Madryt, wbrew informacjom z przewodników okazał się przepięknym miastem. Przed samym wyjazdem moja dziewczyna Roma marudziła, że wolałaby pojechać do Egiptu, bo w Madrycie nie ma piramid, a cenowo wycieczka do Afryki była porównywalna. Teraz myśli zupełnie inaczej i krzyczy, że Madryt jest ciekawszy od Paryża!
Rys.1 - Plaza de Espana Don Kichot i Sancho Pansa
Może tak, ale paryskie kobiety są smuklejsze od Hiszpanek. Za to Hiszpanki są namiętne, a całujące się na ulicach pary (w różnych konfiguracjach) wręcz zżerają się wzajemnie... W modzie dominuje niepodzielnie czerń, potem czerwień i biel.
Rys.2 - Puerta de Europa - wrota Europy
Klimat centrum wprost bajkowy. Urocze place, placyki, uliczki, wino. Piękne, duże parki i przestrzenie potęgowane górzystym charakterem metropolii. Słońce, duuużo słońca, prawie w zenicie. Bałagan, walające się po ulicach i barach śmieci dodają kolorytu i werwy ludziom, których odwiedziliśmy. W niczym nie przeszkadzał mi kucharz serwujący anchoise, krewetki czy bagietkę, łapiąc każde brudnymi paluchami. Nawet mi bardziej smakowało. Południowcy nie przejmują się sanepidem. Liczy się smak, aromat i dobra zabawa. Malaga y ihola!
Rys.3 - Plaza de Torros Corrida - ciemna strona Madrytu
Maraton: Na maraton przyjechałem z myślą o podciągnięciu tempa od 30 kilometra dla Tomasza Wiatra (pierwszy z Polaków). Wrażenia: dotąd nie spotkałem trudniejszej trasy maratonu. Składał się z wielokrotności odcinków przypominających słynny już podbieg na ulicy Browarnej na trasie Maratonu Poznańskiego. Za to na zbiegach wypadały plomby, a pięty uderzały o łopatki. Taki RollerCoaster
Rys.4 - rywalizacja w maratonie jest bardziej wyrównana
Jeśli ktoś przyjechał tu na wynik, to srodze się zawiódł, jeśli tylko na zaliczenie to zawiódł się jeszcze bardziej. O trudności trasy najlepiej świadczą słowa kolegi maratończyka tuż za metą: "to nie był maraton na zaliczenie tylko na przetrwanie"
Rys.5 - na mecie... było ciężko !
Adiós!
|