2009-10-08
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| 36 real Berlin Marathon (czytano: 1690 razy)
Trochę późno go opisuje, ale wcześniej nie miałem weny...
Do Berlina w dzień startu pojechałem z tatą samochodem. Na miejscu byliśmy po 7. Znaleźliśmy miejsce do zaparkowania i stamtąd od razu udaliśmy się w kierunku depozytu. Zastanawiałem się jak wygląda organizacja tak dużego maratonu. I tutaj wielkie zaskoczenie. Niemiecka organizacja była po prostu perfekcyjna. Przed budynkiem Raichstagu była wyznaczona strefa tylko dla zawodników. Byli oni wpuszczani po okazaniu nr startowego. Był to ogromny plac zieleni, gdzie wokoło były depozyty, prysznice, namioty do przebierania i toitoie (a tych było duuużo, nie jak u nas na biegach gdzie postawią 10 lub mniej i są ogromne kolejki). Przebrałem się, chwilę potruchtałem, porozciągałem i udałem się w kierunku startu. Trafiłem do strefy B, czyli blisko linii startu. Było to spowodowane "szybkim" czasem, który wpisałem w zgłoszeniu (2;48,00) i dlatego też dostałem niski nr startowy. W okół mnie pełno ludzi z całego świata. Jeszcze chwila i start! Gdyby nie kontuzja, którą złapałem w sierpniu, biegłbym mniej więcej równo z tłumem dookoła mnie. Ale, że ten maraton potraktowałem treningowo, biegłem po ok. 5.00/km i wszyscy mnie wyprzedzali. Tylu ludzi na biegu to jeszcze nigdy nie widziałem! Może kiedyś w Polsce też tak będzie...
Pierwszy kilometr minął, potem drugi, następny i następny i na 5. miałem kryzys ;p Jeszcze 37 o_O I tak biegłem utrzymując tempo ok 5min./km Pamiętając co działo się ze mną w Dębnie, piłem i jadłem trochę więcej niż wtedy. Myślę, że dzięki temu na trasie nie miałem kryzysu. Czułem się doskonale, perfekcyjnie. Zmęczenie było, bo jak tu się nie męczyć biegnąc 42km ;) Trasa prowadziła przez miasto, ulice były zamknięte dla ruchu samochodowego i nikt się nie skarżył. Tysiące kibiców na całej trasie dopingowały uczestników maratonu. Naprawdę niesamowite przeżycie. W takiej atmosferze dobiegłem do mety z czasem 3;26,56. Plan wykonany, nawet z nadwyżką ;] Na mecie dostałem medal z wizerunkiem Hailego i już można było wracać do domu.
Moim zdaniem maraton berliński jest maratonem, w którym trzeba wystartować. Takiej atmosfery nie ma na żadnym polskim maratonie. Perfekcyjna organizacja, kibice na trasie, zespoły muzyczne. Trzeba przeżyć to samemu. Wiem, że wrócę tu za kilka lat, aby nabiegać tu niezły wynik ;] Może 2;30? ;>
Teraz czeka mnie ostatni start w tym sezonie - 10 Poznań Maraton. Cel -> poniżej 3 godzin. Myślę, że tym razem realny. Samopoczucie doskonałe, nastawienie pozytywne. I nie będę sam. Szmajchel ma taki sam plan ;]
Obok zdjęcie z 39. kilometra maratonu berlińskiego. Jak widać po uśmiechu, samopoczucie było ok ;)
Pozdro&Cya
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora adamus (2009-10-08,16:00): 2.59.59 w Poznaniu!!!!! trzymam kciuki i...... trzymam za słowo, dwójka z przodu czeka na Ciebie:)) Marysieńka (2009-10-08,16:23): Trzymam kciuki za "złamanie" trójeczki:))) golon (2009-10-08,16:39): 3mam kciuki za złamanie 3h :-) zobaczymy się na miejscu :-) szmajchel (2009-10-09,13:37): Mega dobra fota :] benek (2009-10-09,19:17): 2:55 :]
|