Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

morito
Jacek Karczmitowicz
zgierz
Tygodnik Zgierski

Ostatnio zalogowany
---
Przeczytano: 418/111563 razy (od 2022-07-30)

 ARTYKUŁ 
Srednia ocen:8.8/4

Twoja ocena:brak


Nie ma jak u siebie
Autor: Jacek Karczmitowicz
Data : 2009-06-18

Kiedyś usłyszałem rozmowę dziennikarza ze sportowcem. Jeden z nich deklarował, że najważniejszy start czeka go w dniu "xxx" u siebie w hali. Przypomniały mi się wówczas słowa mojego, niestety już nieżyjącego biegowego Guru, że nieważne czy jesteś mistrzem świata, najważniejsze żebyś wygrał "u siebie". Jak cię podziwia sąsiad ze swoim szwagrem to jesteś ktoś. Uczestnicząc w biegu organizowanym poza miejscem zamieszkania jesteś jednym z wielu gości w kolorowych gaciach, którzy biegną i z reguły dobiegają do mety. Natomiast jak biegniesz "u siebie" masz szansę zorganizowania sobie osobistego dopingu, fan-klubu etc.

Dostarczenie radość i emocji najbliższym, jest również sprawą nie do pominięcia!!! Wiele razy na forum porusza się sprawę skromniej ilości kibiców na imprezach biegowych. Ale tak naprawdę to skąd mają się wziąć kibice? Trudno wymagać od biegaczy żeby taszczyli ze sobą rodzinę na bieg rozgrywany na drugim krańcu Polski, jednak autochtoni mogę już się pokusić o uatrakcyjnienie niedzielnego południa rodzinnym wypadem na imprezę sportową. Nie widzę nic zdrożnego w wspieraniu taty, mamy czy pociechy w biegowych zmaganiach.

W związku z moim życiorysem mam taki przywilej, że miast, gdzie biegam "u siebie" mogę wskazać co najmniej kilka. Jest to związane z moją dużą mobilnością oraz rozprzestrzenieniem się po Polsce mojej czy żony rodziny. W tym roku postanowiliśmy rozpocząć sezon we Wronkach.

Wronki są miastem, którego specjalnie nie trzeba przedstawiać, bo z jednej strony Wronki słyną z więzienia natomiast z drugiej strony muru /dosłownie/ mieszczą się zakłady FK AMICA. Jeśli dodać do tego stadion wraz z kompleksem sportowym, który przyciąga kadrowiczów z naszej reprezentacji w piłce kopanej to okazuje się, że atrakcji jak na tak niewielkie miasteczko jest aż nadto. Jednak we Wronkach w ciągu ostatnich lat zaczęto organizować również biegi. Jest to bez wątpienia zasługa władz miasta. Dość powiedzieć, że zastępca burmistrza jest zapalonym biegaczem i to nie takim w stylu "MAGDY M" deklarującym bieganie jako hobby, bo tak wypada napisać za namową spin doctorów w notce z okazji zbliżających się wyborów. Jest biegaczem z krwi i kości, klepiącym sumiennie km po wroneckich okolicach. Po cichu dodam, że nawet jest zalogowany w ISS tego serwisu;-)

Ale dość o tym...

Nie wiem czemu, ale jakoś zakodowałem sobie w głowie, że bieg we Wronkach jest na dystansie 5400m. Dziś już nie potrafię dojść w jaki sposób taką informację pozyskałem. Nieważne. Ważne jest to, że dystans okazał się krótszy. Dużo krótszy czyli jako podała nam pani w czasie zapisów tylko 1200m. Jeśli chciała nas pocieszyć to jej się nie udało. Nigdy w życiu nie biegłem na ulicy tak krótkiego dystansu. Moja Baśka była takim newsem wprost przerażona. Ale jak przyjechaliśmy do Wronek no to wystartować wypada. Sam bieg zorganizowany jest dobrze. Podkreślenia wymaga fakt, że głównym jego celem jest popularyzacja biegania w Gminie. Jeśli taka taktyka przetrwa jeszcze kilka lat to Wronki mogą stać się biegową potęgą na skalę ogólnopolską. W poprzedzających bieg główny biegach dzieci frekwencja była wprost oszałamiająca.



