|
| Przeczytano: 492/53420 razy (od 2022-07-30)
ARTYKUŁ | | | | |
|
10 stron maratonu - cz.5 | Autor: Jerzy Skarżyński | Data : 2008-11-16 | Z okazji wydania najnowszej książki pt. "Maraton" autorstwa jednego z najbardziej znanych trenerów maratońskich w Polsce - Jerzego Skarżyńskiego - kontynujemy cykl dziesięciu krótkich artykułów prezentujących fragmenty książki. Zamieszczamy w nich niepublikowanych nigdy wcześniej zdjęć Jurka z jego kariery zawodniczej. Tym razem rok 1981 - Szczecińska Dwudziestka oraz 1982 - Maraton w Dębnie
Rys.1 - okładka książki pt. MARATON
PIERZYNKA:
Mimo wielkich oczekiwań, już przed startem do olimpijskiego maratonu wiedziałem, że nie będzie to mój najlepszy bieg. Na początku czerwca, na półtora miesiąca przed igrzyskami, na obozie treningowym w Krynicy, będąc w trakcie wyczerpujących treningów wytrzymałościowych, dopadła mnie angina. Podczas gdy moi koledzy z reprezentacji, Marczak i Sajkowski, bili na treningach rekordy, ja z gorączką leżałem w łóżku. Tak więc do biegu przystępowałem w niezbyt optymalnej formie.
Ze względu na panujące w Moskwie ogromne upały dochodzące do 35°C najrozsądniejszą taktyką było spokojne rozpoczęcie biegu. Ale kiedy wyprowadzono nas na start, na wypełniony po brzegi 100-tysięczny stadion na Łużnikach, poczułem się jak w jakimś diabelskim kotle. Niesamowity jazgot i wrzawa podniosły poziom adrenaliny do tego stopnia, że gdy padł strzał startera zapomniałem o wszystkich postanowieniach. Tłum zawodników porwał mnie do przodu i musiałem dostosować swoje tempo do tempa szerokiej czołówki, które było bardzo mocne.
Pierwszy kryzys dopadł mnie po 25 km. Nagle zrobiło mi się ciemno przed oczami i tak jakoś słodko na żołądku. Jakiś przyjazny kibic podał mi wiaderko z wodą, którą wylałem na siebie. Po kilkudziesięciu sekundach postanowiłem kontynuować bieg, choć już z duszą na ramieniu. W tym czasie minęło mnie wielu zawodników i spadłem w okolice 20. miejsca. W międzyczasie widziałem wielu zawodników, którzy skrajnie zmęczeni tempem i upałem siadali na poboczu drogi lub słaniający się na nogach byli zabierani przez karetki. Dotrwałem jakoś do 35 km, gdzie dopadł mnie kolejny kryzys. Czułem się skrajnie wyczerpany, ręce miałem białe od soli. Przestraszyłem się, że nie ukończę olimpijskiego maratonu, a tego bym nie chciał za żadne skarby.
Rys.2 - 1981 - Szczecińska Dwudziestka
Zmobilizowałem w sobie ostatnie rezerwy sił i postanowiłem, że choćbym miał iść to dotrę do mety. Na ugiętych nogach, z dudniącym sercem, dopadłem bramy stadionu. Ciemny i chłodny tunel dodał mi sił, a kiedy wybiegłem na płytę stadionu niewiarygodna owacja kibiców witających maratończyków wynagrodziła mi cały trud. Na mecie ucałowałem ze szczęścia tartan. Dopiero później dowiedziałem się, że byłem 26. Dla mnie w tym piekle to było aż 26. miejsce. Dość powiedzieć, że na 95 startujących ukończyło go tylko 55.
MARCZAK:
Start w Moskwie, po uzyskaniu minimum olimpijskiego w Dębnie, miał być moim najważniejszym maratonem. Niestety, miałem w tym okresie zbyt małe doświadczenie maratońskie, by tak się stało. Po uzyskaniu minimum od wiosny do startu na igrzyskach zmieniło się kolejno trzech trenerów kadry: Andrzej Biernat, Tadeusz Gorzechowski i Zbigniew Orywał. Każdy z nich wdrażał swoje metody i poglądy treningowe i to zadecydowało, że podczas igrzysk byłem zupełnie bez formy. Paradoksem jest to, że właśnie od tego maratonu rozpoczęła się właściwie moja kariera maratończyka. Po analizie zacząłem trenować sam, zostałem samotnikiem w treningu maratońskim, znalazłem drogę, która prowadziła do wyników. Myślę, że mój start w Moskwie z doświadczeniem, które miałem 2 lub 3 lata później, wyglądałby zupełnie inaczej.
