|
| Przeczytano: 492/88095 razy (od 2022-07-30)
ARTYKUŁ | | | | |
|
10 stron maratonu - cz.4 | Autor: Jerzy Skarżyński | Data : 2008-11-10 | Z okazji wydania najnowszej książki pt. "Maraton" autorstwa jednego z najbardziej znanych trenerów maratońskich w Polsce - Jerzego Skarżyńskiego - kontynujemy cykl dziesięciu krótkich artykułów prezentujących fragmenty książki. Zamieszczamy w nich niepublikowanych nigdy wcześniej zdjęć Jurka z jego kariery zawodniczej. Tym razem rok 1978 - Przełajowe Mistrzostwa Województwa – Gryfino, 19.03.1978 oraz Akademickie MP – Warszawa, 6.08.1978
Który z maratończyków jest najbardziej znany na świecie? Spiridon Louis, Abebe Bikila, Emil Zatopek, a może któraś z gwiazd tego dystansu już z XXI wieku, np. Paul Tergat czy Haile Gebrselassie?
Rys.1 - okładka książki pt. MARATON
Nie sądzę! Historia maratońskiego biegu filigranowego Włocha – Dorando Pietriego, znana jest nawet ludziom, którzy nie interesują się specjalnie sportem. Czy po eliminacyjnym biegu płotkarzy, w którym późniejszy mistrz olimpijski, Forrest Smithson, biegł... z książką w ręku, jeszcze coś mogło rozruszać londyńską publiczność? Mogło! Bieg maratoński.
To z pewnością bieg, który zostawił w pamięci 70 000 ludzi oczekujących na przybycie maratończyków niezapomniane wrażenia. Tyle, że nie wywołujące, jak w przypadku Smithsona, uśmieszków na twarzy. To był dramat. W relacjach prasowych słowo to odmieniano we wszystkich przypadkach! Spokojnie – Pietri nie powtórzył wyczynu Fejdippidesa. Przeżył!
24 lipca, o godzinie 14:30, po wystrzale 26 Lorda Desborough of Taplow, Prezydenta Brytyjskiego Komitetu Olimpijskiego, 56 biegaczy ruszyło na trasę. Było gorąco, ale wietrznie. Faworyci, mimo niesprzyjającej maratończykom pogody, ruszyli od samego startu dość szybko. Jak się później okaże, zdecydowanie za szybko. Do półmetka ostre tempo biegu forsowali Kanadyjczyk Tom Longboat, Indianin, który rok wcześniej wygrał w Bostonie, oraz mocno dopingowani przez tłumy rodaków Anglicy Lord i Pirce. Potem przyśpieszył ogólny faworyt, Charles Hefferon, reprezentant Afryki Południowej, który dość swobodnie oderwał się od stawki.
Rys.2 - Przełajowe Mistrzostwa Województwa – Gryfino, 1979
Od 18 mili (29 km) za jego plecami pojawił się jednak niewielkiego wzrostu, nieznany nikomu Włoch, ubrany dziwnie, wręcz karykaturalnie, w przesadnie długich, jak dla biegaczy, czerwonych spodenkach, w białej czapeczce na głowie. Był to Dorando Pietri, który czuł się dotąd rewelacyjnie. Na 20 mili Hefferon miał 2:02:26, a Pietri 2:06:18 (różnica 3:52). Wtedy Włoch ruszył w szaleńczą pogoń. Od chwili, gdy nawiązał z nim kontakt wzrokowy, poczuł się tak pewnie, że biegł jak w transie. Po dwóch milach różnica między nimi zmalała do 2:47. Na 24 mili prowadził ciągle Hefferon, choć Pietri łapał go już za koszulkę. Gdy chwilę potem wyprzedzał zupełnie wyczerpanego lidera wiedział, że już nie zagrozi mu on w biegu po złoto.