Rys.1 - Frekwencja dopisała we wszystkich biegach



W biegach dzieci miała brać udział nasza córka jednak tak się przejęła, że noc poprzedzającą bieg dostała rozstroju żołądka etc. Więc jej udział ograniczył się do dopingowania swoich starych i dzwonienia alpejskim dzwonkiem, co też ją stresowało ;-)

My rozgrzaliśmy się i stając na linii startu zdecydowanie zawyżaliśmy średnią wieku zawodników. Sam bieg trwał chwilę i trudno mi tu opisać coś mądrego. Jaką dramaturgię może mieć bieg na 1400m (bo tyle okazało się po dokładnym zmierzeniu trasy)

1. Strzał startera.
2. Wszyscy nas wyprzedzają.
3. Powoli się rozpędzamy.
4. Zaczynamy wyprzedzać pierwszych "sprinterów"
5. Nagle pojawia się META. Zdecydowanie zbyt szybko ;-)

Gdyby meta była dalej ok 200-300m Baśka zajęłaby 2 miejsce. A tak zajęła atrakcyjne 4 miejsce w pierwszym starcie w roku. Ja o ile mnie pamięć nie myli byłem chyba 15.

Ceremonia dekoracji i nagradzania najlepszych odbyła się z pełną pompą. Były fanfary, medale, statuetki i rowery. Były też jakieś inne nagrody. Ogólnie fajny bieg. Do pełni sukcesu brakuje zmierzone trasy, no i żeby jeszcze dystans był jakiś standardowy. Ja znając topografię Wronek sugerowałbym dystans np. jednej mili /1609m/. Przy zachowaniu obecnej organizacji i w oparciu o obecną trasę taki dystans byłby chyba bardziej pożądany. No i możliwość ustanowienia życiówki byłaby niewątpliwą atrakcją przyciągającą biegaczy do startu we Wronkach.



Rys.2 - Burmistrz wręcza nagrody



Po biegu oddaliśmy się spotkaniom rodzinny, natomiast wieczorem nie oparłem się pokusie żeby pokazać żonie "moją" ulubioną trasę biegową. Więc ubraliśmy buty i potruchtaliśmy z osiedla Borek do Obrzycka potem wróciliśmy do Wronek via Piotrowo, Obelzanki. W kilku miejscach znalazłem jeszcze na drzewach moje oznaczenia trasy. Robiłem je 20 lat temu. Mijając Olszynki mijaliśmy zabawowo nastrojonych mieszkańców, którzy nas pozdrawiali i dziwili się, że po Wroneckim Biegu o Puchar Burmistrza Wronek jeszcze chce nam się biegać. No cóż kilometraż wymagał uzupełnienia ;-)

Miesiąc później wystartowaliśmy w Biegu o Srebrne Czółenko Włókiennicze. U siebie w Zgierzu. No tutaj z frekwencją już nie było tak różowo. No ale jeśli "zachęca" się 8 letnie dzieci do biegania startem na 1400m. No to życzę powodzenia.



Rys.3 - Frekwencja w biegu koedukacyjnym gimnazjalistów



We wszystkich biegach "dla dzieci" czyli podstawówka, gimnazjum i liceum dystans był taki sam czyli prawie 1400m. Nie ma się czemu dziwić, że nauczyciele od WF-u bojkotują tą imprezę. Nikt nie chce narażać zdrowia dzieci.

W biegu głównym w tym roku frekwencja wybitnie dopisała. Wystartowało 40 zawodników w tym 5 kobiet. DO mety dotarło 36 zawodników i wszystkie kobiety. W tym roku organizatorzy wrócili do oryginalnej trasy. Trasa przebiegała na czterech pętlach ulicami Zgierza. Oznacza to, że biegacze mieli do pokonania czterokrotnie podbieg na pl. Kilińskiego. Nie jest to może jakaś straszna góra jednak pokonana cztery razy odciska swoje piętno. Kilka lat temu trasa była podobna, jednak pokonywana trzykrotnie. Każda z pętli ma 2706m i do tego należy dodać 40m dobieg na trasę pętli i dobieg do mety.

Po takich rachunkach organizatorzy określili dystans na 10000m. Tu już dystans nam pasował i samo ukształtowanie trasy było nam bardziej pasujące. Oczywiście po starcie znów miałem wrażenie, że jestem ostatni. Jednak na każdym okrążeniu a dokładnie rzecz ujmując na podbiegu piąłem się w klasyfikacji.



Rys.4 - Autor na końcowych metrach podbiegu



Ostatecznie zajmując 3 miejsce w swojej kategorii wiekowej. Baśka zajęła 3 miejsce wśród kobiet, zresztą może się pochwalić wspaniałym bilansem startów w tym biegu. W pięciu startach pięciokrotnie była trzecia. Nowością była przeprowadzona po raz pierwszy w 27 letniej historii klasyfikacja na najlepszego zgierzanina i zgierzankę. Muszę tu dodać, że stało się to po osobistych listach do Prezydenta Miasta. Bo z samym organizatorem rozmowa jest jakby trochę trudna;-)

Tą klasyfikacje Baśka wygrała w cuglach. Frekwencja zgierzan w biegu głównym wyniosła 6 osób na mecie. Pozostałe się wycofały.

Bieg w Zgierzu jest bardzo fajny, a obecna trasa wprost się prosi o popularyzację wśród biegaczy. Frekwencję w tym biegu nabijają biegacze z Łodzi i kilku ścigaczy, którzy przyjeżdżają na zaproszenie "po odbiór kopert". Jednak sam organizator biegu Zgierski TKKF nie robi nic poza wyznaczoną sztampę powtarzaną od 27 lat. Zakrawa na żart fakt, że w tym roku co najmniej 6 mieszkańców Zgierza ukończyło maraton i innych 9 zgierzan ukończyło półmaraton. A przecież jeszcze do rachunku należy dodać kilku, którzy przygotowują się tylko do Maratonu Warszawskiego (kolejnych 7 biegaczy) o sobie i mojej żonie nie wspominam. I organizator tego biegu nie potrafi nakłonić całkiem sporej gromadki zgierskich biegaczy do udziału w zgierskim święcie biegania. Dlaczego ???

Opisałem w tym tekście dwa lokalne biegi. Organizowane w jakże inny sposób. Biegowi we Wronkach wróżę duży sukces sportowy i wychowawczy. Natomiast bieg w Zgierzu wymaga totalnej reformy począwszy od nazwy. Co dzisiejszy Zgierz ma wspólnego z włókiennictwem? Chyba tylko żal do zmarnowanych szans i sentyment za starymi dobrymi czasami. Dzisiejszy Zgierz to "miasto jeża" z wiersza Wandy Chotomskiej.

Ja osobiście myślę, że bez względu jak się losy obu będą toczyć, jeszcze wielokrotnie będę mógł pobiec w cieniu lip na ul. Róży Luksemburg i finiszować na tle kamienicy z ul. Poznańskiej w której spędziłem szczęśliwe dzieciństwo we Wronkach.

A w Zgierzu biegam codziennie więc jak tu nie startować?

Jacek KARCZMITOWICZ
Zgierz 17.06.2009r.

PS. Pragnę podziękować Rafałowi Zimnemu i Waldemarowi Kolasie za udostępnienie zdjęć.



Komentarze czytelników - 1podyskutuj o tym 
 

Grażyna W.

Autor: Grażyna W., 2009-06-24, 11:28 napisał/-a:
" Jak cię podziwia sąsiad ze swoim szwagrem to jesteś ktoś " - napisał Jacek. Całkowicie się z Tobą zgadzam, w 100%.

 



















 Ostatnio zalogowani
Marco7776
00:55
STARTER_Pomiar_Czasu
23:16
kasar
23:00
banan2203
22:58
romangla
22:41
ADAXO
22:32
kolotoc8
22:17
mieszek12a
22:04
Raffaello conti
21:59
Andrzej_777
21:30
maratonczyk
21:20
ula_s
21:04
ronan51
21:02
Stonechip
20:57
stanlej
20:51
Wojciech
20:28
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |