2015-01-25
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Życiówka, czyli Poznań City Trail po raz trzeci. (czytano: 3168 razy)
Po świętach pozostało wspomnienie i dodatkowe kilogramy . Uprzedziłam więc trenera, żeby nie spodziewał się cudu, bo Rusałkę spisuję na straty. Trudno się biega z kilkoma butelkami wody mineralnej a tyle nadprogramowych kilogramów pokazuje waga łazienkowa. Nienawidzę jej za to ! Oczywiście NIE odpuściłam żadnego treningu z planu, ale biegałam w miarę poprawnie i bez szaleństw, na które zwykle się porywam od czasu do czasu. Nie ukrywam, że specjalnie Rusałki biec mi się nie chciało, co było symptomatyczne. Pozostałe Rusałki jakoś mnie motywowały – ta wręcz odwrotnie. Podobno bieganie zaczyna się w głowie, zatem mogę śmiało powiedzieć, że w tym dniu nic się w mojej głowie nie zaczęło. No, ale skoro się zapisałam to postanowiłam, że pobiegnę, bo nie lubię rezygnować bez powodu a tu żadnego powodu nie było oprócz mojego zniechęcenia. A stąd prosta droga do lenistwa. Pakiet startowy przezornie odebrałam już dzień wcześniej i w sobotę właściwie jechałam tylko po to, żeby pobiec a potem spokojnie wrócić do domu. Potem jeszcze czekała mnie praca, więc wiedziałam, że mam napięty dzień. Dlatego tym bardziej mi się nie chciało. Nie żeby jakoś okrutnie nie chciało ale było mi to obojętne. Znów pojawiło się znajome i dawno zapomniane a zarazem niepokojące podejście: jest zadanie do wykonania czy się chce czy nie. Nie lubię tego bo zbyt dobrze przypomina mi o starych błędach, które mam nadzieję powoli eliminuję.
Pogoda była znośna, chociaż mroźna. Na szczęście nie tak jak za pierwszym razem, więc za bardzo narzekać nie wypada. Wiatru też specjalnie nie było. Błota takiego jak ostatnim razem ani grama wiec jakby warunki idealne. Chyba wystartowałam za szybko i po niecałym kilometrze zabrakło mi tchu do tego stopnia, że najzwyczajniej w świecie pomyślałam, że nie dam rady! Przeraziła mnie myśl o rezygnacji z tak krótkiego biegu! Miałam wrażenie, że płuca wypełnia mi wata. Jak tu oddychać ? Na szczęście jakoś wszystko wróciło w miarę do normy i biegłam sobie dalej, ale biegło mi się dosyć ciężko i tylko miejscami porywałam się na wyprzedzanie innych biegaczy. Miernikiem mojej formy był podbieg, który do tej pory pokonywałam lekko i na nim właśnie nabierałam tempa. Tym razem było odwrotnie a przynajmniej takie miałam odczucie. Na górkę wbiegłam szybko, ale wolniej niż ostatnio i w ogóle całą trasę biegłam ze zmiennym tempem. Jak dla mnie najgorszy bieg ze wszystkich. Wiedziałam, że wynik powinien być, o co najmniej minutę gorszy od poprzednich, jeśli nie więcej ! No, ale w końcu, czego się spodziewałam ? Powrót do formy trochę trwa. A tymczasem…..
Trener zasypał mnie smsami z pytaniami o to ile nabiegałam i czy zrobiłam życiówkę ? Odpisałam, że chyba żartuje i że nie wiem, bo nie zdążyłam sprawdzić, ale na pewno będzie to najgorszy ze wszystkich wyników. I tu dostaję eskę: co kłamiesz ? Miałaś życiówkę 25’03’’ co daje tempo 5’00’’ na km gratulacje. Zatkało mnie! Napisałam, że to niemożliwe, bo na pierwszym biegu zasuwałam jak nie wiem co a tu biegłam, w moim odczuciu, wolniej i okazało się, że szybciej ?! Nie rozumiem jak można tak bardzo pomylić się w samoocenie ? Jest tylko jedna odpowiedź: oni się pomylili !
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora paulo (2015-01-26,08:38): czyli pniesz się do góry :) Piękny wynik. Gratuluję! Nurinka6 (2015-01-26,15:10): dziękuję :) chociaż to na pewno nic w porównaniu z wynikami wielu biegaczy tutaj łącznie z Tobą :) Namorek (2015-01-30,20:58): I nie lubi biegać ??? Ciekawe jakie to musi być trudne . :-) Nurinka6 (2015-01-31,17:46): Ale jest postęp ! Do tej pory nienawidziłam biegania i biegałam, teraz nie kocham ale i NIE nienawidzę,jest mi obojętne z tendencją do lekko lubię ;)
|