Po ubiegłorocznym moim debiucie na trasie Zimowego Biegu Trzech Jezior w Trzemesznie na stałe wpisałem ten bieg do harmonogramu na kolejne lata. Dobra organizacja, baza logistyczna i osobowość Wasyla gwarantują mile spędzony sobotni ranek. W roku bieżącym się nie zawiodłem.
Zimowy Bieg Trzech Jezior pomimo stosunkowo kródkiej historii ma swoich zwolenników, którzy gotowi są pokonywać znaczne odległości, aby uczestniczyć w tym godnym polecenie biegu.
Do niedawna przez okres zimowy panował zastój, a kalendarz biegów do końca marca świecił pustkami. Rozgrywane były biegi, jednak miały one raczej charakter jak i oddźwięk lokalny. Praktycznie biegacze w okresie zimowym mieli przez kilka lat wybór pomiędzy: Chomiczówką, Wiązowną oraz Sobótką. Nieliczni szczęśliwcy mogli uczestniczyć w niewielkich lokalnych biegach. Jednak Wasyl jako pierwszy odważył się złamać ten monopol i w okresie wydawać by się mogło, najgorszym z możliwych zorganizował bieg, a jak wiadomo nieszczęścia chodzą parami uparł się na bieg przełajowy. Niemożliwe stało się możliwe i szalony pomysł Wasyla & co okazał się strzałem w 10!!!
Wasyl jest frontmenem tego biegu, jego złym i dobrym duchem, a jak się okazuje jest wszędzie. Organizacja tego biegu nie pozostawia pola do narzekań. Biuro pracuje tak jakby przez cały rok nic innego nie robiło. Nawet tak newralgiczny element jak transport zawodników na linię startu, tu został przeprowadzony sprawnie i płynnie. Nawet wobec spóźnienia dość znacznej grupy biegaczy z Łodzi, spowodowanego korkiem na drodze, reakcja organizatorów była natychmiastowa i słuszna. Nieznaczne opóźnienie chyba nikomy specjalnie nie dało się we znaki.
Trasa biegu jest dość trudna, jednak w kategoriach crossowych wydaje się dość szybka, co potwierdzają dobre wyniki szczególnie czołówki. Zabezpieczenie trasy, a w szczególności posypanie wrażliwych fragmentów piaskiem, zasługuje na słowa uznania. Sama trasa poprowadzona jest przez urokliwe i malownicze zakątki, znane z kiczowatych ladszaftów straszących i wiszących w wielu domach, jednak tu dających radość oczom.
Po przekroczeniu linii mety na każdego biegacza czekał piękny medal, gorąca grochówka i herbata oraz zimny napój izotoniczny.
Wyprawę do Trzemeszna uważam za pożyteczne spędzenie sobotniego poranka i i południa, pomimo wątpliwego sukcesu sportowego z moje strony. Mi ten start w kategoriach sportowych nie wyszedł, jednak późniejsze moje starty pokazały, że bieg po zaśnieżonych drogach podtrzemeskich lasów, jest nieodzownym elementem przygotowań zimowych maratończyka.
Po powrocie do Trzemeszna i kąpieli w jednej z kilku szatni rozpoczęła się trwająca ponad godzinę ceremonia dekoracji i losowania nagród, która sama w sobie i przy dużym udziale Wasyla była niezłym widowiskiem. Trzemeszno – zdecydowanie polecam!
|