Mokry Maraton – Poznań 2002
Autor: Krzysztof Grzybowski, Data 09.10.2002 r.
Na maraton do Poznania było mi zawsze „nie po drodze”. Na przeszkodzie
zawsze stał rozgrywany prawie w tym samym czasie Supermaraton na 100 km w Kaliszu. Planowałem jeszcze w tym roku zaliczyć mój 49 maraton, żeby na wiosnę 2003 roku w Dębnie z okazji 20–lecia uprawiania joggingu, przebiec 50 maraton. Początkowo w planie miałem zamiar wziąć udział w Maratonie Warszawskim. Okazało się jednak, że w tym roku bieg w Kaliszu został odwołany, więc skorzystałem z okazji i wybrałem się na III Hansaplast Poznań Maraton ( 06.10.2002 r )
Miasto rodzinne żegnało mnie we „łzach” (padał deszcz). Chyba przewidywało ze pokonanie dystansu maratonu w Poznaniu nie będzie takim spacerkiem jaki sobie początkowo zakładałem. Jechałem sam, gdyż pozostali członkowie naszego Towarzystwa Amator pojechali już w sobotę. Miałem zamiar pojechać razem z nimi, ale zapowiedziana absencja na maratonie, Admina „Maratonów Polskich”- Michała ( miałem zamiar się z nim tam spotkać ), zniechęciła mnie do sobotniego wyjazdu ;-) Bez żadnych problemów przyjechałem pociągiem do Poznania, po drodze obserwując pogodę na trasie. A ona nie napawała optymizmem – na całej trasie padał deszcz.
Poznań przywitał mnie typowo „barową” pogodą. Było chłodno, padał deszcz i wiał lekki wiatr. Bez problemów dotarłem na Maltę i niezwłocznie udałem się do sekretariatu zawodów mieszczącego się w Centrum Prasowym Toru Regatowego. Spotkałem tam długo nie widzianych kolegów z którymi zamieniłem parę słów. Formalności z zgłoszeniem do udziału w zawodach przebiegło szybko i sprawnie. Każdy z zgłoszonych zawodników miał już przydzielony numer startowy i według niego podchodził do odpowiedniego stanowiska. Cała tą przyjemną ceremonie ze zgłoszeniem przerwał fakt ze muszę jeszcze postać w długiej kolejce, żeby pobrać chipa. Po jakimś czasie widząc powstałą sytuację wydający chipy postanowili z jednego stanowiska ich wydawania, stworzyć dwa, co tym posunięciem dość szybko rozładowali dość sporą kolejkę.
Po tej dość nie przyjemnym zdarzeniu myślałem ze to już koniec tych niespodzianek, ale się pomyliłem. Z sekretariatu zawodów udałem się do szatni. A tam zastałem typowy „Sajgon” Otwarta była tylko część pomieszczeń szatni. Reszta była zamknięta. Na korytarzu i holu zaczął się robić dość spory tłok. Widząc to obsługa szatni, otworzyła jeszcze jedno pomieszczenie, ale to było tylko pozorne rozwiązanie. Uczestnicy porozkładali się wzdłuż korytarzy i holu. Był problem z przejście przez korytarz, a co tu mówić o przebraniu się. Sytuację taką na pewno spowodowała paskudna pogoda. Większość uciekając przed deszczem i zimnem schroniła się do jedynego ciepłego pomieszczenia jaka była do ich dyspozycji. Nie dziwię się uczestnikom maratonu takiej decyzji, ale dlaczego organizatorzy przewidując przyjazdu takiej dużej liczby biegaczy, nie udostępnili wszystkich pomieszczeń szatni?
Przed wybiciem godziny 11:00 biegacze ustawili się przed linią startu. Była ich spora rzesza. Spiker ogłosił - do biegu zgłosiło się 1116 uczestników z 19 krajów. Stając na starcie przypomniały mi się czasy, moich pierwszych startów w Maratonach Warszawskich ( 1984 – 87 ) gdzie tez taka duża liczba uczestników przygotowana była do biegu. Sygnał startu do biegu i te truchtanie na początku i na pierwszym kilometrze do momentu gdy się zrobi trochę luźniej, gdzie już można było wpaść w rytm własnego tempa. Długo nie brałem udziału w takim biegu w Polsce , no i się w końcu doczekałem. Punktualnie o godz. 11:00 sygnał do startu dał Ryszard Grobelny prezydent Poznania i maratończycy ruszyli na trasę wytyczoną ulicami stolicy Wielkopolski, oraz wokół jeziora Malta. Powoli kawalkada biegaczy rozciągała się w długą serpentynę. Pomału truchtając, a że będąc w środkowej stawce, po nie długiej chwili minąłem linię startu. Dobrze ze były chipy, bo później po przeanalizowaniu komunikatu końcowego biegu okazało się ze minutę i sześć sekund zajęło mi minięcie linii startu od chwili dania sygnału do rozpoczęcia biegu
Ruszyłem wolno. Przed de mną i za mną rozciągnięci długą serpentyną biegacze w wzdłuż wąskich chodników „Malty”. Po wybiegnięciu z terenów Ośrodka, już na o wiele szerszej ulicy, można było złapać było własny rytm biegu. Mijałem po kolei grupy biegaczy. Biegnąc na luzie przy okazji zamieniłem parę słów znajomymi, gdyż ich na starcie nie widziałem ( Tadek Spychalski, Waldemar Krzysztof, Wiesław Markowiak i wielu innych ). Pierwsze kilometry pomimo padającego deszczu biegło się mi bardzo dobrze. Na Starówce czekał na nas żywiołowy doping - zgromadzonych tam kibiców. Skandowali hasła dopingującego nas do walki z dystansem i pogodą, a do wzmocnienia dopingu użyli do tego trąbek i piszczałek. Takie obrazki można było spotkać w paru miejscach na trasie. I chwała im za to, ze pomimo padającego deszczu i zimna wyszli na trasę nam dopingować. Dopiero po minięciu Starówki, gdy w wbiegliśmy w ulicę Warszawską, rozpoczął się prawdziwy maraton. Nie dość na dobre się rozpadało, to jeszcze dołączył do niego lekki wiatr. Czułem jak mi koszulka z numerem startowym przykleja się do piersi, a buty przybierają na wadze. Najwięcej obawiałem się o moje dość wrażliwe ręce na zimno, A były już prawie sine z zimna. Nie było innego wyjścia Musiałem jednak to wytrzymać i ciągnąc swoje do przodu. Najważniejsze w tym momencie było jeść banany (a było ich pod dostatkiem) i pić napoje Isostara. Przy tak dużym wychłodzeniu organizmu, trzeba było bezzwłocznie dostarczyć jemu potrzebnej energii. Trzeba przyznać, ze punkty odżywiania były dobrze zaopatrzone podstawowe elementy energetyczne (banany, napój Isostara)
Po przebiegnięciu około 2 - 3 km skręciliśmy z ulicy Warszawskiej, wbiegliśmy w teren zalesiony. Tu nastąpiła zdecydowana ulga dla biegaczy. Co prawda jeszcze dalej padał deszcz, ale już bez wiatru. Przed punktem na 15 km wyłonił się nagle zbieg, a następnie co prawda krótki ale dość ostry podbieg, którego pokonałem bez żadnego problemu. Po minięciu 17 km przestało padać i zrobiło się nawet dość przyjemna pogoda. Poczułem ze robi się mi ciepło i koszulka po odklejeniu się od piersi pomału wysycha. Po minięciu półmetka (1:48) wstąpiła we mnie wiara, ze będzie dobrze. Poczułem napływ energii. Jednak jak mówią” Nie chwal dnia przed zachodem słońca”. Po ponownym wbiegnięciu na Starówkę znów zaczął padać deszcz. Po przebiegnięciu około 7 km bez deszczu organizm na tyle się ogrzał (korzystałem bardzo skwapliwie z każdego punktu odżywiania), ze już ponowne opady deszczu nie miały takiego przykrego skutku dla mojego organizmu, jak poprzednio. Wiedziałem, ze jak tylko pokonam „feralną” ulicę Warszawską, to będę mógł prawie powiedzieć, ze już maraton mam zaliczony. Pokonałem ją bez problemu. Dobiegałem do podbiegu na 35 km. Byłem ciekawy jak mi pójdzie jego pokonanie. Ku memu zaskoczeniu pokonałem go w świetnej formie z sporym zapasem sił. W tym momencie pomyślałem jak dobre dało efekty położenie dużego n
acisku na bieganie po terenie pofałdowanym w czterotygodniowym okresie przygotowawczym przed startem w maratonie. Po posileniu się na punkcie odżywiania (w biegu), przyspieszyłem tempo. Wiedziałem ze najgorsze mam za sobą i maraton ukończę na pewno, żebym nawet go miał kończyć na rękach. Biegło mi się dobrze, lecz z upływem kilometrów czułem ze nogi mnie coraz więcej bolą. Trochę zwalniam tempo. W tym czasie mija mnie paru biegaczy z Jackiem Karczmitowiczem na czele. Tak dobiegłem do 41 km. W biegając na teren Malty, nagle minęły mi wszystkie bule. Wstąpiły we mnie nowe siły. Ostatni kilometr przebiegłem jak uskrzydlony mijając metę w czasie 3:39:28. Na mecie gratulacje z pokonania dystansu, medal, a na drogę banan i jabłko.
Hansaplast Maraton.
Mężczyźni:
1 J. Kibor (Kenia) 2:16.34,
2 J. Białk (Wejher Wejherowo) 2:16.44,
3 L. Bebło (Sporting Międzyzdroje) 2:17.37;
kobiety:
1. W. Uryga (Flora Praszka) 2:35.24,
2. M. Drybulska (Olimpia Poznań) 2:39.19,
3. N. Gałuszko (Białoruś) 2:40.32.
Wyniki członków Towarzystwa AMATOR:
Marcin Kałasz – 03:24:19,00
Grzegorz Miłota – 03:33:29,00
Krzysztof Grzybowski – 03:39:28,30
Poznański Maraton mogę uznać organizacyjnie za udany. Jest maratonem o dużym potencjale organizacyjnym ( Ośrodek Malta, strategiczny sponsor, bardzo duże zaangażowanie w organizacje biegu działaczy). Po wyeliminowaniu paru niedociągnięć może być oprócz największego maratonu w Polsce, także najlepiej zorganizowanym. Krytyka, lub zwrócenie uwagi na jakieś niedociągnięcia organizacyjne mają na celu zasygnalizowanie ich organizatorowi, a nie czepiania się jego. Zwrócenie przez ze mnie uwagi w ‘Dyskusjach’ na Maratonach Polskich na kolejki przy odbiorze chipów, wywołała szybką reakcję ze strony dyrektora Macieja Kwiatkowskiego z ChampionChip Polska, który wyjaśnił całą zaistniałą sytuacji, oraz poinformował że firma wypracuje na drugi rok lepszy system wydawania chipów. W tym wszystkim właśnie o to mi chodziło. My korespondencji Maratonów Polskich ( i nie tylko ) powinniśmy zwracać uwagę na różne niedociągnięcia i wskazywać je organizatorom, żeby w przyszłości ich nie popełniali, a imprezy biegowe były organizowane na najwyższym poziomie.
Mam za sobą przebiegnięty 49 maraton. Teraz kolej na 50. Plan jaki sobie zakładałem w tym roku wykonałem w 100%. Pozostało parę biegów na moim terenie ( nie we wszystkich będę brał udział ), a na zakończenie roku na Malcie - Bieg Sylwestrowy. Teraz nastąpi okres roztrenowania, żeby w okresie zimowym wejść w cykl treningowy z nowymi siłami. A trzeba przez zimę się dobrze przygotować, po przed de mną dwa jubileusze, które bym chciał uczcić dobrym wynikiem w Dębnie.
Krzysztof Grzybowski
Gorzowskie Towarzystwo Miłośników Biegania
AMATOR
www.amator.and.pl/
bigfut@poczta.onet.pl
korespondent Maratonów Polskich
www.maratonypolskie.pl