2008-04-14
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Nieodzwajemniona miłość do połówki, czyli biegam półmaratony (czytano: 2218 razy)
Dziwnie to bieganie się układa. W minionych czterech latach biegałem 1-2 półmaratony w roku. Zwykle z dobrym skutkiem. W tym będzie ich dużo więcej. Wczoraj przeleciałem trzecią połówkę z rzędu, a za tydzień będzie czwarta. Wygląda na to, że wreszcie odwzajemniam miłość, bo półmaratony należą do moich najbardziej udanych biegów.
Życiówka z Puchatka (1:29) świadczyć ma o tym, że powinienem biegać maraton w 3:06 a dychę tylko nieco powyżej 40 minut. Faktycznie wygląda to znacznie gorzej, co może oznaczać, że 21 km wyjątkowo mi pasuje. Niestety, do tej pory raczej stroniłem od tego dystansu i pokonywałęm go z musu - bo nie było nic innego w zapasie. Wyjątkiem był Puchatek w Parzęczewie, ale to raczej kwestia sympatii do ludzi i miejsca niźli do biegania "oczka".
Teraz to się zmieniło, choć nie ma co ukrywać, że przyjazne uczucia do połówki są kwestią przypadku. Zwyczajnie połówek jest więcej. W Ostrowie pobiegłem, bo było blisko, a w dodatku miałem w planach szybki trening na dystansie ponad 20 km. Dodatkowym, a może decydującym argumentem była sposobność zanurzenia się w zalewie Piaski-Szczygliczka. Do Poznania pojechałem, bo lubię tam biegać. I już. Z kolei Ostrzeszów pozwolił mi połączyć przyjemne z pożytecznym, czyli bieganie z pracą. Z kolei Dąbrowa ma być ostatnim sprawdzianem przed Łodzią. Tam ma się okazać, czy połówka kocha mnie równie mocno, jak ja ją pokochałem...
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |