Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

Przeczytano: 527 razy (od 2022-07-30)

 ARTYKUŁ 
Srednia ocen:0/0

Twoja ocena:brak


Berlin 2004
Autor: Marcin Miotk
Data : 2004-10-04

ZWYCIĘŻYĆ ZNACZY BYĆ
BERLIN MARATHON - 26 WRZESIEŃ 2004

INSPIRACJA
Najlepszą reklamą dla Maratonu Berlińskiego są jego uczestnicy. Organizatorzy znają podstawową zasadę lojalności - zadowolony biegacz będzie chciał pobiec w Berlinie jeszcze raz, a przy okazji nakłoni swoich kolegów do startu w stolicy Niemiec. Ja również od wielu lat słyszę same pozytywy o tej imprezie: niemiecka doskonała organizacja, szybka i płaska trasa, bardzo dobry termin, no i 2 miliony fantastycznych kibiców na trasie. Dałem się, więc skusić i postanowiłem, że mój szósty maraton będzie debiutem w imprezie zagranicznej.

LOGISTYKA
Opłatę w wysokości 50 Euro wpłaciłem już w kwietniu, ten kto płaci później płaci więcej. Transport w dobie tanich linii lotniczych nie stanowi problemu. Przelot w obie strony kosztował niecałe 340 zł, czyli równowartość przejazdu pociągiem… Z noclegiem też nie ma problemu jak się dobrze i z wyprzedzeniem poszuka – ok. 15-20 Euro za noc.

PRZYGOTOWANIA
Aż wstyd się przyznać, ale od maratonu w Krakowie na początku maja, biegałem tylko ok. 8 razy, w tym tylko raz więcej niż 10 km. Na usprawiedliwienie powiem ze maratony traktuje jako przygotowanie kondycji w góry. Na pewno pomogła mi wyprawa wysokogórska na początku sierpnia, co nie zmienia faktu, że do Berlina pojechałem raczej w nastawieniu turystycznym niż walki o jakiś poważny wynik w maratonie.

BERLIN
Pierwszy raz będąc w Berlinie miałem okazje zwiedzić trochę miasto. Berlin robi naprawdę duże wrażenie – to miasto światowe. I nie chodzi tu o metro, czyste ulice, setki zabytków. Czuć, że to miasto żyje; setki imprez kulturalnych, przykłady nowoczesnej architektury, z których największe wrażenie robi kopuła Reichstagu oraz Sony Center, a raczej jej ogromny szklany dach. Ekstrawagancka Palma na rondzie de Gaulla w Warszawie wypada przy tym bladziutko.

IMPREZY TOWARZYSZĄCE
Maraton w Berlinie to szereg imprez towarzyszących, które trwają 4 dni. Od czwartku zaczynają się targi sportowo-zdrowotne, gdzie zawodnicy odbierają swoje numery startowe. Można tam kupić wszystko, o czym zamarzy maratończyk oraz to…. o czym nawet jeszcze nie pomyślał – szereg gadżetów biegowych: paski na bidony, schowki na klucze i inne cuda. Na mnie największe wraże nie zrobiły stanowiska sprzedaży butów sportowych – potencjalny klient wybierał buty, zakładał je na nogi, wchodził na sztuczną bieżnie, która za pomocą kamery nagrywała położenie stopy podczas biegu. Po skończonym teście każdy biegacz mógł zobaczyć jak pracowała jego noga i ewentualnie dopasować lepszy rozmiar, bo obuwie do biegania to nie tylko długość stopy.

W sobotę odbywają się równolegle dwie imprezy: maraton dla „rolkarzy” oraz Bieg Śniadaniowy. Szczególnie ta druga impreza zasługuje na szersze naśladownictwo – biegacze z flagami swoich klubów, krajów spotykają się pod brama zamku Charlottenburg, skąd biegną „śniadaniowym” tempem na położony 6 km dalej Stadion Olimpijski. Bieg ten to wielka manifestacja….. tego co każdy chce zamanifestować. Wszyscy się cieszą, uśmiechają – czuć atmosferę biegowej solidarności.

BIEG

Wstaje rano około godziny 6-stej. Jest jeszcze ciemno. Mam nadzieję, że zjedzona kanapka z szynką, dwa banany oraz Snickers zdążą się „ułożyć” do godziny 9-tej. Około siódmej wyglądam przez okno – deszcz leje się z nieba. „Czy ja zawsze muszę mieć pod górkę” – myślę sobie. Przypomina mi się deszczowy maraton z Poznania z 2002 roku. Nic przyjemnego. Ruszam w okolice startu, wtapiam się w rzekę biegaczy. Większość z nich chroni się przed deszczem pod foliowym płaszczem. Pada, ciągle pada. Do swojej bramki startowej docieram 5 minut przed startem – ledwo mieszczę się w swoim sektorze. Śmieszne wrażenie robią rzeczy wyrzucane w powietrze przez biegaczy. Każdy chciał do ostatniej sekundy przed startem zatrzymać jak najwięcej ciepła. Chóralne odliczanie sekund do startu i ruszamy. Jest tak ciasno, że nie da się prawie biec! Biegnę zygzakiem szukając miejsca na wyprzedzanie kolejnych biegaczy. Dopiero na około 5-tym kilometrze robi się trochę luźniej. Deszcz przestaje padać, ale jest zimno. Duże kałuże też nie ułatwiają biegu. To pierwszy maraton, kiedy mogę za kimś biegać – w Polsce nawet, jeśli startuje około tysiąc biegaczy to już po 10 km zawsze biegnę sam – bo ciężko jest znaleźć kogoś o podobnym tempie. Taki własny zając jest bardzo przydatny – skupiasz się tylko na tym, aby dotrzymać mu tempa. Jednak należy cały czas „pilnować” swojego zająca i znaleźć innego, jeśli biegnie za szybko lub zaczyna tracić siły. Druga rzeczą, która pomaga biegaczom są kibice. Mimo deszczowej pogody pojawiło się ich na trasie około 2 miliony! Każdy z jakimś instrumentem muzycznym w ręku hałasuje ile sił – a hałas jest ważny – zagłusza zmęczenie. Co kilka kilometrów przygrywa jakiś zespól muzyczny: rockowy, jazzowy, muzyki elektronicznej. Ale najlepiej chyba „hałasują” bębniarze. A człowiek podekscytowany dostaje skrzydeł i nieświadomie przebiega następny kilometr. A tam już kolejni grajkowie z pasja zagrzewają do dalszej walki. Kto by pomyślał, że Niemcy potrafią się tak bawić? Tego spodziewalibyśmy się raczej po Włochach czy Hiszpanach, ale po Niemcach?? Dla porównania we Włoszech zdarza się często, że kierowcy zdenerwowani na zamknięty ruch uliczny krzyczą i trąbią na biegaczy zamiast ich wspierać. Wiem, że przebiegamy blisko zabytkowych budowli Berlina, które wczoraj zwiedzałem. Ale człowiek jest tak skupiony na biegu, że tak naprawdę zauważam tylko Bramę Brandenburską 200 metrów przed metą :).

Na 30-stym kilometrze czuję się o dziwo znakomicie, nawet mam siły przyspieszyć, ale boje się, że się przegrzeję. Na 38 kilometrze zdaje sobie sprawę że jak nie zdarzy się żadna katastrofa uzyskam wymarzony wynik poniżej 3 godzin. Na 40 kilometrze przyspieszam i wpadam na metę w czasie 2:56:57. Jestem w siódmym niebie – podobnie jak większość biegaczy wokół mnie. Z pewnością dla większości z nich to pierwszy bieg poniżej 3 godzin.

OPTYMISTYCZNIE

Minął tydzień od maratonu i ciągle nie mogę się nadziwić jak to fajnie było być częścią tego wydarzenia. Napawa mnie optymizmem fakt, że w czasach, gdy socjologowie trąbią na alarm, że ludzie zamykają się we własnych ścianach – jest takie wydarzenie, które łączy miliony nieznanych sobie ludzi, zarówno uczestników jak i kibiców. Oni wszyscy zwyciężyli. I dlatego zachęcam wszystkich do uczestnictwa w tym maratonie w roli uczestnika lub kibica. Optymizm gwarantowany…..

Marcin Miotk (www.everest-top.com)



Komentarze czytelników - brakskomentuj materiał



















 Ostatnio zalogowani
Leno
07:49
BemolMD
06:55
biegacz54
05:11
przemirek
00:43
kmajna
23:31
Citos
22:57
Artur z Błonia
22:44
TomekSz
22:39
Wojciech
22:29
kostekmar
22:27
lukasz_luk
22:21
Raffaello conti
22:00
mieszek12a
21:44
Namor 13
21:35
modzel11
21:31
romangla
21:24
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |