Zdaję sobie sprawę z faktu, że tak postawiony tytuł wpisu może parę osób zaskoczyć w sensie negatywnym, że co ja się czepiam, ale po wbiegnięciu głębiej w tekst okaże się, że poza prawem jest tutaj użyte w znaczeniu bardziej pozytywnym niż negatywnym
Kiedy tak sobie biegam, to tam czy tu i kiedy obserwuję co się dzieje w czasie mojego treningowego tuptania, to dochodzę do wniosku, że sami nasi rodacy sami traktują nas o wiele lepiej, niż często samych siebie. I tu wcale nie dotyczy to biegów zorganizowanych, gdzie wiadomo, że my rządzimy w mieście, drogi pozamykane, nikt nam nie może wejść na nie, bo my rządzimy. Śmiało można napisać, że my jesteśmy ponad wszystkimi. Kierowcy stoją, mieszkańcy także, niektórzy nawet nas oklaskują, a my biegniemy czując, że miasto jest nasze. Wiem, że to głupio brzmi, ale w czasie biegu zorganizowanego to my jesteśmy ponad wszystkimi. Kto wie, czy dla wielu nie jest to jeden z powodów, że tak lubimy biegać. W czasie biegu zorganizowanego możemy złamać wszystkie możliwe przepisy i nikt nam nic nie zrobi, a parę osób będzie nam kibicowało.
No, ale bieg zorganizowany, biegiem zorganizowanym i wiadomo, że rządzi się zupełnie innymi prawami, które można określić, jako nadrzędne prawo biegające. Jednak to co robi na mnie zawsze największe wrażenie, to to, jak reagują chodzący i jeżdżący w czasie moich treningów. Kiedy biegnę i idzie przede mną np. rodzina, to specjalnie schodzi mi z drogi, bym mógł bez problemu przebiec. Kiedy zbliżam się do jezdni i chcę ją przebiec, to samochody same stają, bym bez zatrzymania mógł pobiec. Tak jakby wszyscy byli biegającymi i rozumieli, że w czasie treningu, kiedy musimy stanąć, by kogoś przepuścić, to sami tracimy koncept biegowy i trudno potem go odzyskać. Czasem się czuję, jakby wszyscy mi kibicowali i starali się pomóc. Jest to odczucie wyjątkowe i jedyne w swoim rodzaju. Naprawdę się czuję jakbym był ponad prawem, mimo że tak naprawdę jestem cichy, skromny i pokornego serca pełen i robię wszystko, by nikomu moim bieganiem nie przeszkadzać. Jest to niesamowite i cudowne, a jednocześnie takie inne i wyjątkowe. To znaczy zdarzają się czasem wyjątki od tej reguły. Zazwyczaj dotyczy to rowerzystów, którzy sami uważają się za królów chodników i ścieżek. Ale takie widać ich prawo.
Jednak jak mówi stara rzymska zasada: nie ma reguły bez wyjątku i czasem może się zdarzyć kierowca, który w zasadzie słusznie uznaje, że droga jest jego, a nie nasza. Dlatego zawsze, jak zbliżam się do przejścia, czy innego takiego miejsca, to zwalniam. W czasie biegu zorganizowanego także zdarzają się i to dosyć często tacy, którym nasza władza nie odpowiada. Wyzywają, trąbią, klną, w sumie, tak trochę filozoficznie można napisać, że jeszcze się taki nie narodził, co by wszystkim dogodził. A może nie mogą przeboleć, że my możemy, a oni nie. No, ale takie już jest jedno z głównych ukształtowanych praw. My tuptający jesteśmy trochę ponad nim. Na koniec mały apel do nas wszystkich. Wykorzystujmy to prawo z głową i pokorą dziękując za nie wszystkim, którzy je respektują, a nie na chama, bo tak być musi.
|