Na stadionie spiker podał wiadomość, że na prowadzeniu znalazł się zawodnik z numerem 19. W loży królewskiej nerwowo przewracano kartki z listami startowymi: nr 19 – Pietri Dorando, Włochy. W napięciu czekano na dalszy bieg wydarzeń. Na 40 km byłby już kiedyś na mecie, ale w Londynie pierwszy raz wydłużono dystans do nietypowych 42 km 195 metrów. Pozostało mu więc jeszcze ok. 2 km do linii mety.
Gdy Pietri pojawił się na owalu bieżni wypełnionego po brzegi rzeszą kibiców, nowo wybudowanego White City Stadium, minęły 2 godziny i 45 minut od chwili startu. Miał dużą przewagę nad Amerykaninem Johnem Hayes’em, który także łatwo wyprzedził już zupełnie zrezygnowanego Hefferona. Jeszcze tylko 355 metrów i będzie mistrzem olimpijskim. Nikt nie przypuszczał, że minie aż 9 minut i 45 sekund zanim w końcu przekroczy linię mety!
Rys.3 - Akademickie MP – Warszawa, 1978
To, co się działo wtedy z Włochem na bieżni, przeszło do historii sportu. W ciągu tych minut maratoński finisz stał się synonimem skrajnego wyczerpania sportowca. Ale też potęgi uporu oraz determinacji w dążeniu do celu, jakim jest przekroczenie linii mety biegu maratońskiego!
Już moment pojawienia się Dorando na stadionie wskazywał, że coś jest nie tak. Nie biegł, ale maszerował w otoczeniu licznej grupy sędziów i reporterów. Tyle, że skierował się początkowo nie w tę stronę. Gdyby nie głośne okrzyki znajdujących się przy nim sędziów poszedłby w przeciwnym kierunku! Ale udało się – skręcił w lewo, do mety. Marsz i krótkie odcinki truchtu przypominały raczej zataczanie się pijanego, pozbawionego sił i świadomości człowieka. Włoch każdym swym ruchem na bieżni stadionu mordował bezlitośnie kibiców. Był u kresu sił.
Nagle przystanął i... jak bezwładny worek osunął się na ziemię. Stracił przytomność! Trybuny zamarły. Upłynęło kilka niekończących się sekund, zanim Pietri otworzył półprzytomnie oczy i zrozumiał, co się stało. Jak bokser po niespodziewanym upadku na ringu poderwał się na nogi i znów podjął próbę ukończenia biegu. Przewracał się jeszcze kilkakrotnie, by po makabrycznej walce ze swoimi słabościami, zebrawszy trochę sił, powstać, i z uporem maniaka, jak zaprogramowana maszyna, kierować się w kierunku taśmy rozciągniętej nad linią mety, dającej uwolnienie od męczarni i upragniony złoty medal!