Rys.3 - 1982 - Maraton Dębno
SAJKOWSKI:
Podczas naszych eliminacji w Dębnie byłem trzeci, przegrywając złoto i srebro o kilka sekund na ostatnim kilometrze. Najgorsze, że do końca nie byłem pewny wyjazdu, bo po PZLA krążyła plotka, że najprawdopodobniej w maratonie zadebiutuje Bronek Malinowski, więc mój start stoi pod znakiem zapytania. Ta niepewność spowodowała, że musiałem się zgodzić na zupełnie inny trening. Robiłem wszystko, co mi kazano, mało tego – na każdym treningu walczyłem jak lew, bijąc rekordy, by tylko przekonać innych o swojej sile i przydatności.
Sił starczyło jednak tylko na przygotowania. Stojąc na linii startu maratonu olimpijskiego wiedziałem już, że na nic nie mogę w tym biegu liczyć. To nie byłem ja, waleczny i pełen wiary w swoje umiejętności. Po półmetku podjąłem bolesną dla mnie decyzję o zejściu z trasy, co przyszło mi o tyle łatwiej, że dogoniłem Ryśka Marczaka, który przeżywał podobny kryzys i nie potrzebowaliśmy słów, by utwierdzić się w przekonaniu, że ten maraton dla nas obu już się zakończył. Ogromne nadzieje i totalna klęska na trasie – to maraton, nie my pierwsi, ani ostatni, którzy tego skosztowaliśmy...
|
| | Autor: wese, 2008-11-28, 23:49 napisał/-a: Sam trenuję już któryś rok z rzędu na książkach J.S jednak najnowsze plany mnie zaskoczyły . Przedtem było odradzane bieganie 40 km a teraz raptem jest zalecane . W poprzednich książkach nie słyszałem by 4x w tygodniu uprawiać GS , nigdzie też nie wyczytałem o przebieżkach 20x200 . Ciekawe czym będziemy My uważni czytelnicy J.S zaskoczeni w 5 książce. I czy aby nie będzie to kolejne lanie wody .Mimo wszystko polecam salcesonom wszelakiej maści . Jednakże autorze kochany pamiętaj że po śląsku powiem " my nie są żółtodzioby " A to że ktoś kiedyś przebiegł tyle a tyle to już po 4 książce nie wiele znaczy . Zaczyna to śmierdzieć komercją , obliczoną na ile frajerów się da kupić na 5 książkę . W 5 książce dowiemy się np. że robienie skipów już nie jest w modzie , w 6 książce przeczytamy że wieloskoki to były za komuny . A w 7 książce że jedzenie kapusty jest niezdrowe . I jedna naczelna nutka sentymentalna przecież tak niewiele mi( autorowi) brakowało do IO a tego się będziemy dowiadywać z każdej książki bo to jest temat dyżurny. | | | Autor: iwa, 2008-11-29, 10:43 napisał/-a: Wydaje mi się, ze jesteś niesprawiedliwy tak pisząc, ponieważ z jednej strony, jak sam piszesz, trenujesz "na książkach J.S.", a z drugiej zarzucasz Mu komercję itd. Trzeba też wziąć pod uwagę, że książka jest napisana nie tylko dla biegaczy, którzy mają już jakąś przeszłość biegową i nie są "żółtodziobami". Biegaczy ciągle przybywa, a dwie pierwsze książki są już niedostępne na rynku, stąd też są powtórzenia, np. o historii maratonu, aby nowi biegacze mogli się z tym tematem zapoznać. | | | Autor: Rapacinho, 2008-12-06, 19:56 napisał/-a: Będę chciał w najbliższych dniach zamówić "Maraton", tak więc już niedługo będę mógł się pokusić o jakąś konkretniejszą opinię. | | | Autor: marysieńka, 2008-12-16, 16:03 napisał/-a: Święte słowa, święte.
Prawda.
W maratonie obowiązuje zasada..
Wolniej zaczniesz, szybciej skończysz.
Sama kilkadziesiąt razy miałam okazję tego doświadczyć:))) | | | Autor: Admin, 2008-12-22, 08:48 napisał/-a: Zamieściliśmky ostatni już niestety odcinek książki Jurka Skarżyńskiego. W imieniu całej redakcji dziękuję Jurkowi za taką możliwość i mam nadzieję, że poszczególne odcinki śledziliście z apetytem :-) | | | Autor: IwonaKrzysBiega, 2008-12-22, 11:48 napisał/-a: Pierwszy maraton przebiegłem w Poznaniu 2006 z czasem 4,22 a właściwie był to marszobieg. Dlaczego tak się stało.Po nabyciu książki Pana Jurka dowiedziałem się dlaczego.Trenowałem wraz z żoną całą zimę(cross,WB1,2,3) na podstawie książki Pana Jurka.Przed maratonem w Dębnie w 2007r odpoczywałem według ksiązki. Przed maratonem bałem się dystansu i właściwie wszystkiego. Całe szczęście przed biegiem spotkaliśmy JS i wlał we mnie i w małżonkę, którą wiele osób zna - Iwona z Kołobrzegu. Start w czasie biegu tylko w głowie tylko wskazówki z ksiązki( na 2 pętli chciałem dojść innego biegacza ale po zmierzeniu czasu okazało się, że biegnę 4,30 na kilometr co było jak na moje mozliwości sprintem szybko idę po rozum do głowy i zwalniam).Gdy kończę bieg nie mogę uwieżyć w czas 3,30,33. Naprawdę wspaniały. Po tygodniu startuję na 10km i znowu rekord 41,06. Naprawdę wspaniały do dziś jeszcze się nie poprawiłem. Myslę że miałem wiele wskazówek od kolegów biegaczy o których przy okazji wspomnę Andrzeja(Wygana) który zagrzewał mnie a właścicie nas bo moja małzonka swój pierwszy maraton w tym samym czasie przebiegła w 4,02 co jest naperawdę dobrym wynikiem, kolegę Pawła z którym staram się rywalizować, Roberta który przyczynił się do rozpoczęcia biegania , Krzysztofa i wielu wielu innych z którymi spotymamy się wspólnie na biegach. Każdy przekazuje nam po tochu garść swoich doświadczeń. Książka JS usystematyzowała te informacje, pozwala je zweryfikować, jak ktoś uważa to może je pozmieniać ale ma odnośnik. My korzystamy z książki i staramy się biegać w/g tego.Każdy ma wolność wyboru co do sposobu treningu. Szukając metod książka JS stała się dla mnie elementarzem. Czasami człapiąc na rozbieganiach po 5,45 zastanawiam się jak jak ja przebiegłem maraton po 5 minut na kilometr. Po prostu trzeba biegać dla mnie sukcesem okazało się kupienie książki JS i bieganie w/g tego co tam jest napisane.Jeżeli ktoś inny napisze podobną również ją przeczytam i być może garść wiedzy wykorzystam dla naszego biegania bo biegamy krótko 3 lata a mój kolega Andrzej 30 wspaniale by było gdyby opisał swoją wiedzę. Chociażby biegi które wspomina w jakim obuwiu się biegało a czasy były równie dobre .Trzymam kciuki za wszystkich biegaczy którzy dzielą się swoją wiedzą z innymi.IwonaKrzysBiega. | | | Autor: Rapacinho, 2008-12-22, 20:40 napisał/-a: Ja już niedługo będę miał okazję przeczytać książkę "Maraton". Przyszła do mnie pocztą w zeszłą środę, ale to ma być prezent dla mnie pod choinkę, tak więc muszę jeszcze poczekać do środowego wieczoru :) | | | Autor: wokasi, 2008-12-26, 20:38 napisał/-a: Książka Jerzego Skarżyńskiego to elementarz.Pierwszy kompletny,fachowy poradnik dla biegaczy amatorów którzy chcą profesjonalnie trenować.Kolejne książki Jerzego to nic innego jak uwspółcześnianie,aktualizowanie wiedzy.
Zachęcam innych naszych najlepszych biegaczy do opisania swojej metody,zdradzenia tajników treningu biegów długich.
Niech ktoś się zmierzy z Jerzym Skarżyńskim.Na razie jest on jedyny.Jestem jego gorącym zwolennikiem,Wojtek Kasiński z Pszczyny. | | | Autor: Rapacinho, 2008-12-28, 19:36 napisał/-a: Jestem już w połowie książki i muszę przyznać, że jest dobra. Dlaczego tylko dobra a nie bardzo dobra? Tylko z tego powodu, że jak na razie przygotowuje się pod kątem półmaratonu i 10km, a nie pod kątem maratonu. Gdy będę przygotowywał się konkretnie pod maraton to pewnie powiem, że książka jest bardzo dobra :). Zdecydowałem, że chcę mieć tę książkę z kilku powodów, po pierwsze kiedyś na pewno będzie dla mnie bardzo przydatna, po drugie jest tam wiele cennych wskazówek, które przydadzą mi się przed moim przyszłorocznym debiutem w maratonie, a po trzecie część elementów z tej książki będę chciał przenieść na swoje przygotowania na sezon 2009. Ogólnie książka bardzo fajna, fajnie czytało się historię maratonu i mimo tego, że jestem dopiero w połowie, to wyłapałem już kilka cennych wskazówek dotyczących biegania :) | | | Autor: kkazmier, 2009-01-04, 11:07 napisał/-a: 1.GS-autor zalecał ją jak najczęściej. Wersja 3x w tygodniu była wersję minimalną. Przynajmniej 4x na tydzień przynosi pewnie dużo lepsze efekty.
2.20x200m autor wielokrotnie robil podczas swojej zawodniczej kariery. W swoich planach pewnie o tym nie napisał, bo byslał, że zwykły biegający będzie miał duży problem z ich wykonaniem.
Sam sprawdziłem to na własnej skórze. Dopiero przy bieganiu na odpowiedniej predkosci (raczej wolniej niz szybciej) udalo mi się wykonac 20x150 czy 20x200.
Bardzo chwale sobien tego typu trening. Technika, szybkosc i swoboda biegania idzie sporo w gore.
3.Roznice pewnie biora sie z rosnacych doswiadczen trenerskich. Pana Jurka. | |
|
| |
|