2014-05-02
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Upadam i podnoszę się .... (czytano: 2354 razy)
Upadam i podnoszę się,
upadam podnoszę się
jak długo tak wytrzymam ?
Sześć miesięcy przygotowań do maratonu w Dębnie szlag trafił. Po pierwszym miesięcy radioterapii 1 sierpnia 2013 r zacząłem ruszać się , truchtać. Truchtałem …po dłuższej przerwie spowodowanej złym samopoczuciem i rozpoczęciem dwumiesięcznej radioterapii. To lekkie bieganie sprawiło i wzmocniło wiarę we mnie, że mogę .
Lecąc na euforycznych uniesieniach 31 sierpnia ubiegłego roku wystartowałem w górskim półmaratonie NW W Opawie na Biegu Wopisty. Było ciężko, udało mi się , nie tylko ukończyć ale i wygrać.
Właśnie wtedy zaświtała mi myśl o pierwszym maratonie, który chcę przebiegnąć , wybrałem maraton Dębno 2014 r. Jak nie teraz, to kiedy mogę już nie zdążyć zrealizować swojego planu i pierwszego startu w maratonie. Wrzesień to miesiąc w którym realizowałem swoje zamierzenie. Chciałem przygotować organizm do realizacji plan treningowego w kolejnych miesiącach.
Po dwóch miesiącach truchtania prawdziwego truchtania 6-9 min na kilometr, przystąpiłem do realizacji planu. W październiku trenowałem w Koszalinie biegając po urokliwych trasach Góry Chełmskiej.
Nie omieszkałem zaglądać do Mielna by urozmaicić swoje treningi biegając po plaży.
W listopadzie zaczęło się, harówkę, samopoczucie i wyniki badań lekarskich napawały mnie optymizmem. Co miesiąc wyniki badań lepsze. Radość jaka mnie ogarnęła była trudna do opisania. Realizowałem założenie treningowe w 100 %, po drodze były starty w Szklarskiej Porębie, Tucholi, Koszalinie i Radziechowy. Każdy start zakończył się sukcesem.
Listopad, grudzień, styczeń, luty to miesiące w których od 10 do 14 dni spędzałem w górach przygotowują się do maratonu w Dębnie. Samopoczucie i wyniki badań lekarskich były rewelacyjne. Murowaniec, Świeradów Zdrój, Szklarska Poręba, Karpacz i ponownie Szklarska Poręba to miejsca w których do końca lutego trenowałem.
Ze Szklarskiej Poręby zjechałem na lutowe Halowe Mistrzostwa Polski Weteranów gdzie na luzie pobiegłem 1 km w czasie 3.21. Górski ciężki trening , przemęczenie ograniczyło moją wiarę w osiągnięcie lepszego czasu. Po kilku miesiącach treningów nie wiedziałem na co mnie stać. Wiedziałem, że jest dobrze ale nie sadziłem ,że jest aż tak dobrze. Zadowolony wróciłem w góry by realizować ostatnią część przygotowań.
Plan treningowy wykonałem w 100 %. Nie pamiętam bym za czasów swojego biegania zrealizował wszystko bez przeziębienia czy kontuzji, bez przerw w treningach.
Do Koszalina wróciłem 3 marca na miesiąc przed maratonem. Wykonałem badania lekarskie. Jak grom z jasnego nieba spadła na mnie widomość … wyniki najgorsze od operacji. Cały okres przygotowań szlag trafił, siadła moja mocna strona …psychika . Od tego momentu nie miałem siły, wiary, chęci, zeszło ze mnie powietrze…
Świadom złych wyników pojechałem na półmaraton . Na złość rakowi nich ten skurwiel mnie goni .Kto powiedział że się poddaje. Kierunek Bydgoszcz. Gest Kozakiewicza przed i po połówce dałem rakowi. Dwumaraton Bydgoski 21.2 km czas taki sobie 1.36,40 open trzeci ,chciałem lepiej nie wyszło. Przez prawie 16 km nogi i oddech biegły w parze, głowa i ciało stało. Dopiero od ok. 17 km udało mi się odblokować głowę, że się uda i po drodze nie wykituję. Od tej pory biegłem tak jak powinienem biec cały dystans.
Za tydzień był XXVII Bieg Zaślubin Kołobrzeg , masakryczna piętnastka w Kołobrzegu tu upadłem, 15 km czas 1.12,24 nie mogłem lepiej, nie miałem siły, organizm powiedział STOP, cholera nie powinienem startować po złych wynikach badań czego oczekiwałem ? chyba czekałem na cud.
Na biegu Zaślubin przegrałem z rakiem .
Pierwszy raz od dwóch lat od momentu wykrycia raka przestraszyłem się śmierci, biegłem choć nie mogłem, nie miałem siły, bałem że nie dam rady, bałem się że za chwile przewrócę się i nie dobiegnę do mety. Zacisnąłem zęby powiedziałem sobie że chcę dobiec , nie muszę a chce . Jeżeli nie dobiegnę do mety będzie po mnie .
Nie pamiętam ostatniego kilometra, nie pamiętam jak zakładano mi medal po ukończeniu biegu , nie słyszałem jak Roman Toboła mówił o mnie o chorobie ......do dzisiaj nie mogę otrząsnąć się.
Dobrze, że wtedy padał deszcz , mojego płaczu nie było widać. Bezsilność, niemoc, strach, ból, totalna załamka .To był najcięższy bieg w którym uczestniczyłem. Była to zła decyzja, że wystartowałem ale jak już wystartowałem, to była dobra decyzja że dobiegłem, nie zszedłem z trasy.
Paradoksalnie po Kołobrzegu wyszedłem silniejszy, że mogę, że nie są zbadane ludzkie możliwości.
Zawsze trzeba wiedzieć, kiedy kończy się jakiś etap w życiu. Jeśli uparcie chcę w nim trwać dłużej niż to konieczne, tracę radość i sens tego, co przede mną.
Był taki okres treningu, pełnego sukcesu i radości był też tydzień braku siły, bezsilności i smutku. Chciałem skończyć z bieganiem i skończyłem, chciałem tylko chciałem . Po trzytygodniowej hipokinezji , bezruchu wróciłem do biegania, wróciłem do treningów.
Wróciłem do biegania ale o Dębnie musiałem zapomnieć . Na ile czasu starczy mi sił nie wiem , ale wiem że nie przestane biegać nawet gdybym miał umrzeć na treningu czy na zwodach. Będę upadał i podnosił się , będę upadał i podnosił się. Marzec i kwiecień taki był, upadałem i podnosiłem się …tydzień biegania i tydzień przymusowego odpoczynku .
Upadam i się podnoszę upadam i się podnoszę
jak długo wytrzymam ?
nie wiem
jedno co wiem to umrzeć zawsze zdążę
Fotki z poupadkowego podniesienie się Rosnowo bieg i Bytów kije
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu mariusz67 (2014-05-03,12:13): Mirku jest jeszcze wiele km do pokonania i widoków do podziwiania...dasz radę,jesteśmy wszyscy z Tobą... snipster (2014-05-03,12:24): Mirek, biegaj nadal, to dodaje sił, ale za przeproszeniem przestań napierniczać w każdym biegu w życiówkę, lub bieg na maxa szczególnie teraz! zwolnij nieco, a na pewno przebiegniesz dalej i dalej i dalej... :) zdrówka życzę! po każdej burzy przychodzi słońce marbial (2014-05-03,18:28): Trzymam kciuki aby Pan ciągle wygrywał. Jeszcze wiele zawodów przed Panem.
Do zobaczenia na trasach:) Namorek (2014-05-04,11:17): Podziwiam hart ducha , wierzę że jest bardzo ciężko lecz cóż nam pozostało musimy walczyć . Lepiej do końca robić to co daje nam siłę niekiedy będąc na krawędzi i szczycie naszych możliwości .Trzymam kciuki - tak jak mówisz każdy z nas kiedyś odejdzie lecz do końca nie musimy o tym myśleć .
Poprostu żyjmy z myślą i nadzieją że jescze wiele przed nami . Bo tak jest naprawdę . Czas to rzecz względna .
W każdym razie dasz radę i wygrywasz każdego dnia wychodząc na trening czy też biegnąc w zawodach :-))) ogi (2014-05-04,16:02): Mirek wytrzymasz jeszcze dłuuugo i pewnie na maraton się zdecydujesz i przygotujesz prędzej niż ja :)
Do zobaczenia na trasie ( dawno nie rywalizowaliśmy , tak jakoś się złożyło ) jacdzi (2014-05-05,06:57): Wszystko bedzie dobrze, w Kolobrzegu mu dokopales, wygrasz z nim, jestes silny, jestes WIELKI. Stepokura-nazwisko zlat60 (2021-01-02,22:14): k,co u Ciebie rozmawialem z LESZKIEM ,BO JA SKOŃCZYŁEM 86 LAT I JESCZE ZYJE ,ALE OSOBIŚCIE WIEM ,ZE TOJUZ odpiSZ wawszy ,BO PRZEZ TELEFON ,NIE-DOGADAMY SIE[JESTEM TRAWIE GŁUCHY] Stepokura-nazwisko zlat60 (2021-01-02,22:17): mREK ODPISZ ,JEŚLI ŻYJESZ ,BO PRZEZ TELEFON NIE DOGADAMY Z UWAGI NA MOJA AŁUCHOTE Stepokura-nazwisko zlat60 (2021-01-02,22:18):
|