Torunianie na trasach. Maratony, półmaratony czy choćby biegi przełajowe to dla nich chleb powszedni
Długie i średnie dystanse zyskują coraz większe zainteresowanie. Torunianie biegają więcej niż przed laty i to nie tylko na terenie naszego kraju.
Biegi maratońskie czy przełajowe organizowane są we wszystkich częściach świata. Torunianie chętnie w nich uczestniczą, jak Grzegorz Chudzik w Czechach (z lewej), czy Maciej Szelc (dolne zdjęcie) w Egipcie.
7 czerwca odbędzie się najbardziej prestiżowa impreza biegowa w naszym województwie - Maraton Metropolii Bydgoszcz - Toruń. W związku z tym „Nowości” poprosiły kilku toruńskich biegaczy o podzielenie się swoimi wspomnieniami z najciekawszych swoich występów.
Starożytność w tle
Maciej Szelc, 31-latek, na trasach biegowych od 2002 roku. W połowie lutego bieżącego roku startował w Egipcie, w szesnastej edycji imprezy z cyklu Luxor Marathon.
- Bieg odbywał się na zachodnim brzegu Luksoru, w pobliżu takich miejsc jak Dolina Królów, Świątynia Hatszepsut, czy Ramasseum. Trasa ze starożytnością w tle - relacjonuje torunianin. - Większą część biegaczy maratonu i rozgrywanego wraz z nim półmaratonu, stanowili cudzoziemcy, wśród których największą grupą było kilkudziesięciu Japończyków.
Maraton odbywał się przy bezchmurnym niebie i o ile na starcie było jeszcze chłodno, to po dwóch godzinach było już 25-28 stopni Celsjusza. Biegaczy dopingowało wielu miejscowych, a szczególnie uradowane z całego wydarzenia były dzieci, które chętnie z nami biegły.
Półmaratony i biegi przełajowe również cieszą się coraz większą popularnością. Za naszą południową granicą, w tego typu zawodach, udział brał Piotr Bętkowski - niespełna 22-letni student poznańskiego AWF-u.
- Gdy na dobre wciągnęło mnie bieganie, każdy wyjazd zagraniczny zaczynałem od szukania biegów w okolicy, w której będę przebywał - mówi. - Zeszłoroczne urodziny spędziłem na drodze biegu w miejscowości Dobriś (50 km na południe od Pragi - przyp. red.). Wybrałem się tam razem z kolegą ze studiów, nie bardzo wiedząc, co nas czeka.
Okazało się, że ten bieg jest mniejszy niż toruńskie Top Crossy. Udział w nim wzięło siedemdziesięciu biegaczy, a trasa zamiast 10 km, jest o połowę krótsza. W tych przełajach zająłem wysokie trzecie miejsce, a dzięki nam bieg stał się międzynarodowy.
Dziesiątki tysięcy ludzi
Znacznie większym „zastrzykiem” doznań są jednak występy w kilkudziesięciotysięcznym tłumie maratończyków. Dwa miesiące temu, w 33 Maratonie Paryskim, wystąpił 25-letni Paweł Bukowski.
- Trasa wiodła głównymi trasami miasta, zahaczając o najbardziej znane atrakcje turystyczne stolicy Francji - opisuje torunian. - Start i finisz przy Łuku Triumfalnym był ogromnym przeżyciem. Czas 3.35:29 dał mi 6184 miejsce, ale wspomnienia z pewnością na długo pozostaną w mojej pamięci.
Obieżyświatem, a przede wszystkim jednym z najbardziej utytułowanych toruńskich biegaczy jest Krzysztof Bartkiewicz. 34-latek, który wiele razy stawał na podium imprez biegowych, wspomina ubiegłoroczny maraton nowojorski.
- To najbardziej komercyjny maraton na świecie. Startowało w nim ponad czterdzieści pięć tysięcy ludzi - mówi. - Miałem okazję wystartować na równi z elitą, z mocniejszej strefy. Fajnym przeżyciem było zobaczyć przed startem całą czołówkę światową.
Nowy Jork ma to do siebie, że tamtejsze zmagania obserwuje ponad milion widzów, ustawionych wzdłuż trasy. Budżet jest spory, biorąc pod uwagę nawet samo wpisowe (około 200 dolarów od jednej osoby - przyp. red.). Miasto na tym zarabia. Tam się biegnie grupami. Jest o wiele raźniej. Każdy wymuszony przystanek, to spadek o dwieście pozycji.
Polarne bieganie
Najlepszym przykładem na to, że bieganie potrafi „wciągać” na całego jest Jerzy Stawski, który ukończył już 122 maratony.
- Monaco, Sztokholm, Barcelona, Rzym, Paryż, Moskwa, Ateny, Wiedeń, Londyn... - wylicza, i wyliczać mógłby więcej, swoje występy torunianin. - Trudno przywołać jeden szczególny. Być może był takim maraton w norweskim Tromsø, sześćdzisięciotysięcznym miasteczku za kołem polarnym. Biegając, zwiedziłem całą Europę, ale Norwegia zrobiła na mnie największe wrażenie.
Sama trasa była przeciętna, średniej trudności, ale tamtejsza natura i przyroda jest fascynująca. Góry, fiordy, zalegające połacie śniegu... Ten maraton był o tyle niecodzienny, że odbywał się w czerwcu, czyli około środka dnia polarnego. Linię mety przecinałem przed północą, a cały czas świeciło słońce. Taki jest urok tego rejonu i biegania.
|