Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

Edek
Edward DUDEK
Radziechowy
RKB

Ostatnio zalogowany
2015-06-22,09:37
Przeczytano: 564/49294 razy (od 2022-07-30)

 ARTYKUŁ 
Srednia ocen:8.5/2

Twoja ocena:brak


Biegiem wśród palm
Autor: Edward Dudek
Data : 2008-04-11

30 marca odbył się 11 Marathon de Monaco et des Riviera. O godzinie 9:30 Książe Monako dał znak do startu 2000 maratończykom z 38 państw. Na starcie pojawiła się 8 osobowa reprezentacja z Polski wraz z jedynym przedstawicielem Beskidów, Edwardem Dudkiem.

Wspaniała słoneczna pogoda i start z zatoki jachtowej Monte – Carlo, wśród palm z pola startowego Formuły-1 pozostanie na długo w pamięci biegaczy. Maratończycy ruszyli torem Formuły-1 przez tunele, by po pokonaniu pierwszych wzniesień pojawić się na trasie lazurowego wybrzeża. Od początku na prowadzeniu znajdowali się Kenijczycy. Trasa prowadziła przez Monako – Riviere Francuską następnie Włochy i powrót. Gdyby nie tablice ze znaczkiem Unii Europejskiej trudno by było zorientować się gdzie przebiega granica poszczególnych państw.






Na trasie mnóstwo kibiców, zespoły muzyczne i kapele, które grając różną muzykę zachęcały biegaczy do walki. Miła i sympatyczna atmosfera wspaniałe widoki na Morze Liguryjskie i pasma górskie wraz z cudowną roślinnością, oraz różnymi gatunkami palm. Do 17 kilometra wszystko przebiegało zgodnie z planem, prawie jak w szwajcarskim zegarku, gdy nagle poczułem piekielny ból w prawym udzie. Próbowałem rozmasować sobie bolącą nogę, aby biec dalej, jednak ból był bardzo mocny, że po przemaszerowaniu około 2 kilometrów udałem się na punkt medyczny. Po odczekaniu około 10 minut, na pomoc bez rezultatu, stwierdzając, że dalsze oczekiwanie nic nie zmieni postanowiłem pobiec dalej, wtedy zareagował lekarz serwisu. Masażyści znów mieli problem bo było ich 6 kto się ma mną zająć, po 1 minutowym masażu, który praktycznie nic nie dał. Ruszyłem dalej ciągnąc prawą nogę.

Przeżycia jakie mi towarzyszyły od tego momentu trudno opisać, jadąc 2000 kilometrów w jedną stronę trudno by było nie ukończyć tego maratonu. Na trasie mijali mnie kolejni zawodnicy, ja dalej walczyłem z przenikliwym bólem i dystansem. Do głowy przychodziły różne myśli, ale najgorsze było to, że mogę nie ukończyć mojego 90 biegu maratońskiego. Na 28 kilometrze mijało mnie małżeństwo Walczaków z Leszna, którzy podali mi tabletkę przeciwbólową i podtrzymali na duchu. I tak podziwiając krajobrazy dopingowany przez kibiców i wyprzedzany przez zawodników dotarłem na ulice Monako. Do mety zostało już tylko 2 km, wtedy już byłem pewny, że wbiegnę, a właściwie doczłapie na słynny stadion Louis II Monaco. Na metę maratonu wbiegło czterech Kenijczyków, a najlepszy z nich Geoffrey Mutai osiągnął metę po 2 godz.12 min.40 sek Najszybszym Polakiem na 27 miejscu został Bogdan Barewski z czasem 2 godz. 50 min. 52 sek., niewiele mu ustępował najlepszy z naszej grupy Jacek Łabudzki, który pokonał dystans w 2 godz.59 min na 43 miejscu. Ja zaś utykając próbując finiszować zebrałem wielkie brawa za upór i ambicję. Na mecie piękny medal, pamiątkowe zdjęcie i czas jakiego się nie spodziewałem 4 godz. 49 min. po ściągnięciu prawego buta okazało się, że w nowym wyczynowym bucie nie ma podeszwy, którą podczas szurania zdarłem dokładnie.






Po biegu gratulacje od całej ekipy i obowiązkowa kąpiel w morzu. Teraz pozostała tylko nadzieja na szybkie wyleczenie kontuzji, wszak sezon lekkoatletyczny dopiero się rozpoczyna. Oprócz przeżyć czysto sportowych, oraz widoków jakie towarzyszyły nam na trasie maratonu, warty odnotowania jest fakt że cała nasza 5 osobowa grupa maratończyków dotarła do mety kolejnego maratonu, a osoby nam towarzyszące mogły zobaczyć w bezpośredniej walce nasze zmagania. Wyjazd naszej grupy rozpoczął się w Sandomierzu przez Kraków, Żywiec, Zwardoń granica ze Słowacją następnie Austria obowiązkowo zwiedzanie Insbrucka przełęcz Brenner i Włochy.

Nocleg w stylowym alpejskim pensjonacie z pięknymi widokami na Alpy Włoskie. Rano wyjazd we Włoskie Dolomity, w Alpach wiosna po pokonaniu kilkudziesięciu serpentyn i przejechaniu wąskich alpejskich drużek, dojeżdżamy w zaśnieżone Dolomity widok tylu tras narciarskich i wyciągów wprowadzić może w kompleks nawet tak wytrawnego narciarza jakim jestem sam. Pokonujemy kolejne przełęcze i zatrzymujemy się aby nacieszyć oko tymi wspaniałymi widokami, zrobić pamiątkowe zdjęcie i utrwalić niezapomniane wrażenia na taśmie filmowej. Nasz przewodnik tatrzański Jacek dobrze przygotował się do wyprawy pokazuje kolejne szczyty Canazei – Campitello Dolomiti . Zjeżdżamy z gór na dole wiosna zatrzymujemy się u podnóża kompleksu skoczni w Predazzo. Opuszczamy kompleksy sportowe i wjeżdżamy na autostradę jedziemy przez Włochy do Francji, piękne widoki po lewo morze a po prawo zabudowa na litej alpejskiej skale. Wjeżdżamy w Księstwo Monako zabudowa bardzo gęsta, każdy skrawek ziemi maksymalnie wykorzystany, w wolnych przestrzeniach między zabudowaniami piękne palmy. Udajemy się do zarezerwowanego wcześniej hotelu, którego znalezienie sprawia nam mnóstwo kłopotu, wąskie uliczki, praktycznie nadające się tylko do ruchu rowerów, a na dodatek gdzie można to zaparkowane samochody, jednak nasz zawodowy kierowca Zdzichu dobrze radzi sobie naszym busem w tych uliczkach.






Wieczorem udajemy się na zwiedzanie Monte – Carlo pięknie oświetlone usadowione w masywie skalnym, w dole zatoka z portem gdzie przycumowane są jachty, których trudno dostrzec w innych portach wielkie i bogato wyposażone . Przechodząc promenadą można sobie pomarzyć wszak marzenia są za darmo. Będąc w Monako koniecznie warto zobaczyć słynne casina oraz przepiękny park pełen ogromnych tulipanów i palm. Udajemy się do hotelu, jeszcze tylko mały toaścik wszak dzisiaj przypadł dzień moich urodzin i spanko. Rano udajemy się do biura zawodów, które mieści się na słynnym lekkoatletycznym Stade Louis II Monako. Jak zwykle expo ze sprzętem sportowym i dużo ofert na następne biegi. Po odbiorze numerów startowych i zrobieniu zdjęć przed stadionem udajemy się na dalsze zwiedzanie Francji. Na początek słynne muzeum perfum Fragonard w Grasse, tłumy zwiedzających i rozkoszujących się w zapachach, pole do popisu dla naszych trzech pań towarzyszek podróży.

Ja oczywiście skorzystałem z wody różanej aby obmyć twarz i się odświeżyć. Następnie udajemy się Cannes słynna miejscowość nadmorska znana z relacji Festiwali gwiazd filmowych, mnóstwo dłoni odciśniętych w płytach wraz z podpisami znanych laureatów Festiwali i oczywiście słynny czerwony dywan po którym stąpała nie jedna gwiazda. Okazja do zrobienia kolejnego zdjęcia na dywanie i z manekinem przedstawiającym bohatera filmu. W końcu udajemy się na przepyszny obiad oczywiście muszą być owoce morza, właściciel zachęca do odwiedzenia jego picerii, nagle przy naszym stoliku jesteśmy obsługiwani przez czterech kelnerów, obiad pyszny i oczywiście francuskie wino na deser. Zbliża się wieczór powoli nasza wycieczka dobiega końca jeszcze odwiedzamy Nice nocą zatrzymujemy się na wzgórzu i robimy ostatnie zdjęcia z przepięknymi efektami świetlnymi. Udajemy się na nocleg bo rano startujemy w maratonie.






Po kąpieli w morzu udajemy się na obiad i dalsza część zwiedzania tym razem pałac Księcia wraz z ogrodami, oceanarium i ostatnie spojrzenie na zatokę z jachtami, rano wcześnie wyjazd i kolejne zwiedzanie. O godzinie szóstej wyjazd na początek jeszcze raz odtworzenie trasy maratonu tym razem z samochodu, mijamy Francję udajemy się do Włoch. Typowe górskie miasta i wioski częściowo wymarłe, na zboczach tylko pozostałości po sadach oliwnych w dolinach pasą się owce wysoko w górach widać sporą warstwę śniegu. Po drodze mijamy tunele, przełęcze i widoki których trudno spotkać u nas w Beskidach, domy budowane na skałach do których prowadzi wąska drużka, wyjeżdżamy coraz wyżej droga wije się po chwili z zielonej trawy zostaje już tylko wspomnienie, widzimy płaty śniegu by po następnym zakręcie zobaczyć grubą warstwę śniegu. Wjeżdżamy w tunel po drugiej stronie to zupełnie inny świat, Szwajcaria ze swoimi alpejskimi pensjonatami, wyciągami i całym zapleczem rekreacyjno sportowym, mijamy Alpy wjeżdżamy na autostradę i kolejny kraj na naszej wyprawie to Lichtenstein, następnie Austria i udajemy się przez Niemcy do Zgorzelca już jesteśmy w Polsce.

Pełni wrażeń i z pomysłami na następne wyjazdy sportowo – turystyczne. Teraz tylko wyleczyć szybko kontuzje wszak już za miesiąc Maraton Cracovia, a za 2 miesiące moja 15 setka w Biel/Bienne w Szwajcarii. Wyjazd Edwarda Dudka sponsorowała Akuna Polska Sp. z o.o. więcej zdjęć na www.radziechowy-wieprz.pl



Komentarze czytelników - 1podyskutuj o tym 
 

Jarek-S

Autor: Jarek-S, 2008-04-17, 15:37 napisał/-a:
super artykuł. parę lat temu byłem na wyciecce w Monte Carlo i czytając ten artykuł powróciły miłe wspomnienia z wycieczki podparte zdjęciami, które zrobiłem je wtedy. tak samo jak wy odwiedziłem te miejsca oipsywane przez ciebie.

Życze szybkiego powrotu do zdrowia i wiele sukcesów w następnych biegach.
Jarek

 



















 Ostatnio zalogowani
szalas
21:32
bogaw
21:29
marand
21:25
Łukasz S
21:09
rolkarz
20:59
Ty-Krys
20:54
kos 88
20:53
marmax3
20:42
wwdo
20:21
fit_ania
20:11
bobparis
20:08
skuzik
20:04
Wojciech
19:52
tarasekbr
19:39
marekszk84
19:38
kmajna
19:01
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |