Redakcja: Proszę przybliżyć nieco czytelnikom swoją osobę.
Arkadiusz Skrzypiński: Urodziłem się niepełnosprawny w środku złotych lat 70tych w mieście Szczecin. Kocham to miasto, jak nic mnie wcześniej nie zabije to planuję tu umrzeć. Wychowywali mnie rodzice i koledzy z kamienicy. I chyba dzięki temu prawie wszędzie dobrze się czuję. Miałem normalne dzieciństwo, czasy młodości. Mój ssssskarb to już blisko czteroletni synek Jędrzej.
R: Kim Pan chciał zostać, zanim został Pan sportowcem?
AS: Nie pamiętam takich myśli. Dzieciństwo miałem fajne, ale przyszłość przez swą niepełnosprawność raczej widziałem w czarnych kolorach. Szczęśliwie przyjaciele mnie z tego wyleczyli.
R: Kiedy zaczął się Pański flirt ze sportem?
AS: 95 rok. Byłem współpracownikiem Polskiego Radia Szczecin. Miałem przygotować materiał o sportowcach Start'u Szczecin. No i tak już zostało.
R: Kiedy zaczął Pan zwyciężać na torach/trasach?
AS: Pierwsza wygrana była w 96 roku, na 10 km w Knurowie. Do dziś pamiętam jak prosiłem szybszego kolegę aby mi pomógł z kimś wygrać. Nie garnął się do pomocy. Tak mnie to zdopingowało, że wygrałem. A takie prawdziwe wygrywanie to dopiero handbike, czyli 2005 rok.
R: Którędy powadzi droga do sukcesu?
AS: Masa szczęścia, przychylność paru osób, trochę talent, dużo silnego charakteru, niestety pieniądze, trening, trening, trening.
R: Która z nagród była dla Pana największym wyróżnieniem?
AS: Najnowsza, zostałem w Nowym Jorku (jeszcze przed maratonem) wyróżniony tytułem sportowca roku 2008 Achilles'a, a klub ma ponad 100 oddziałów na wszystkich kontynentach. Jest to dla mnie przeogromne wyróżnienie. To nie była decyzja pięciu osób, tak zadecydował świat.
R: Jak Pan sądzi? Gdyby wystąpił Pan w Pekinie, czy zostałby Pan mistrzem?
AS: Na świat patrzę realnie, np. moja "zdalna" wiedza na temat jaka była w Pekinie trasa, podpowiada mi raczej okolice piątego miejsca. Wiem jednak, że potrafię zaskoczyć na plus jak i ogromnie na minus. To jest sport i jego uroki.
R: Czy może Pan opowiedzieć o innych swoich pasjach?
AS: Chyba ich brakuje. Mój cały dzień zabiera cykl praca, trening, dom. Nie czuję się człowiekiem XXI wieku, uwielbiam Kabaret Starszych Panów, zbieram stareńkie aparaty fotograficzne.
R: Czy ma Pan jeszcze jakieś marzenie? Co planuj Pan w najbliższym czasie?
AS: Marzeń nigdy nie miałem, mam tylko plany które staram się cierpliwie realizować. Faktycznie dziwnie w tym roku wygląda moja nieobecność w Pekinie w zestawieniu ze zwycięstwami w Bostonie, Nowym Jorku i rekordem Polski (1:10) w Berlinie. Najbliższy plan to Beirut Marathon na koniec listopada.
Dziękujemy za rozmowę, życzymy wielu sukcesów, w tym w najbliższym Beirut Marathon. Na pewno będziemy mocno trzymać kciuki.
|