Udział w Cracovia Maraton jest dla mnie żelaznym punktem w planach startowych. Muszę się przyznać, że nigdy nie udało mi się tam zeralizować zakładanego planu, niemniej jednak “coś” mnie tam w majową sobotę ciągnie.
Po ubiegłorocznym maratonie znaczna ilość biegaczy nie pozostawiła na organizatorach “suchej nitki”. Ja się muszę przyznać, że żadna z powszechnie głoszonych “dolegliwości” mnie nie dotknęła, a same zawody wspominam miło. Jedynym mankamentem była aura, jednak na to organizatorzy mieli wpływ znikomy.
Organizatorzy Maratonu w Krakowie mają tę wielką cnotę, że jak saper mylą się tylko raz i o ile mnie pamięć nie myli, nie powielają błędów z lat poprzednich. I tak było w tym roku. Kraków ze swej natury przyciąga rzesze turystów z zagranicy. Jestem przekonany, że królewskiemu miastu przybyła jeszcze jednak atrakcja. Maraton. Tegoroczny maraton, bez cienia watpliwości, zasługuje na słowa powszechnego zachwytu. Do pełni szczęścia pewnie brakuje “szybkiej trasy”, ta w Krakowie już tradycyjnie jest pełna niespodzianek, raczej o pozytywnym zabarwieniu.
V jubileuszowy maraton “zagrał” na całej linii, a pogoda dostosowała się serwując uczestnikom 100% majówkę na krakowskich błoniach. A wszystko to okraszone maratońskim szumem, drażniącym nozdrza zapachem mazideł, szeptem maratońskich marzeń i planów. Magia.
Czy V edycja miałą wady? A czy zauroczony kochanek zauważą rysy w doskonałości, którą pokochał? Kocha się dlatego, że jest. Cracovia Maraton jest – i już.
I tylko pozostaje pytanie co ja tam robiłem? Przebiegłem swój trzydziesty maraton. I za ten maraton, mój mały jubileusz wam krakusy dziękuję. Maratonu wam natomiast gratuluję.
jacek karczmitowicz
zgierz 13.05.2006r |