Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [17]  PRZYJAC. [133]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
michu77
Pamiętnik internetowy
Always Look on the Bright Side of Life...

Michał Hadam
Urodzony: 1977----
Miejsce zamieszkania: Poznań/Namysłów
115 / 118


2019-11-15

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
100 po raz pierwszy... (czytano: 1841 razy)

PATRZ TAKŻE LINK: https://marudabiegnie.blogspot.com/2019/11/100-po-raz-pierwszy.html?fbclid=IwAR2fR0OZ7uloKejxgFlWVg

 

Coś ludzie ciągnie w ten Beskid Niski na Łemkowynę... Niedziwota więc, że właśnie tutaj postanowiłem się w końcu zmierzyć z prawdziwym dystansem ultramaratońskim. Jak mawiają najstarsi górale - prawdziwe ultra, zaczyna się od 100 kilometrów. Czyli, co ja do tej pory tak właściwie biegałem?


100 po raz pierwszy...
Łemkowyna po raz czwarty...

Zapisy dopiero w lipcowej, dodatkowej turze. Chciałem mieć pewność, i nie zapisywać się na zawody, w których znowu nie wystartuję. Z tysiąca najróżniejszych powodów. Sporo znajomych w tym roku startowało na krótszych dystansach, z bazą w Krośnie. Decyduję się więc sam jechać do Krynicy. Po drodze nocleg w rodzinnym Namysłowie, więc docieram na miejsce przed południem w dniu startu. To dobre rozwiązanie, bo jestem przede wszystkim wyspany. Bałem się, że będę zmęczony długą jazdą.. ale nic takiego, nie ma miejsca. Szybka wycieczka do biura.. Obowiązkowa kontrola sprzętu. 3 lata temu przed startem na 80km, zapomniałem o obuwiu biegowym, i musiałem się po nie wracać na kwaterę. Teraz mam wszystko jak należy. Jeszcze tylko wizyta w pizzerii, i rozmowy o taktyce biegu, z przypadkowo spotkanym tam biegaczem, a potem ... czas na relaks. Start o 1:00 w nocy, więc mogę odpoczywać do woli. Tylko snu nie będzie.

Jestem jednak dobrej myśli. 3 lata temu było masakryczne błoto, pełne strumienie wody, i cały czas przez kilkanaście godzin na trasie ... padał deszcz. Nigdy wcześniej, ani później nie zaliczyłem tylu upadków na trasie. Teraz warunki będą o niebo lepsze, a trasę już przecież znam. Błota się nie spodziewam, więc decyduję się ostatecznie pobiec w sprawdzonych butach pierwszego wyboru, o mniej agresywnym bieżniku.

Punkt 1:00 w nocy stoję na linii startu. Za jakieś 20 godzin przekroczę linię mety w Iwoniczu-Zdroju. Odrobinę za długo. Gdyby nie ostatnie 20 kilometrów - mógłbym napisać "bieg zgodny z planem". Jedynym celem była jednak meta, i cel ten został osiągnięty. Całość w zasadzi bez większych kryzysów, bo i tempo było dosyć wolne. Pierwszy odcinek do Ropek i dalej do Wołowca... w zasadzie bez historii. Bieg od punktu do punktu. Tradycyjnie już na zbiegach, przepuszczam szybszych zawodników. Po wschodzie słońca tempo zaczyna maleć, stawka biegaczy się rozciąga, mijamy się z zawodnikami z najdłuższego dystansu (150km), którzy wystartowali godzinę wcześniej. Błota brak, jedynie wiatr mocno wieje. W lesie to nie przeszkadza, tylko ten hałas u góry. A na otwartej przestrzeni... normalnie zrywa czapki z głów. Poza tym pogoda i temperatura - pełny komfort biegowy. Przynajmniej dla mnie. Gdyby nie wiatr, pewnie krótki rękawek by wystarczył. Z tyłu głowy jednak wciąż mam limit czasu w Chyrowej na 82km, pomny złych doświadczeń z 2016 roku. Tym razem docieram do tego punktu 2 godziny wcześniej. Wówczas jednak to była meta biegu, a teraz zostały mi jeszcze... zaledwie niecałe 20 kilometry. Niestety krótko przed tym punktem pojawia się ból w kolanie, który niemalże całkowicie uniemożliwia mi zbieganie. Tym samym tempo drastycznie spada, a do mety docieram głównie idąc, pokonując ostatni odcinek grubo ponad 4 godziny. Oczywiście następnego dnia, kolano jak nowo narodzone.

A za metą...



...uczynni wolontariusze tj. wolontariuszki w Iwoniczu-Zdroju nakarmili tostami, napoili, przynieśli worek z depozytu i niemalże wprowadzili pod prysznic. Normalnie obsługa jak w jakimś hotelu wielo-gwiazdkowym... A zasłużone piwo mecie, zawsze dobrze smakuje.


Co było najtrudniejsze w tym wszystkim? Zdecydowanie powrotna podróż autokarem do Krynicy-Zdrój :P Jazda trwała i trwała, w dodatku chyba kierowca jakąś saunę postanowił nam zgotować w tym pojeździe... W połowie trasy chciałem wysiąść, no ale nie zawsze robi się to, na co człowiek ma ochotę.


Z perspektywy ... 100km w nogach, nawet dystans 150 już nie wydaje się taki straszny... i taki ponad siły. Może jeszcze wrócę na Łemko? Po raz piąty?




Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora







 Ostatnio zalogowani
LukaszL79
05:03
biegacz54
04:49
romangla
00:37
benfika
23:58
alex
23:08
STARTER_Pomiar_Czasu
22:49
marcoair
22:13
Stonechip
21:52
schlanda
21:46
heniek001
21:38
maratonczyk
21:30
Henryk W.
21:17
Janek2000
21:15
staszek63
21:13
rys-tas
21:11
maraton56
21:07
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |