Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

Przeczytano: 387 razy (od 2022-07-30)

 ARTYKUŁ 
Srednia ocen:10/2

Twoja ocena:brak


Maraton Gryzonia
Autor: Jacek Karczmitowicz
Data : 2006-09-05

GRYZONIE (Rodentia) stanowią najliczniejszy rząd ssaków, obejmujący 1800 gatunków zgrupowanych w 29 rodzinach. Cechą charakterystyczną wszystkich gryzoni jest obecność dwóch par stale rosnących siekaczy w górnej i dolnej szczęce oraz brak kłów. Większość gryzoni to zwierzęta roślinożerne, niektóre jednak nie stronią od pokarmu zwierzęcego. Zwierzęta te cechuje znaczna rozrodczość. Występują na wszystkich kontynentach, poza Antarktydą.

Co mają wspólnego gryzonie z maratonem? No może świstaki, gdy maraton jest w górach. Góry? Gorąco!!!

Gryzonia, niem. Graubünden, włos. Grigioni, romansz Grischun, franc. Grisons, (GR) - szwajcarski kanton w Alpach, na pograniczu Włoch, Austrii i Liechtensteinu.



Rys.1 - w oddali - na szczycie - meta maratonu...



Graubünden Marathon jest wg organizatorów najtrudniejszy maraton na świecie. Coś w tym jest. Przed udziałem w nim nie wyobrażałem sobie czegoś tak... niewyobrażalnego. Dziś moje horyzonty się poszerzyły niczym panorama z Parpaner Rothorn czyli mety tego maratonu. Maraton jaki jest każdy widzi. Tu jednak profil to połowa potencjalnych trudności. W tym roku dodatkowym utrudnieniem była pogoda. Uprzedzając fakty przed oczyma mam tablicę na której widniało 32. Mogła to być tablica kilometrowa, jedna wieczorem na tej tablicy widniała już cyfra 21;-) A działo się to na wysokości niespełna 1500mnpm. Jaka temperatura była na wcześniej pokonanych nasłonecznionych alpejskich łąkach?

Start maratonu usytuowano na boisku sportowym w centrum Chur, urokliwego miasta stolicy kantonu. Praktycznie od samego startu trasa biegnie pod górę, na początku łagodnie. Pierwszy podbieg rozpoczyna się już zaraz po przekroczeniu tablicy oznaczającej 3km. Nie był mowy o jakimś płynnym wzroście trudności. Od razu droga szutrowa i nachylenie, które wszystkich biegaczy w sąsiedztwie skłoniło do marszu. Taka rzeź ciągnie się na przestrzeni ok 600m. Wbrew pozorom 600 metrowy treściwy podbieg to bardzo dużo! Zaraz potem rozpoczyna się trasa o nachyleniu umożliwiającym przejście do truchtu czyli pokonywanie kolejnych kilometrów w czasie 7:30-8'.



Rys.2 - Jacek Karczmitowi - autor artykułu



I tak ten podbieg ciągnie się przez 12 km o średnim nachyleniu prawie 11%. W najwyższym punkcie trasa dociera na wysokość 1800mnpm. Jestem na 17km trasy maratonu. Gdybym miał jakoś określić ten fragment biegu, to oceniam go jako BARDZO TRUDNY nie mający swego odpowiednika w Polsce!!! Może się mylę ale nie ma w Polsce biegu, który miałby 12 km podbieg o nachyleniu 10%.

Potem następuje zbieg, którego trasę poprowadzono po drodze upstrzonej wilgotnymi korzeniami a podłoże przypomina glinę. Tak docieram do półmetka, który tu nie miał żadnego znaczenia. Na profilu widać, że przez następne 10km trasa biegnie wokoło jeziora czyli powinna być płaska. Żart!
Ten fragment przywodzi mi na myśl maraton w Sobótce, jednak poprowadzony na crossowej trasie. Nawet jeden z podbiegów był rozmiarami zbliżony do podbiegu pod przełęcz w Tąpadłach;-))) Pomimo, że po prawej stronie przyjemnie połyskiwała tafla jeziora, ja na przemian podbiegałem albo zbiegałem z fałdek.



Rys.3 - profil trasy...



W Lenzerheide zgotowano wielką fetę. Tu kończył się bieg na 20 mil i tu kilka godzin wcześniej rozpoczął się Rothorn Run. Moja żona postanowiła skupić się na najważniejszym odcinku zmagań i wystartowała właśnie w Rothorn Run. Czyli 11,5km +1414 m / -20 m meta na wysokości 2865mnpm. I na mnie również czekało to danie główne.

Pierwsze 500m prowadzi po drodze asfaltowej. Ale ta droga przeznaczona jest tylko dla samochodów z napędem 4x4. Ciekawe co po niej jeździ zimą. Zaraz potem łagodne wypłaszczenie na łące i wspinaczka 1,5km stromym szlakiem górskim do punktu odżywiania. Na tym punkcie odpoczywa bodaj 20 osób. Chyba powinienem zrobić podobnie, jednak nie zrobiłem. To był chyba mój błąd. Na odcinku do kolejnego punktu odżywiania rozwijam ogromną prędkość pokonując kolejne km w czasie nieznacznie przekraczającym 6'!!! Niestety punkt odżywiania Scharmion to był kres mojej sportowej rywalizacji. Potem już walczyłem tylko z sobą.

Każdy z maratończyków wie, że maraton zaczyna się po 35km. A maraton górski w stylu alpejskim? Na trasie Graubünden Marathon kryzys maratoński dopadł mnie ... na 3km i przez kolejne 33 nie odpuszczał. Jednak jak nazwać stan w jakim się znalazłem po pokonaniu 37km na wysokości 2000mnpm? Czekało mnie jeszcze tylko pokonanie 5km i ponad 800 różnicy poziomów. A meta wydawała się już tak blisko. Szum kolejki górskiej startującej z stacji, właśnie przy mecie był tak blisko. Rozpoczynam marsz. Jednak już nawet na wypłaszczeniach nie silę się na trucht. 37,5 km punkt odżywiania Weisshornlift.



Rys.4 - na trasie... lekki podbieg...



Jem i pije co mi w ręce wpadnie. Choć kusi nie siadam i ruszam dalej. Po pokonaniu 200m w ustach mam sucho i chętnie bym wrócił żeby się napić. Do kolejnego punktu pozostało tylko 2km czyli około 40 minut. Niestety błąd w obliczeniach. Do punktu było 2400m i zajęło mi to ponad godzinę. 39,9 km Punkt odżywiania Foil Cotschen choć to szaleństwo i od dłuższej chwili borykam się ze skurczami pije tylko cole i wmuszam w siebie jakiś baton. Na nic innego nie mam ochoty. Kurcze do mety pozostało 2km z hakiem, a ja oddalam się od mety? Mijam bodaj 2 zawodników w tym jednego, który już świętuje pokonanie trasy, a rodzina fotografuje go we wszelkich pozach.

Do mnie powoli dociera świadomość, że również uda mi się osiągnąć metę. Ostatni punkt odżywiania 41km. Po co umieszczać punkt odżywiania na kilometr przed metą? Żeby zawodnicy mieli co pić w czasie czekającej ich ponad 30 minutowej rywalizacji. Ten odcinek to koszmar. Upał, że się słabo robi, a trasa wiedzie ... w śniegu do połowy łydek!!! 42 km nagle odzyskałem siły i ochotę na bieg.



Rys.5 - niezapomniane widoki...



Czy to był bieg? ostatnie 200 metrów pokonałem w 3 minuty i 9 sekund. META, Zabierają mi chipa i otrzymuję skromniutki metalowy znaczek wielkości ok. pudełka od zapałek w foliowym woreczku /dilerka;-)/. Przedstawia on końcowe 5km trasy. Mój najcenniejszy z medali. Żona już dokładnie rozgościła się na mecie i pokierowała mną tak żebym nie błądził. Na mecie obrazki jak na wojnie(?). Leżą jacyś biegacze przykryci kocami inni płaczą, jeszcze inni wiwatują z zebranymi “swoimi” kibicami. Ja miałem tylko jednego kibica, który notabene zapoznał się z urokami ciekawszych fragmentów trasy.

Graubünden Marathon jest koszmarnie trudnym biegiem. Czy to maraton? A czy to ma jakiekolwiek znaczenie. Żona moja zastanawiała się jak można pokonać końcowe 11km mając w nogach 30km. Można. Jednak nie jest to łatwe. Ja cieszę się i nic nie jest w stanie zmącić mojej radości. Pojechałem do Leznerheide pokonać trasę maratonu i mi się to UDAŁO. Celowo piszę “udało”, bo należy fakt pokonania tej trasy rozpatrywać w kategoriach szczęścia. Mogłem mieć mniej szczęścia i ... Jednak tym razem się udało. Myślę, że na tą wybitną trasę jeszcze kiedyś wrócimy, bo warto. No i sentymentalny wydźwięk faktu, że jestem Pierwszym Polakiem na mecie Graubünden Marathon.

Jacek Karczmitowicz



Komentarze czytelników - brakskomentuj materiał



















 Ostatnio zalogowani
rezerwa
10:43
rys-tas
10:39
smszpyrka
10:26
Wojciech
09:58
platat
09:57
BemolMD
09:56
jantor
09:36
eldorox
09:33
Piotr Fitek
09:24
gor42195jk
09:02
Calma
08:55
kostekmar
08:09
Leno
07:49
biegacz54
05:11
przemirek
00:43
kmajna
23:31
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |