2012-05-21
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Przegląd uszkodzeń i strat moralnych (czytano: 1256 razy)
Nie pobiec maratonu w swoim mieście??! Niemożliwe, gdy wszyscy cię pytają, czy biegniesz. To pobiegłam.
P. nie pobiegł. Płakać mi się chciało, że nasze zaplanowane święto się nie uda. Pokonał go Achilles – wstrętny i podstępny. Cóż, więc P. wsiadł na rower razem z Pierworodnym, aby towarzyszyć mi, podnosić z upadków i udokumentować na taśmie każde potknięcie, człapanie, wzdychanie, stękanie, wyzywanie itp. maratońskie zachwyty.
A zaczęło się przesympatycznie jak to zwykle - rozmowami w kolejce do toi-toia. Głównie z Papają (ukłony), z którą z nerwów i nudów odstałyśmy dla spokojności dwie kolejki narzekając na zbliżający się nieubłaganie skwar. A kolega sławny Biegacz P. (miejsce drugie open) pocieszał nas, że on to lubi taka pogodę....My jednak wspominałyśmy z rozrzewnieniem jak fantastycznie i rześko (-12st.C) było w lutym na biegu w Trzemesznie...
Do dwudziestego było nieźle. Trzymałam tempo i było radośnie. Szybko się zorientowałam, że wszystkie koleżanki są przede mną, ale to mnie nie zraziło. Robiłam swoje. Nagle poczułam, że mam żołądek, a nawet jelita(??). Aż mnie to zadziwiło i zatrzymało. Szybkie poszukiwania “tego miejsca”. Żołądek został jednak ze mną i postanowił nie opuścić do końca. Zalewałam go wodą, ale to zaowocowało mdłościami i kolką.
P. z zatroskaniem zaproponował, ze może przejdę tymczasowo do marszu...potem nawet zachęcał do przerwania. Zabiłam go wzrokiem.
Na początku Bydgoskiej jest bruk i lecą tory tramwajowe. Widać już tak się słaniałam, że.. wyrżnęłam jak długa. Stłuczone kolano,siniak na biodrze i wewnętrznej stronie dłoni. Reanimacja, szybki przegląd uszkodzeń. P - “no to chyba teraz już kończymy...”. Nie kończymy. Skonam, ale dobiegnę. A do końca było chyba jeszcze ponad 10 km.
Uformowała się grupka stękających. Jeden kolega zamarzył o piwie, że tylko to go postawi na nogi. Zimne, chmielowe.. P. zakupił i kolega odżył. Mnie już nic nie pomagało – tylko chęć ukończenia z jak najmniejszym wstydem. Co rusz zaskakiwał mnie jednak doping. A jak dobiegałam do mety i usłyszałam “Kasia! Kasia” to żałowałam, że to “już” koniec...
Tak pięknej antyżyciówki się nie spodziewałam. Życie potrafi zaskakiwać! Uczciłam ją należycie wielkimi lodami, a wieczorem cuba libre
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu Foxik (2012-05-21,20:08): Kasiu! Moje gratulacje z powodu ukończenia maratonu!!! Samo to jest wielkim sukcesem - dla mnie już chyba nieosiągalnym, ale miło poczytać że są tacy co go osiągnęli :) pozdrawiam Kkasia (2012-05-21,20:10): dziękuję:)) jacdzi (2012-05-21,20:31): Kasiu, gratuluje, jestes bardzo dzielna! A maratonu u siebie odpuscic Ci po prostu nie bylo wolno! Hepatica (2012-05-21,21:07): Ja też ze swojej antyżyciówki z Poznania jestem najbardziej dumna. Tak mnie sponiewierała, a jednak dotrwałam:)))GRATULUJĘ UKOŃCZENIA KOLEJNEGO MARATONU!!!! papaja (2012-05-21,22:43): Twarda sztuka jesteś, że nie przeszłaś do marszu! A Paweł to kosmita, wiadomo ;) Truskawa (2012-05-22,16:10): Złapałaś zajączka? Został Ci z tego jakiś ślad? Mam nadzieję, że nie. :) Gratuluję antyżyciówki. Nie jest zapewne tak piękna jak moja ale każda antyżycióka zasługuje na pełne uznanie. :)) (nie wiem jak było w Trzemesznie ale kurczę, też wolę -12) :) Kkasia (2012-05-23,08:10): dzięki wszystkim! Kkasia (2012-05-23,08:13): Trusi!ślady mam do dziś i jestem z nich dumna! pokazuję za drobna opłatą...:)ale, kochana! myslę, że w antyżyciówkach jednak ja prowadzę. Musisz się bardziej postarać :)) wiosna (2012-05-23,21:50): Dotrwałaś, a upał potrafi wykończyc.
Nie biegałam martonu i też jestem obdarta i obsiniaczona. Na prostej drodze 30 m do wejscia do pracy.
To chyba jakaś faza księżyca taka.
|