2013-08-07
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| "Pod niebem pełnym cudów ..." 500 km w 5 dni, cz. IV (czytano: 1833 razy)
Grzmoty, błyskawice, wiatr jak w Kielcach na dworcu i woda lejąca się z nieba – te oto atrakcje zafundował nam Najwyższy w toruńską noc. Nie dało się spać. Było tylko rzucanie się z lewego boku na prawy i odwrotnie. Podobno to Wisła uwięziła paskudną burzę i nie chciała jej wypuścić z uścisku. A rano trzeba wstać i szykować się do kolejnego, czwartego już etapu. Na szczęście jest najkrótszy, niespełna 8o kilometrów do przebiegnięcia. Meta będzie w Krośniewicach. Po dobrym śniadanku w miłym towarzystwie ruszyliśmy z Jarkiem na miejsce zbiórki. Na szczęście przestało padać. Po porannej Mszy św., podczas której co drugi „medytował” kazanie ks. Krzysztofa z zamkniętymi oczami dziwnie potakując, ostatnich pożegnaniach, pysznej proboszczowskiej kawusi (tego mi było trzeba) i pamiątkowej fotce, ruszyliśmy na trasę. Biegliśmy niemal przez cały Toruń, eskortowani przez „misiaczków na hulajnogach”, jakby to Mirek podał przez radio. Przebiegliśmy żelazny most i ruszyliśmy dalej. Zawsze ciekawiło mnie, co też sobie myślą kierowcy, kiedy mijają tak grupę? Niby miało być krótko, co nie znaczy, ze nudno. Dzisiaj w planach były odwiedziny dwóch tragicznych miejsc. Najpierw, zaraz za Toruniem, zatrzymaliśmy się w miejscu największej po II wojnie światowej, katastrofy kolejowej. 19 sierpnia 1980 roku o 4:30 doszło do czołowego zderzenia pociągu osobowego relacji Toruń Główny – Łódź Kaliska z pociągiem towarowym relacji Otłoczyn – Wrocki, na odstępie Otłoczyn – Brzoza Toruńska. W wyniku wypadku zginęło 65 osób, dwie kolejne zmarły w szpitalu. Zawsze, od dwudziestu czterech lat, nasza pielgrzymka zatrzymuje się w tym miejscu, żeby pomodlić się za ofiary tej katastrofy i wszystkich, którzy zginęli podróżując. Gdyby nie Pielgrzymka, nic nie wiedziałbym to tym zdarzeniu. Drugie miejsce, które obowiązkowo odwiedzamy, to tama we Włocławku, miejsce męczeńskiej śmierci bł. ks. Jerzego Popiełuszki. Dla przypomnienia, to w tym miejscu wyłowiono z wody ciało ks. Jerzego, zamordowanego przez oficerów służby bezpieczeństwa 19 października 1984 roku. W tym roku czekało nas jednak małe rozczarowanie – remont miejsca, gdzie zwykle oddaje się cześć ks. Jerzemu. Popatrzyliśmy sobie z zapory, chwilę podumaliśmy i ruszyliśmy dalej. Było krócej, ale równie wesoło jak zawsze. Asia usłyszała głos swojej kochanej Babci, która nawet pochwaliła się, że „jej Asia to maratony biega”. To ks. Krzysztof zrobił prezent i zadzwonił do czcigodnej, a potem rozmowę puścił na głośnik. Charakterystycznym podkrośniewickim obrazkiem, były stragany z czosnkiem, papryczką, ogórkami itp. jak co roku, Pięknie wyglądały te zwisające kolorowe warkocze. W końcu dotarliśmy do Krośniewic. A w Krośniewicach zaczął się bój… o pątników. Każdy chciał mieć jakiegoś. Po Mszy św. udaliśmy się na nocleg. Tym razem gościliśmy się w … krośniewickiej szkole, gdzie bardzo miłego przyjęcia doznaliśmy od dwóch pań dyrektor. Porozmawialiśmy o biegowych arkanach, o problemach Krośniewic, o polskiej edukacji itd. itp. W tak miłym towarzystwie czas szybciej zleciał. Organizm w końcu upomniał się o swoje. Spać! Jutro Pabianice… (cdn)
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |