2015-10-15
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Mam tę moc (czytano: 1548 razy)
O maratonie
Gdzieś tam w którymś komentarzu Kasjer pytał lub wspomniał co w mojej głowie siedziało a więc było tak:
Myśl o przebiegnięciu maratonu pojawiła się po przebiegnięciu półmaratonu w Pile... wiedziałam że jest to szatański plan ale ja jestem taką wariatką i tyle...
na początku nic nie mówiłam Tomkowi tylko sama szukałam w necie co i jak, jakie są statystyki osób kończących w limicie a ile już poza... no i tych którzy odpadli z różnych powodów...
Mój plan był taki, aby dopiero po odbiorze pakietu Tomek się dowiedział...
Niestety problem w tym, iż opłaty były już wyższe niż się spodziewałam i wtedy mój plan poszedł precz....
Udało się pakiet zdobyty więc pozostało tylko oczekiwanie na Ten Dzień.... nerwy? - brak stres-brak,
może to dziwne ale kalkulacja była taka jeżeli 3 h wystarczą na półmaraton to te 6h też muszą. Sprawdzałam czasy z jakim powinnam biec ustawione tempo w zegarku Kasi - wirtualny partner bo zakup innego nie wchodzi w grę bo ten który mam to prezent od Wierki i Tomka więc sprzedać i wymienić na inny nie ma mowy 😙
No ale wracając 11.10.2015 ukrywanie ile się da później po starcie już mnie nie interesuje co będą gadać... wybacz Justyna mój egoizm...
Start - zaczyna się ruszyła pierwsza strefa potem kolejna i kolejna szukam zająca z balonami 5:30 ale nie widzę więc ustawiam się za 5:0 z 50-80 metrów dalej i ruszamy...
w głowie myśl jedna- Dziewczynki wiem że macie matke wariatkę ale biegniemy i pomóżcie mi i tacie...
wiedziałam jedno i to na pewno, że jeśli będzie coś nie tak złe samopoczucie czy ból nie do zniesienia to przejdę lub zejdę z trasy... to dla tego utrzymywałam to w tajemnicy... by nie mieć do słuchania, że było mówione, że bez przygotowania itp. itd. Ja wiedziałam swoje i tak zrobiłam
Biegło się całkiem miło jakaś para z którą biegłam przez chwilę uświadomiła mnie abym uważała na bosego biegacza z flagą bo on zamyka bieg. Podziękowałam i biegłam dalej z muzyką w tle "nie zrobisz kroku wstecz... masz tę moc...." i koniec... bateria padła.. łzy w oczach ale co tam biegnę dalej...
Na trasie wspaniali kibice wspaniałe dzieci które przybijają piątke lub żółwika... jedna dziewczynka smutna bo jest w siodełku i nie może, więc podbiegam między innymi bzykami i też jej przybijam piątke.... uśmiech i nagle nowa siła we mnie.... biegnę dalej 10 km jest ok 15, 20, no i półmetek robię zdjęcie bo wiem że Justyna się martwi więc zdjęcie z tablicy "powinno uspokoić" nagle dzwoni telefon dzwoni Anka "starsza siostra Weroniki" tak ją kiedyś nazwała Wierka tak więc mam jeszcze jedną córkę nie moją ale tak jakby moją mówię że tak za 3h pogadamy bo biegnę maraton życzy powodzenia i kończę rozmowę....
Biegnę 25 km może dalej podaję jakiejś dziewczynie shot magnez bo coś z nogą mówię aby popiła trochę wodą mówi, że nie ma więc jakieś 5 metrów dalej stoi auto 16 maratonu podbiegam i krzyczę, że potrzebna woda z tyłu i biegnę dalej nagle auto rusza zwalnia na mojej wysokości i podaje przez okno napój mówię im, że to nie dla mnie tylko tam z tyłu dla tej pary.... auto stanęło i chyba dali... nie wiem bo jakoś mam taką zasadę aby nie spoglądać wstecz...
Spoglądam na zegarek i myślę, że Tomkowi zostało jeszcze pewnie ok 12-15 km....
Biegnę dalej 30 km Tomek mówił o żelu by wypić, nie chciałam ale co tam próbuję... fuuu szybko popijam wodą... myślę sobie co to ta ściana, o której mówił Tom na co zwracać uwagę by wiedzieć kiedy zrobić pas....
Jakieś panie ns 31 km rozmawiają ze sobą, że to już tyle a jeszcze zostało ok 12 km jedna krzyczy jeszcze trochę już wygrana inna pyta ile to trwa a ja krzyczę, że zapłaciłam za 6 godzin więc jeszcze trochę muszą poczekać a one się śmieją.
Nagle gdzieś dalej grupka ludzi ze "ścianką" krzyczą że mam przebiec ścianę, że jest ok proponują wodę, izotonik, ktoś nawet piwo, podaje bidon i proszę o wodę, bo już mi się woda kończy bo na 30 km wody nie było tylko izotonik-resztki bo już "interes" był zwijany... reprymenda od koordynatora w tle...
Bidon podany proszę by uzupełnili i podbiegli z uzupełnionym bo nie chcę się zatrzymywać... podbiegają z uzupełnionym po brzegi dziękuję i biegnę dalej 36 km kibice tata z córeczkami jedna biega w jedną i drugą stronę pytam czy da rączkę pobiegniemy razem, daje i biegniemy jakieś 2-3 metry mała zachwycona tata dziękuje mówię nie ma sprawy i biegnę dalej.
Na 40 km policjant krzyczy, że już zaraz koniec a ja mu odpowiadam to niech da mi swoje nogi bo siły mam a nogi zaczynają mówić nie i zwalniają... podbiega i biegnie ciut ze mną dziękuję.
Zerkam po raz enty na zegarek mam jakieś 40-45 min do limitu na pokonanie ok 5-6. Tomek już pewnie na mecie i czeka "ciekawe co myśli i jak się denerwuje - ale spokojnie mężu wariatka ma się całkiem dobrze" i kalkulacja 10 min na 1 km dam rade..
nagle mija mnie gościu z balonami 6:0 mówię aby poczekał, że jest czas no i na chwile zwalnia zostały 2 km balony ruszyły biegacz krzyczy goń, ale ja nie daje rady tym tempem... złość a może wściekłość.... ale jak jest jeszcze 20 min na moim zegarku ... nie rozumiem.... proszę Weronikę Wiercia niech wiatr wieje mi w plecy bo trace siły.... powiało po raz kolejny gdy o to poprosiłam a był to 2 lub 3 raz podczas całego biegu... pomogło
Widzę grupę idących biegaczy "balonik "ich mija myślę sobie nie dam rady i oto napis na asfalcie "Masz te moc" powalił mnie gonie ile mam sił choć nogi stawiam z trudem ale nie jest źle kolki brak ściany brak jest wściekłość na "balona" zegarek pokazuje że jeszcze 200 metrów a tu końca nie widać.. jeszcze pół kilometra biegnę dalej niebieski dywan witanie komentatora który pogania i nagle mój mąż krzyczy ale nie wiem co bo płacze on i ja... piszczenie pomiaru pamiętam zatrzymać zegarek zerkam i... 5:59:50 Werka Karolcia to dla Was tyle i aż tyle mogłam wam dać... dziękuję że byłyście i jesteście... Kocham Was... Kocham Cię Tomku....
Teraz po ochłonięciu wiem jedno emocje są... warto było mieć wariacki plan... a te 6 h to był czas na przemyślenia i poukładanie sobie życia na nowo... tak na nowo.... nie jest łatwo choć na pozór patrząc z boku nikt nic nie pozna... nie widzi... nie wie....
Ale nie chodzi o to by wiedzieli i współczuli... lub nawet gadali....
Tylko niech czasami zastanowią się nad tym co mówią i robią by potem tego nie żałowali.... niech każdą swą wolną chwilę spędzają ze swoimi dziećmi i nie mówią że zrobią coś później... bo później może już nie być.... a czasu nie da się cofnąć.....
A czy będę chciała jeszcze kiedyś pobiec kolejny maraton? Jeszcze do wczoraj mówiłam że: Nie to nie dla mnie. A dzisiaj?
No cóż.... czas pokaże...
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu osasuna (2015-10-17,20:12): gratuluję :) Weronika czuwała nad mamą. Cóż mogę powiedzieć nieźle pokręcona w pozytywnym tego słowa znaczeniu kobieta z Ciebie. Pozdrawiam i pełen szacun ;)
|