbierają się na plaży. Przyjeżdżają wojskowi z prysznicami i pokazowymi kombinezonami na stojakach. Nie myślę o tym, choć wojsko mnie pociąga i chciałbym wstąpić w szeregi armii, która głośno się reklamowała: „Wojsko Polskie. Czas profesjonalistów.

Dołącz do najlepszych!” po czym redukowała ilość miejsc do szkół oficerskich, a nabór tegoroczny nabór do szkół podoficerskich został wstrzymany.. Na pewno wiem jak się czuli wszyscy ludzie, których spotkałem na badaniach w Gliwicach, a większość z nich właśnie startowała do podoficerek. Cóż.. życie. Ale nie o tym mowa!




Żołnierze rozstawiają sprzęt, obsługa biegu stawia „bramy” startu i mety, znoszone są worki z podkowami i wodą dla zwycięzców biegu – Katorżników. Powoli czuję, że wzrasta we mnie napięcie przed biegiem. Nie bardzo ale jednak. Czas zacząć się szykować do biegu. Wracam na salę i wypakowuję swój „sprzęt”, tj. jednorazowe adidasy z targu, które sprawdziły się rewelacyjnie! Bezrękawnik z wcześniej przypiętym numerem startowym. Jako odzież na taki bieg, koszulka ta spisała się idealnie.

Możliwe, że rękawy nasączone wodą po jakimś czasie mogłyby ciążyć podczas biegu, a tak nie miałem z tym żadnych problemów. Kolejną ważną częścią mojego wyposażenia były ochraniacze i taśma klejąca, którą obkleiłem właśnie ochraniacze by lepiej trzymały się nogi i dodatkowo moje adidasy z targu żeby czasem nie spłatały mi figla i sznurówki nie puściły w czasie taplania się w wodzie lub błocie, którego na trasie było całkiem sporo (nigdy w życiu tyle błota nie widziałem ;D ).

Spodenki jak to spodenki – zwykłe, zakrywające uda ale następnym razem wezmę krótsze, bo i tak się umoczę, a nasiąknięte wodą nie będą aż tak przeszkadzać w biegu. Ostatnią rzeczą do kompletu przyszłego katorżnika są rękawiczki, których dłonie są wyposażone w gumę, która osłania dłonie przed korą drzew, konarami, krzakami i innymi naturalnymi przeszkodami, które były do pokonania na trasie biegu. Zestaw skompletowany – można ruszać na start!

Pół godziny do rozpoczęcia biegu. Mój pierwszy raz. Piąty-pierwszy Bieg Katorżnika. Przed dmuchaną „bramą” startu powoli zbierają się pierwsi zawodnicy ale nadal jest jakoś pusto. Szczerze mówiąc czuję się niepewnie. Zastanawiam się co mnie czeka po tych kilkudziesięciu metrach, które widzę..

Dwadzieścia minut do startu. Coraz więcej zawodników. Na mikrofonie jeden z organizatorów przypomina o zasadach biegu, a głównie o wzajemnej pomocy, którą należy nieść zawodnikowi przed lub za sobą jeśli będzie jej potrzebował w czasie biegu. Czy będę potrzebował takiej pomocy? Czy w razie czegoś ktoś mi pomoże? Czy ja nie nawalę, gdy komuś trzeba będzie podać pomocną dłoń? Chyba takie pytania miałem wtedy w głowie..

Dziesięć minut do startu. Wydaje mi się, że wszyscy zawodnicy są już przy „bramce”. Zostajemy ustawieni w linii tuż przed startem. Rodziny, znajomi, przyjaciele, fotoreporterzy wycofują się z przedpola wody do której za parę minut wskoczy dwieście osób i rozpocznie Bieg Katorżnika.

Ostatnie minuty.. Jest gęsto i duszno. Czuć wzbierającą adrenalinę. Każdy chce już ruszyć przed siebie i dać z siebie wszystko. Osoby, które startują pierwszy raz – sprawdzić się czy dadzą radę, a może powalczyć o lepszą lokatę. Weterani biegu – sami dobrze wiedzą czego prawdopodobnie mogą się spodziewać na trasie i jak to się przełoży na ich końcowy wynik. Dla mnie najważniejszy teraz jest udział i sprawdzenia własnych sił fizycznych i psychicznych – czy podołam wyzwaniu, które sam sobie rzuciłem!




10..9..8..7..6..5..4..3..2..1.. huk wystrzału oznaczający rozpoczęcie biegu!

