Jeden nadal marzy o zwycięstwie, drugi kolejny raz zmaga się z kontuzją, a trzeci z czwartym wciąż liczą, że podczas Biegu 7 Dolin w końcu uda im się spokojnie napić piwa pod sklepem w Wierchomli.
Adam Długosz, Kazimierz Chłopek, Marcin Wiącek i Paweł Jachym wystartowali we wszystkich edycjach najbardziej prestiżowej i najtrudniejszej konkurencji PKO Festiwalu Biegowego z Krynicy. Bohaterowie Siedmiu Dolin. To grono można by pewnie zawęzić do trójki. Długosz bowiem dwa razy zszedł z trasy - przegrał z kontuzją. To jednak zwycięzca pierwszej edycji w 2010 roku. A do tego można go spokojnie nazwać gospodarzem B7D.
– Mieszkam przy trasie biegu i bardzo często na niej trenuje. Do tego zawsze chciałem się sprawdzić w ultra maratonie, więc to była doskonała okazja – wspomina. – Bieg na miejscu, nigdzie nie musiałem dojeżdżać, by wystartować, a trasa doskonale mi znana. To wszystko zadecydowało o tym, że wystartowałem w pierwszej edycji B7D.
Podobnie jak Jachym start w 2010 roku był dla niego mordęgą, ale wszystko osłodziło zwycięstwo. – To był bardzo mały kameralny bieg. Na starcie o godz. 3.00 stawiła się garstka ponad 60 śmiałków, było przeraźliwe zimno - około 7 st. Celsjusza i ulewa, która jak się potem okazało zamieniła szlaki w rwące potoki. Pamiętam ten dreszcz emocji jaki towarzyszył mi na starcie. Około 70 km organizm odmówił mi posłuszeństwa. Wtedy marzyłem o jednym, by usiąść i odpocząć. Dobrze, że kryzys szybko minął. Jak pomyślę o tym pierwszym starcie to aż się uśmiecham. Wyglądaliśmy jak kosmici w pelerynach, czapkach i rękawiczkach, usmarowani błotem od stóp do głów – opowiada.
Pochodzący z Krakowa Jachym postanowił w ekspresowym tempie zwiedzić Beskid Sądecki. Nie miał czasu, by spędzić w górach trzy dni, postawił na bieganie. – Wystarcza 15-16 godzin, żeby zarówno przeżyć rewelacyjny wschód słońca nad Tatrami, zobaczyć poranne mgły nad Rytrem czy też czerwoną poświatę zmierzchu przy zbiegu z Runku – opisuje.
W 2010 roku na metę wbiegł jako trzeci od końca. – Biegłem w okolicach 19 godzin i teraz to by już było dawno poza limitem. Na początku było nas tak mało, że była to impreza towarzysko-rodzina. Wszyscy właściwie się znali – podkreśla Jachym. – Wspominam pierwszy start, ale wcale nie najmilej. To była droga przez mękę.
Obaj doskonale wiedzą jak bieg się rozwijał. Do 100 km dokładano kolejne dystanse - 64 km, 34 km i w ostatnim roku - 17 km.
– Bieg się rozrósł i to w sumie dobrze, bo impreza zaczęła być robiona z coraz większym rozmachem i coraz profesjonalniej. Bardzo mi się podoba, że wszyscy, niezależnie od długości pokonanego dystansu, finiszują na deptaku w Krynicy – zaznacza Jachym. – Widać, że organizatorzy reagują na uwagi zawodników. Było przecież tak, że start był wspólny, ale część kończyła w Rytrze, a część w Piwnicznej. To dużo lepszy pomysł, by wszyscy mogli być witani przez kibiców na mecie w Krynicy.
Długosz dodaje: – B7D to świetnie zorganizowana impreza. Trudno tak naprawdę wymienić wszystkich, dzięki którym każdy biegacz czuje się tam wyjątkowo. Osobiście do B7D podchodzę już trochę sentymentalnie - nikt i nic nie zabierze mi wspomnień wspaniałego dopingu kibiców, rozmów i wymiany doświadczeń z rywalami-kolegami z trasy. To wszystko sprawia, że człowiek chce w tym brać udział.
Gdy uda się dotrzeć do mety jest euforia. Ewentualna złość i zarzekanie się, że już nigdy więcej nie stanie na starcie B7D po kilku dniach wygasa a charakter i zadziorność sprawiają, że wracają na start. Nieraz jednak zdarzyły się im na trasie kryzysy.
– Najgorsze wspomnienia to te dwie nieukończone edycje. Wielki zawód, że wykonałem dobrą pracę, miało być ok, a tu nagle narastający ból i brak możliwości kontynuowania biegu – żałuje Długosz.
Jachym też był już bardzo blisko zejścia z trasy i powrotu na metę na quadzie. – Kiedyś po wyjściu z Rytra czułem, że jest źle i będzie tylko gorzej. Około 40. kilometra dostałem sms od kolegi, że „maraton mam za sobą i teraz już będzie z górki”. Nie wiedział, że ja właśnie znalazłem sobie łączkę, oglądałem okolicę i już sobie wyobrażam co powiem znajomych jak mnie zwiezie quad na metę – zdradza Jachym. – Wydawało mi się, że do Piwnicznej mam się dostać do godziny 12, co było wtedy dla mnie absolutnie nieosiągalne. I tak rozmyślając jak to będzie fajnie przejechać się quadem, oświeciło mnie, że to był limit 12-tu godzin na dotarcie, a nie do godz. 12:00. Dostałem trzy godziny ekstra i ostatecznie jazda quadem musiała zostać przełożona na kiedy indziej.
Każdy z tej czwórki ma jeszcze coś do udowodnienia w B7D. – Na pewno biegnę do dziesiątej edycji. Zaplanowaliśmy z Kazkiem Chłopkiem, że wreszcie pobiegniemy na tyle dobrze, byśmy mogli napić się piwa w sklepie w Wierchomli. Zawsze o tym mówimy, ale nigdy nie udało się nam tego planu zrealizować. Do 2019 roku musi się udać – zapewnia Jachym.
PKO Festiwal Biegowy w Krynicy to najwszechstronniejszą i jedna z największych imprez biegowych w Polsce. Każdy znajdzie tu bieg dla siebie. W 2017 roku obejmuje ponad 30 konkurencji na dystansach od 300 metrów do 100 kilometrów, a łączna długość tras przekracza 300 kilometrów. Trasa Biegu 7 Dolin (na 100 km), prowadząca przez Rytro, Piwniczną Zdrój i Wierchomlę rzuca wyzwanie najbardziej doświadczonym ultramaratończykom. Start o 3:00 nad ranem, finisz na krynickim deptaku, przy owacjach kibiców. Pula nagród wszystkich konkurencji to około 500 tys. zł!
Program Festiwalu i opis tras: TUTAJ
Zapisy: TUTAJ
Zestawienie nagród: TUTAJ
Zobacz takze:
9. Festiwal Biegowy w Krynicy-Zdroju - zapisy na rok 2018 już otwarte