Trochę ochłonąłem po maratonie wiec chcę się z Wami podzielić moimi spostrzeżeniami z tego niecodziennego maratonu. Niecodziennego na wstępie z dwóch powodów:
Pierwszym to zarażenie ideą koleżeńskiego maratonu władz samorządu miasta i udane wplecenie go jako ważnej imprezy sportowej podczas obchodów Dni Bełchatowa. Jeżeli się nie mylę, jeszcze nikt nie zorganizował swego koleżeńskiego biegu na taką szeroką skalę. Jest to trudne – wiadomo - wszystko rozbija się o fundusze, ale też można się domyślać, iż nasi dostojni jubilaci (P.Wnuk, T.Spychalski, Kamus, J.Stawski) wybierali raczej kameralne towarzystwo i zapraszali znanych sobie kolegów z maratońskich tras (czasem podawano limit zapisanych).
Po drugie oczywiście rocznica 100 –nego startu. Mało osób ma taki bagaż doświadczeń startowych, wiec to jak najbardziej miły powód do radości, iż … człowiek niby już stracony dla sportu (o czym wspomniał Jubilat przed startem) – to jednak potrafił zakochać się w bieganiu i zarazić innych swą pasją.
Maraton czas zacząć…
Właściwe to można rzec, że słychać o Bełchatowie było od …roku lub nieco krócej. Można powiedzieć: im wcześniej zaczniesz się przygotowywać tym lepiej wypadniesz. Z tego, co można było zauważyć, organizator był
w wielu miejscach (Spała, znane biegi maratońskie w Polsce) szerząc informację przed biegiem, a także mocno zaangażował się w …. internetową ścieżkę informacyjną, dzieląc się z przyszłymi uczestnikami tokiem przygotowań. Sprawiało to, że ci, którzy czytali takie informację, czuli iż są tuż obok nowotworzonego dla nich widowiska sportowego.
Zapisy na bieg były szybkie i sprawne, a w Sali, gdzie się odbyły (gimnazjum nr 3) można było zobaczyć ile to człowiek jest wart po przebiegnięciu 100 maratonów i parędziesięciu biegów ultra! Na tablicach wysiały w porządku chronologicznym wszystkie medale z biegów maratońskich Wojtka - było, na co popatrzeć! Tu dopiero można docenić inwencję organizatorów różnych biegów dotyczącą sztuki kreowania swoich medali! Dodatkowo każdy biegacz otrzymał pisemny wydruk z listą startów Jubilata. Także w pakiecie wręczanym przy zapisach zagościły gadżety sponsora (Elektrowni Bełchatów) oraz koszulka maratońska. Dodatkowo dla osób, które napotkał Wojtek na swej maratońskiej ścieżce zostały przekazane okolicznościowe pamiątki (a właściwe pakiety pamiątek-:)
Na sali zapisów można było spotkać przy okazji liczne rzesze maratońskiej braci. A to z Sopotu (państwo Witt), a to z Wrocławia, a to
z Adminowa (Admin-:), a to z Poznania (Maniacy). Wszyscy jak jeden maratończyk potruchtali w kolumnie za Wojtkiem z miejsca zapisów na miejsce startu. Trucht zajął nam niewiele czasu z racji tej, że … prowadził go Wojtek –
a wiadomo, że „lekkiej nogi” to on nie ma. Już po 1 dkm słychać było komentarze by zwolnić – na szczęście pilnowała tempa policyjna ekipa
i rowerzysta z koła „Zgrzyt” – choć temu ostatniemu było trudno na maksymalnej przerzutce nam dorównać- Jubilat jak przystało jest w świetnej formie!
Na starcie powitał nas spiker zawodów p.Wilczyński z życzeniami udanego biegu. Mając trochę czasu do strzału BRATA KURKOWEGO (no właściwie biorąc pod uwagę wiek …BRACIKA KURKOWEGO), wielu biegaczy życzyło Wojtkowi zdrowia oraz darowało okolicznościowe pamiątki oraz …wiersz (p.Gil). Słowa podzięki za przybycie skierowały do nas Władze Miasta, Elektrowni oraz głównego sponosora biegu. Wojtek także podziękował za wsparcie biegu przez organizatorów i sponsorów.
Krótko przed 10:00 wypalił prze swej „rusznicy” Brat kurkowy- dało się dość szybko odróżnić, iż nie jest to cichy strzał startera. Krótko potem nastąpiło wspólne odliczanie i … poszły konie po Bełchatowie – Pierwszy maraton
w Bełchatowie się zaczął!
Już przy pierwszym kilometrze widać wspaniałe oznaczenie trasy- poziome i pionowe- pomyślałem ze miło będzie sprostać Jubilatowi przynajmniej do połowy biegu, lecz…. Zegarek wskazał 4:33 i ….odstawiłem tą myśl na później i podreptałem okazało się z pewną grupą biegaczy, która niczym szwajcarski zegarek przez ok. 18 km biegał tempem prawie idealnym 5 min / km. Okazało się, że to grupa internauto-biegaczy z WWW.biegajznami.pl A no fajnie się biegło i poszczególne kilometry mknęły dość spokojnie z tętnem do 140-145. Samopoczucie świetne- polepszało się, gdy w polu widzenia pojawiał się … punkt odżywczy i pilnujące nas patrole rowerowe koła „Zgrzyt” (ciekawa nazwa koła rowerowego:) Punkty odżywcze były sowicie „wypasione”!
Już od około 15 km zaczęła się wyłaniać Elektrownia Bełchatów (no może trochę wcześniej, ale zagadani nie zwracaliśmy na to uwagi). Miły był też widok kolejnych skrzyżowań, gdzie na każdym z nich stał w galowym stroju lokalny komendant Policji lub Straży Pożarnej i pokazywał drogę! Czasem Ci panowie byli w wieku mojego dziadka, ale służbę wskazywania drogi oraz obdarowywania uśmiechem każdego biegacza spełniali na 5 z plusem.
Na półmetku już wyraźnie zarysowała się bryła budynku oraz kominów elektrowni- myślałem ze w ramach zwiedzania jakąś rundkę koło komina zaliczmy. Moja wizja się nie spełniła - rundka była, ale przeniesiona na parking przed wejściem na teren Elektrowni. Czas na półmetku 1:45,13 ze sporym luzem samopoczucia dawał szanse na 3:30-3:35 wiec radosny pędzę dalej utrzymując założone tempo. Jednak moje tętno zaczyna powoli rosnąć opierając się już o granice 150-155- a to znaczy, że dobre samopoczucie długo się nie utrzyma.
Na 25 km wbiegamy w uroczy kompleks wypoczynkowy – kampingi, zalew. Chłodno i przyjemnie- ja już nie biegnę z grupą, lecz staram się nie zgubić (przynajmniej wzrokowo) jednej z dziewczyn- na razie ok. 200m straty, ale mam wrażenie, że strata ta się nie zwiększa.
Po 30-tce tempo powoli „siada” …. Czuję ze teraz to właśnie ma miejsce ten PRAWDZIWY maraton … 33 i 34 km to już tempo żółwia na …urlopie. Oby do punktu odżywczego … Ku mojemu dziwieniu jest on nieco przed 35 km
i wpadam na niego siejąc „poważne spustoszenie” -:) Gatorade leje się kubkami w moje ciało, a do tego te pyszne małe ciasteczka! Kursuję pomiędzy stolikami dobre parę minut, nie mogąc się od nich oderwać… Ciasteczka- Gatorade
i znów ciasteczka i odżywka …. Ale CZUJĘ, że się wzmocniłem. Dogania mnie na punkcie kolega z Mety Lubliniec – Jacek.. Postanawiam ruszyć i czuję, że znów niczym elektrownia mam MOC. 36,37,38 km mijają nawet nie wiem kiedy – tętno już wskazuje ze ..,ale co mi tam, już niedaleko. Biegnę, co sił – korzystam w liczne wystawionych przez mieszkańców misek z wodą! Fajny pomysł że właśnie ich jest sporo koło 39-41 km, kiedy już sił „jak na lekarstwo”.
Postanawiam jednak trochę sił zachować na metę, by tam ambitnie wbiec jak Ben Johnson…. 41 km mijam i …trasa zniechęca do takiego planu. Wpadam miedzy bloki z myślą, że to już meta a tu psikus, zwalniam i biegnę na tyle na ile …wyglądam-:).
JEST! META! -medal zawieszony! Piękny i ciężki- piję niczym spragniony turysta w oazie na Saharze. Odbiór paczki żywnościowej- przydała się bardzo, pifko…
i szybko postanawiam się odświeżyć w hotelu.
Z uwagi na zasypiającą córkę nie jedziemy na dekorację – jednak zabawa w Kleopatrze wieczorkiem jest równie ciekawa. Akurat przychodzimy, gdy na parkiecie króluje Basia Szlachetka. Dech zapiera! Po czym szybko ucieka jak Kopciuszek w drogę powrotną. Wojtek niczym niezmęczony nie daje spokoju paniom na sali. Zjawia się też Grażyna Witt i …tańce i życzenia dla Wojtka nie mają końca. Niestety o 20:00 żegnamy się z towarzystwem – córka upomina się swój sen, wiec do kolejnej takiej uroczystości.
Raz jeszcze zdrówka dla Jubilata i do następnego spotkania na maratnie!
WIELKIE DZIEKI ZA TAKĄ UROCZYSTOŚC!!!