|
| | Autor: wese, 2008-11-28, 23:49 napisał/-a: Sam trenuję już któryś rok z rzędu na książkach J.S jednak najnowsze plany mnie zaskoczyły . Przedtem było odradzane bieganie 40 km a teraz raptem jest zalecane . W poprzednich książkach nie słyszałem by 4x w tygodniu uprawiać GS , nigdzie też nie wyczytałem o przebieżkach 20x200 . Ciekawe czym będziemy My uważni czytelnicy J.S zaskoczeni w 5 książce. I czy aby nie będzie to kolejne lanie wody .Mimo wszystko polecam salcesonom wszelakiej maści . Jednakże autorze kochany pamiętaj że po śląsku powiem " my nie są żółtodzioby " A to że ktoś kiedyś przebiegł tyle a tyle to już po 4 książce nie wiele znaczy . Zaczyna to śmierdzieć komercją , obliczoną na ile frajerów się da kupić na 5 książkę . W 5 książce dowiemy się np. że robienie skipów już nie jest w modzie , w 6 książce przeczytamy że wieloskoki to były za komuny . A w 7 książce że jedzenie kapusty jest niezdrowe . I jedna naczelna nutka sentymentalna przecież tak niewiele mi( autorowi) brakowało do IO a tego się będziemy dowiadywać z każdej książki bo to jest temat dyżurny. | | | Autor: iwa, 2008-11-29, 10:43 napisał/-a: Wydaje mi się, ze jesteś niesprawiedliwy tak pisząc, ponieważ z jednej strony, jak sam piszesz, trenujesz "na książkach J.S.", a z drugiej zarzucasz Mu komercję itd. Trzeba też wziąć pod uwagę, że książka jest napisana nie tylko dla biegaczy, którzy mają już jakąś przeszłość biegową i nie są "żółtodziobami". Biegaczy ciągle przybywa, a dwie pierwsze książki są już niedostępne na rynku, stąd też są powtórzenia, np. o historii maratonu, aby nowi biegacze mogli się z tym tematem zapoznać. | | | Autor: Rapacinho, 2008-12-06, 19:56 napisał/-a: Będę chciał w najbliższych dniach zamówić "Maraton", tak więc już niedługo będę mógł się pokusić o jakąś konkretniejszą opinię. | | | Autor: marysieńka, 2008-12-16, 16:03 napisał/-a: Święte słowa, święte.
Prawda.
W maratonie obowiązuje zasada..
Wolniej zaczniesz, szybciej skończysz.
Sama kilkadziesiąt razy miałam okazję tego doświadczyć:))) | | | Autor: Admin, 2008-12-22, 08:48 napisał/-a: Zamieściliśmky ostatni już niestety odcinek książki Jurka Skarżyńskiego. W imieniu całej redakcji dziękuję Jurkowi za taką możliwość i mam nadzieję, że poszczególne odcinki śledziliście z apetytem :-) | | | Autor: IwonaKrzysBiega, 2008-12-22, 11:48 napisał/-a: Pierwszy maraton przebiegłem w Poznaniu 2006 z czasem 4,22 a właściwie był to marszobieg. Dlaczego tak się stało.Po nabyciu książki Pana Jurka dowiedziałem się dlaczego.Trenowałem wraz z żoną całą zimę(cross,WB1,2,3) na podstawie książki Pana Jurka.Przed maratonem w Dębnie w 2007r odpoczywałem według ksiązki. Przed maratonem bałem się dystansu i właściwie wszystkiego. Całe szczęście przed biegiem spotkaliśmy JS i wlał we mnie i w małżonkę, którą wiele osób zna - Iwona z Kołobrzegu. Start w czasie biegu tylko w głowie tylko wskazówki z ksiązki( na 2 pętli chciałem dojść innego biegacza ale po zmierzeniu czasu okazało się, że biegnę 4,30 na kilometr co było jak na moje mozliwości sprintem szybko idę po rozum do głowy i zwalniam).Gdy kończę bieg nie mogę uwieżyć w czas 3,30,33. Naprawdę wspaniały. Po tygodniu startuję na 10km i znowu rekord 41,06. Naprawdę wspaniały do dziś jeszcze się nie poprawiłem. Myslę że miałem wiele wskazówek od kolegów biegaczy o których przy okazji wspomnę Andrzeja(Wygana) który zagrzewał mnie a właścicie nas bo moja małzonka swój pierwszy maraton w tym samym czasie przebiegła w 4,02 co jest naperawdę dobrym wynikiem, kolegę Pawła z którym staram się rywalizować, Roberta który przyczynił się do rozpoczęcia biegania , Krzysztofa i wielu wielu innych z którymi spotymamy się wspólnie na biegach. Każdy przekazuje nam po tochu garść swoich doświadczeń. Książka JS usystematyzowała te informacje, pozwala je zweryfikować, jak ktoś uważa to może je pozmieniać ale ma odnośnik. My korzystamy z książki i staramy się biegać w/g tego.Każdy ma wolność wyboru co do sposobu treningu. Szukając metod książka JS stała się dla mnie elementarzem. Czasami człapiąc na rozbieganiach po 5,45 zastanawiam się jak jak ja przebiegłem maraton po 5 minut na kilometr. Po prostu trzeba biegać dla mnie sukcesem okazało się kupienie książki JS i bieganie w/g tego co tam jest napisane.Jeżeli ktoś inny napisze podobną również ją przeczytam i być może garść wiedzy wykorzystam dla naszego biegania bo biegamy krótko 3 lata a mój kolega Andrzej 30 wspaniale by było gdyby opisał swoją wiedzę. Chociażby biegi które wspomina w jakim obuwiu się biegało a czasy były równie dobre .Trzymam kciuki za wszystkich biegaczy którzy dzielą się swoją wiedzą z innymi.IwonaKrzysBiega. | | | Autor: Rapacinho, 2008-12-22, 20:40 napisał/-a: Ja już niedługo będę miał okazję przeczytać książkę "Maraton". Przyszła do mnie pocztą w zeszłą środę, ale to ma być prezent dla mnie pod choinkę, tak więc muszę jeszcze poczekać do środowego wieczoru :) | | | Autor: wokasi, 2008-12-26, 20:38 napisał/-a: Książka Jerzego Skarżyńskiego to elementarz.Pierwszy kompletny,fachowy poradnik dla biegaczy amatorów którzy chcą profesjonalnie trenować.Kolejne książki Jerzego to nic innego jak uwspółcześnianie,aktualizowanie wiedzy.
Zachęcam innych naszych najlepszych biegaczy do opisania swojej metody,zdradzenia tajników treningu biegów długich.
Niech ktoś się zmierzy z Jerzym Skarżyńskim.Na razie jest on jedyny.Jestem jego gorącym zwolennikiem,Wojtek Kasiński z Pszczyny. | | | Autor: Rapacinho, 2008-12-28, 19:36 napisał/-a: Jestem już w połowie książki i muszę przyznać, że jest dobra. Dlaczego tylko dobra a nie bardzo dobra? Tylko z tego powodu, że jak na razie przygotowuje się pod kątem półmaratonu i 10km, a nie pod kątem maratonu. Gdy będę przygotowywał się konkretnie pod maraton to pewnie powiem, że książka jest bardzo dobra :). Zdecydowałem, że chcę mieć tę książkę z kilku powodów, po pierwsze kiedyś na pewno będzie dla mnie bardzo przydatna, po drugie jest tam wiele cennych wskazówek, które przydadzą mi się przed moim przyszłorocznym debiutem w maratonie, a po trzecie część elementów z tej książki będę chciał przenieść na swoje przygotowania na sezon 2009. Ogólnie książka bardzo fajna, fajnie czytało się historię maratonu i mimo tego, że jestem dopiero w połowie, to wyłapałem już kilka cennych wskazówek dotyczących biegania :) | | | Autor: kkazmier, 2009-01-04, 11:07 napisał/-a: 1.GS-autor zalecał ją jak najczęściej. Wersja 3x w tygodniu była wersję minimalną. Przynajmniej 4x na tydzień przynosi pewnie dużo lepsze efekty.
2.20x200m autor wielokrotnie robil podczas swojej zawodniczej kariery. W swoich planach pewnie o tym nie napisał, bo byslał, że zwykły biegający będzie miał duży problem z ich wykonaniem.
Sam sprawdziłem to na własnej skórze. Dopiero przy bieganiu na odpowiedniej predkosci (raczej wolniej niz szybciej) udalo mi się wykonac 20x150 czy 20x200.
Bardzo chwale sobien tego typu trening. Technika, szybkosc i swoboda biegania idzie sporo w gore.
3.Roznice pewnie biora sie z rosnacych doswiadczen trenerskich. Pana Jurka. | |
|
| |
|