Biegnę przed siebie nabuzowany, a jednocześnie niepewny tego co robię. W tle słychać okrzyki zawodników i kibiców. Skok do wody.. zimno. Tego się spodziewałem. Żeby było śmieszniej – nie umiem pływać ;D Jedyne czego się obawiałem to poziomu wody w jeziorze ale moje 184cm wzrostu wystarczyło żebym się nie utopił ;) W razie czego liczyłem na „lekkie” holowanie ze strony innych katorżników. Ale obeszło się bez tego.

Pierwsze kilkaset metrów to woda, wdarcie się na brzeg, bieg przed siebie, znów do wody i przedostawanie się przez wysokie trzciny do kolejnego kawałka ziemi. Tępo zawodników, którzy wyskoczyli na sam początek naszej grupy jest mocne i wiem, że pierwsza dwudziestka jest zaklepana. Ale to mój pierwszy raz! ;D Nie liczy się miejsce. Liczy się zabawa i udział w tym najbardziej hardkorowym biegu w Polsce! Więc nie jęczę ale biegnę przed siebie. Zaliczam pierwszą wywrotkę – potknąłem się o buta, kamień, dziurę w ziemi, sam nie wiem. Na pytanie: „Czy wszystko ok?” i wyciągniętą dłoń kolegi, podnoszę się, potwierdzam, że jest ok. i lecę dalej.

Zaczyna się długa droga przez środek jeziora. Bo to chyba był taki „środek” jeziora?! Hehe.. Byle przed siebie. Gdzieś w połowie widziałem jak czołówka już prawie dociera do zarośli drugiego brzegu – nieźle. Nacieram na wysepkę przede mną, którą kilkoma krokami przechodzę i znów do wody, która momentami swoją głębokością potrafiła zaskoczyć.

Wreszcie docieram do drugiego brzegu, gdzie rozpoczyna się druga część katorżniczych zmagań, które wcześniej znałem tylko z filmów i zdjęć ze wcześniejszych edycji biegu. Wszystkie te rowy, doły, koryta czy jak to nazwać wyglądają niepozornie ale mogą napsuć krwi niejednemu zawodnikowi lub wprowadzić go do stanu w którym używa podwórkowej łaciny poznanej w całym swoim dotychczasowym życiu ;]




Co się tam czaiło? Głównie nagłe zagłębienia przez co wpadało się po szyję do wody lub natrafiało się na korzenie, które zawsze musiały trafić w okolice goleni. Dobrze, że zdecydowałem się założyć ochraniacze.

Od tego miejsca poruszałem się w małej kilku osobowej grupce zawodników. Prowadząca osoba informowała kolejną za sobą na jakie przeszkody pod wodą natrafia, dzięki czemu nie obijaliśmy się bez końca w ukryte korzenie.

Trasa wiła się kilkaset metrów między wodą z korzeniami, a kilkumetrowym odcinkiem obok rowu z wodą, po czym znów wróciliśmy do zarośli jeziora, lecz nie na długo, bo po przejściu tychże zarośli znów wróciliśmy na brzeg i tym razem biegliśmy już w głąb lasu.

Do tej pory nie było błota i bieg był w miarę równy i spokojny ale w lesie właśnie zaczynał się etap, który nazwałbym błotnistym. Błoto, błoto, muł, błoto.. Do tego przejście na czworakach w betonowej rurze i ku zdziwieniu wszystkim.. kefir ;D Nie pogardziłem nim, choć wolałbym kubeczek wody, bo w ustach miałem straszną suchotę.

Koleżanka rozdająca kefiry na odchodnym krzyknęła, że to gdzieś połowa trasy. Sądziłem, że ta gorsza połowa jest już za mną. Cóż.. źle to sobie wyobraziłem. Jak napisałem ta część trasy to tylko błoto. I właśnie to błoto poradziło sobie z moją taśmą, która utrzymywała w stabilności moje ochraniacze. Od tej pory co jakiś czas musiałem się zatrzymywać i jakoś wiązać ochraniacze żeby te nie „człapały” i nie spowalniały mojego biegu.

Przedarłem się przez to całe błoto i ponownie wskoczyłem do zarośli jeziora, które poprowadziły mnie na przeszkodę, którą widziałem dzień wcześniej w sieci tzw. przeszkody atestowanej ;D

Sądziłem, że znam teren Kokotka i lasów wokół, więc spodziewałem się, że to już koniec.. zbliżam się wielkimi krokami do mety. Niestety, pani strażak mnie rozczarowała. Jeszcze kilka przeszkód i dwa kilometry do mety. Ha! Dwóch kilosów nie dam rady pokonać jak całą resztę pokonałem?!

Dalej do przodu. Pierwsza przeszkoda, którą napotkałem to kładka pod którą przedostałem się wodą w tle słysząc „strzały” z aparatów fotografów. Mam nadzieję, że znajdę się w jakiejś galerii – to dodaje mi sił na ostatnie metry biegu.




Moje wyobrażenie ostatnich metrów, a raczej ostatnich dwóch kilometrów Biegu Katorżnika były całkiem inne.. ale jestem tu pierwszy raz, więc pewnie jeszcze nie raz będę zaszkoczony. Znów błoto – gęste, wciągające i wysysające siły błoto. Taśmy prowadzące trasę są zerwane.. czuję pokusę wstąpienia na twardy grunt ale za mną są inni zawodnicy.. jakby to wyglądało?! Poza tym nie odpuszczałem sobie przez cały ten cholerny bieg, więc czemu teraz mam dać sobie fory? Do przodu! Koniec błota.. twarda ziemia pod nogami.

Można trochę pobiec. Dobiegam do kolejnej, bardzo ciekawej przeszkody. Należy wejść pod ziemie małym otworem do zasypanego pomieszczenia i wyjść takim samym wyjściem na drugim końcu. Teraz się zastanawiam czy ktoś czasem nie uderzył się tam w głowę.. Było dość ciemno i chyba sufit był nisko.. Kolejna przeszkoda za mną. Słowa otuchy na drodze: „Już blisko do mety! Jeszcze trochę!”. Fuck! Który raz już to słyszę. Choć coś w tym jest, bo coraz głośniej słychać muzykę i głosy kibiców. Przebiegam przez budynek – przez starą toaletę, schodami na piętro, przeglądam się w lustrze – nie wyglądam na czystego ;D Biegnę dalej. Schody w dół, zakręt.. ostatnia prosta.

Widzę dopingujących kibiców, czuję przypływ energii – przyśpieszam i wbiegam na przystań. Ostatnie dwa zakręty i prosta do „bramy” na metę.

Dobiegam zmęczony ale uśmiechnięty. Sześć kilogramów, bo tyle waży podkowa Katorżnika; ląduje mi na karku. Jestem szczęśliwy, że dobiegłem i pokonałem swoje słabości. Fizyczne jak i psychiczne. A było ich kilka na trasie..

Chyba od teraz mogę się tytułować Katorżnikiem!
Z mody wychodzi okrzyk: Jestem hardkorem!
Nowym trendem zostaje hasło: Jestem Katorżnikiem!



INFORMACJA POSIADA MULTI-FORUM
POROZMAWIAJ
Biegi przełajowe

XI Bieg Katorżnika - Lubliniec - Kokotek, 8.8.2015

103
2019-07-30
Biegi przełajowe

XIII Bieg Katorżnika - Kokotek k.Lublińca, 12.8.20...

7
2017-07-18
Biegi

Bieg Katorżnika sprzedam

1
2017-07-17
Biegi przełajowe

XII Bieg Katorżnika - Kokotek,13.08.2016

4
2016-08-12
Biegi przełajowe

2014 - X Bieg Katorżnika

40
2014-08-18
Biegi przełajowe

2013 - IX Bieg Katorżnika

84
2013-09-24
Biegi przełajowe

2012 - VIII Bieg Katorżnika

74
2012-09-03
Biegi przełajowe

2011 - VII Bieg Katorżnika

378
2012-02-12
Biegi przełajowe

2010 - Ucieczka z Alcatraz

86
2010-10-30
Biegi przełajowe

2010 - VI Bieg Katorżnika

702
2010-10-26
Biegi przełajowe

2010 - IV Bieg Małego Katorżnika

28
2010-08-16
Biegi przełajowe

2010 - IV Galernik TEAM

6
2010-02-15
Biegi przełajowe

2009 - V Bieg Katorżnika

542
2009-09-18
Biegi przełajowe

2008 - IV Bieg Katorżnika

537
2009-01-25
Biegi przełajowe

2007 - III Bieg Katorżnika

584
2007-12-28
Biegi przełajowe

2006 - II Bieg Katorżnika

95
2006-08-23




















 Ostatnio zalogowani
ProjektMaratonEuropaplus
14:38
arco75
14:31
Sypi
14:18
42.195
14:14
ATT Sport
14:13
Raffaello conti
13:48
fit_ania
13:26
waldekstepien@wp.pl
12:55
arturM
12:50
kos 88
12:12
Leno
11:39
STARTER_Pomiar_Czasu
10:54
Rabarbar
10:49
Benek.Garfield
10:44
conditor
10:39
UKS ATOS WoĽnice
10:28
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |