Nawet nie sądziłam, że będąc kibicem można tak się denerwować. Choć moje zdenerwowanie, nie tylko z kibicowaniem związane było. Ale od początku. Wszystko zaczęło się jakieś 6 miesięcy temu, kiedy to nieśmiało stawiałam pierwsze kroki na forum MP.
Co prawda zalogowałam się nieco wcześniej, ale pomimo swego gadulstwa bałam się. No bo cóż ja, kobitka ze wsi, gdzie mieszka 68 „ludków” może mieć do powiedzenia? Nie zabierałam głosu, ale czytałam wypowiedzi i dyskusje innych forumowiczów. Aż pewnego razu ze zdziwieniem stwierdziłam, że za sprawą morsa Henryka W. „głośno” o mnie na forum RGO.(Rudawska Grupa Ogniskowa). Odważyłam się, odezwałam i tak zostało do dziś. Niejako po „drodze” zapisałam się do TEAM’u MaratonyPolskie.PL TEAM i oczywiście stałam się członkinią słynnej RGO.
Powiadają, że najtrudniejszy pierwszy krok. Racja to, ale uważam, że może nawet trudniejsze są POWROTY. 20 lat biegałam, 20 lat życia, gdzie sport był prawie najważniejszy, był moja pracą. 20 lat i nagle słyszysz KONIEC Z BIEGANIEM
Na zadane pytanie Na jak długo? Pada odpowiedź Może na zawsze!
Odpowiedź tak samo mocno zwala z nóg co diagnoza. Jedno i drugie jest wyrokiem.
Jedno odbiera nadzieję na życie, drugie odbiera chęć do życia. Zawsze, byłam uparta jak przysłowiowy „osioł” Szybko się pozbierałam się, tak sądziłam, ale to tylko ułuda była. Zakazano mi wysiłku, a bieganie, wiadomo, zmęczyć się trzeba. I tak uciekły mi 3 lata życia, 3 lata których mi nikt nie wróci, 3 lata ciągłej „walki” z zakazami.
Nie, żebym uważała się za nie wiadomo jakiej klasy zawodniczkę, ale przez kilka lat miałam zaszczyt być w kadrze polskich maratonek. To właśnie tam nauczyłam się myśleć, że biegać należy tylko szybko. Zresztą do chwili zanim, nie zachorowałam udawało mi się to w miarę dobrze.
Jak bardzo się myliłam przekonałam się, gdy trafiłam na stronę MP. Czytając blogi z tejże strony przekonałam się, że w bieganiu, tak naprawdę chodzi o zupełnie coś innego. Chodzi o to, że nie ważne jak szybko biegasz, ale o to, że bieganie daje radość i zadowolenie. Nie potrafię powiedzieć, dlaczego długi czas sądziłam, że bieganie po 5 czy 6 minutek to jakaś ujma?..
To dzięki stronie MP postanowiłam wrócić do biegania. Pewnie, że miałam obawy, pewnie, że zdawałam sobie sprawę, że będzie ciężko. I było ciężko, było bardzo ciężko, jest ciężko. Ale nie żałuję. Jeżeli czegoś to tylko tego, że tak późno trafiłam na stronę MP.. Odważyłam się nawet wystartować w maratonie, zgłosiłam się do Poznania.
Wszystko było pięknie do ostatniej niedzieli przed startem. Wszystko, plany, marzenia prysły. Rozsypały się jak domek z kart. Nie ukrywam, miałam dość, byłam załamana. Znikł gdzieś cały entuzjazm, znikła chęć by pojechać do Poznania.
Ale dzięki osobom, które znam tylko z paska MP pojechałam na spotkanie członków TEAM’u. Nie ukrywam, że bałam się tego spotkania równie mocno co startu w maratonie. Może nawet bardziej, bo tenże maraton byłby 99 w mojej karierze maratonki, a to spotkanie pierwsze, zapewne jedyne w swoim rodzaju. Jedyne i niepowtarzalne.
Była to druga najlepsza decyzja, jaką podjęłam. Druga, zaraz po tej o powrocie do biegania. No i jestem w biurze maratonu. Z wrażenia zapomniałam, że od dawna chciało mi się na „stronę”…. W zasadzie, to wiedziałam, że nie wystartuje, ale do końca wierzyłam chyba w cud. No bo jak inaczej wytłumaczyć, że zapłaciłam za Chipa.
To, że odebrałam pakiet startowy można zrozumieć, wszak zapłaciłam za niego.
Zaopatrzona w pakiet startowy „lecę” do „kibelka” Widać, emocje nie tylko mi się udzielają, bo w środeczku spory ogonek. Cierpliwie czekam na swoją kolejkę ktoś wchodzi. W lustrze widzę, że to….Kurczę. Toż to Aga mtb. Ależ ona drobniutka myślę. Nie mam jednak pewności więc milczę. No nareszcie i przyszła kolej na mnie. Wychodzę z toalety i jestem już pewna, że to Aga, bo słyszę Marysieńka?
Tak mówię. Witamy się jak „stare” znajome. Wychodzimy. Ja przedstawiam jej Darka(Dario_7) bo z nim przyjechałam, a Ona mi Wiesia(Wiecha). Właściwie to Darkowi, bo ja Wiesia poznałam już wcześniej. Wiesiu pewnie nie byłby sobą, gdyby nie powiedział.. Dalej pokazuj te bąble(powód mojej rezygnacji ze startu). Na szczęście obyło się bez prezentacji.
Potem spotykamy Jerzego. Właśnie tak go sobie wyobrażałam. Witamy się, chwilę rozmawiamy i idziemy dalej. Wchodzimy do namiotu, gdzie makaronik serwują, a tam niemalże same znajome twarze, z czasów jak jeszcze biegałam. Jesteśmy, w środku, rozglądamy się i od razu zauważamy stoisko MP. A na nim, a jakże Benek i Admin „królują”. Cholerka nie wiem dlaczego, ale spotkania z Adminem, najbardziej się obawiałam. Na fotce z wizytówki w garniturze, taki poważny a w realu to „swój” gość, luzak.
Zdenerwowanie moje sięga zenitu, Z wrażenia nie chce mi się nawet jeść. Darek „wcina’ moja porcje makaroniku a ja wypatruje reszty członków słynnej RGO…...
Pojawiają się, prawie hurtem. Jak tylko ich zobaczyłam wiedziałam, że niepotrzebnie się denerwowałam. Wszystkich poznałam. Byli tacy jak sobie
ich wyobrażałam. Wreszcie ich poznałam Gabę, Jadzię, Krysię, Beatę Lenę, LauręLi, Treborusa, Tusika, Kowala, Kertela, Adamusa, Daka66, Janusza, Adama, Tytusa(chyba o nikim nie zapomniałam jeżeli tak to sorki)
Z forum dowiedziałam się że lubią słodkości więc upiekłam swój serniczek i chyba im smakował bo nosami nie kręcili. Chyba, że nie chcieli robić mi przykrości. E Chyba nie?? Darek był w szoku, kiedy powiedziałam mu, że jedyną osobą z TEAM’u jaką znam jest On. Jak to? To wy się nie znaliście? Tak my się nie znaliśmy..
Właśnie tym różni się bieganie wyczynowe od biegania dla przyjemności, dla zdrowia. Przykro mi, że to pisze ale tak było. W „zawodowstwie” nie ma ani miejsca, ani czasu na bezinteresowną przyjaźń.
Owszem, zdarzają się przyjaźnie, ale są inne. I nie pytajcie, bo nie wiem na czym ta inność polega I jeszcze jedno. Właściwie to powinnam chyba od tego zacząć. Na spotkaniu TEAM’u otrzymałam wyróżnienie FILIPIDESA HONOROWY WETERAN ROKU 2008. Boże zamurowało mnie. Mowę mi odebrało. Prawdę powiedziawszy chyba nie zasłużyłam na to wyróżnienie, ale obiecuje, że zrobię wszystko by spłacić „kredyt”. Kredyt zaufania jakim mnie obdarzyliście.
Renia załatwiła dla mnie i Darka oraz swoich znajomych super nocleg. Pokoje jedno osobowe z telewizorem.
Wstałam o 6 i jeszcze założyłam butki i przez pół godzinki testowałam moje „bąble”, by ostatecznie przekonać się, że cud się nie zdarzył- maratonu nie pobiegnę.
Maratończycy zjedli śniadanko i pojechaliśmy na start. Przed startem wiadomo, każdy myślami przed czekającym go biegiem. Wszyscy jacyś bardziej milczący. Obserwowałam Darka, dla którego był to debiut. Niby się nie denerwował, ale jego mina mówiła, że chciałby już biec, chciałby już ten start mieć za sobą. Zbliża się godzina zero. Udajemy się na start. Darek jak mucha do lepa ciągnie do baloników z napisem 3.30, choć ja mu delikatnie mówię, by ustawił się przy tych z napisem 3.15. Ja jeszcze szukam swoich znajomych. W ostatniej chwili dostrzegam Toma, którego nie było wczoraj na spotkaniu. Witamy się, życzę mu powodzenia i słyszę jak spiker zaczyna odliczanie
10, 9, 8 , 7, 6, 5, 4, 3, 2, 1 i ruszyła rzeka biegaczy.
Obiecałam Darkowi, że podam mu picie na 20km więc wspólnie ze spotkanymi znajomymi udajemy się w poszukiwaniu tabliczki oznaczającej 20km biegu. Pogoda wymarzona, ale dla kibicujących. Gdybym biegła wolałabym, żeby było odrobinkę chłodniej.
Troszkę trwało zanim pojawili się pierwsi maratończycy. Ale nie nudziłam się, bo rolkarze kończyli zmagania w półmaratonie. Mnie jednak dużo bardziej interesowali maratończycy. Wreszcie pojawili się. Siedmiu Kenijczyków i jeden Polak. Poznaję, to Jan Białk- znam Go jeszcze z czasów kiedy startowałam. Potem biegną następni, sami młodzi. Tych nie znam, bo i skąd? Początkowo biegli małymi grupkami, więc spokojnie można im się przyjrzeć. Wszyscy jeszcze dobrze wyglądają. Jeszcze zmęczenia nie widać na twarzach. „Wyczynowcy” skupieni, a amatorzy uśmiechają się rozmawiają. O i biegną kobiety. Z daleka poznaję Wiolettę Urygę, tę z którą kiedyś razem startowałam, a nawet i wygrywałam. Obok biegną Arleta Meloch i ubiegłoroczna zwyciężczyni Ewa Brych-Pająk.
A za nimi cały sznur biegaczy, wśród których poznałam wielu „starych” znajomych. Wszystkim gorąco kibicowałam. W tym tłoku przegapiłam Darka. Jak mogłam, przecież z niego „kawał” chłopa. Ale widziałam Treborusa, Adamusa, Kertela, Daka66, Borówkę, Lenę , LauręLi , Janusza, Tusika i Kowala.Gaba wybacz, że nie czekałam na Ciebie. Obok mnie stoi Wiesiu. Denerwuje się tak samo jak ja, chyba nawet bardziej. Jego zawodniczka Aga mtb debiutuje w maratonie i biegnie na cztery godzinki.
I wiecie co? Wiesiu, podobnie jak ja przegapiłam Darka, On przegapił Agę. Chwila rozmowy i „lecimy” na ulicę Warszawską , na 28km trasy. Udaję twardziela, ale bąble na stopach, ostro dają mi się we znaki. Docieramy na 28km trasy. A tam kapela przygrywa. Do mety blisko. Nie wiem jak zawodnikom, ale mi się podobało. No ale ja nie biegłam. Czekamy. Widzę biegnie grupa biegaczy z balonikami 3.30. Myślę, więc, teraz na pewno Darka nie przeoczę, ale znowu Go nie zauważyłam.
Za chwilkę biegnie Dak66. Podaje mu picie i pytam, czy widział Darka. Jest z przodu, pada odpowiedź. OK. Cieszę się, tak jakbym to ja sama tam biegła. Potem biegnie Treborus. Gna, jakby kto głodnego psa za Nim spuścił. Podaję mu picie, a On zaczyna się tłumaczyć, że nóżka podaje, więc przyspieszył. Potem biegnie Kertel. Też zasuwam do niego z piciem, a On mówi mi, że zaczynają się schody, bo nogi siadły mu. Udaje, że nie słyszę i mówię mu Dasz radę. No bo cóż innego można powiedzieć komuś kto zmaga się nie tylko z dystansem, ale i z bólem? Żadne słowo chyba nie pokrzepi. Z doświadczenia wiem, że Dasz radę czasami pomagało. Pomagało choć na chwilkę. Potem widzę, że Wiesiu przebiera nogami, jakby na rozżarzonym węglu stał, bo w oddali pojawiła się grupka z balonikami 4.00, a więc Aga powinna tam biec.
Trzeba było zobaczyć minę trenera, kiedy zobaczył iż zawodniczka biegnie dokładnie według rozpiski… Minka jego mówiła UFF. Biegnie, daje radę. Muszę przyznać, że wyglądała świeżo. Wiechu podaje jej picie i ciągniemy na metę.
Ustawiamy się na zbiegu, jakieś 100m od mety. Dopingujemy zawodnikom kończącym bieg. Ja cały czas kontroluję czas. Minęły już 3 godzinki i 17 minutek biegu. Jeszcze kilka minutek i powinien przybiec debiutant Dario_7
Co po chwila wychylamy się i spoglądamy w stronę zakrętu, zza którego wybiegają maratończycy. Ledwie minęły 3.18 wychylam sie ponownie patrzę, a tam na szczycie góreczki pojawia się Dario. Jejka ależ się wydarłam Darek, Brawo Darek. Spojrzał w moją stronę i jak nie włączy „dopalacza”. Nie wiem czy swoim krzykiem zdopingowałam Go do tego zrywu, czy bardziej uciekał przed nim.
Potem pożegnałam Wiesia i pobiegłam na metę pogratulować debiutantowi, który z wrażenia nawet stopera nie wyłączył. Mnie pytał się ile nabiegał. Nie wiem, czy chciał się upewnić, czy aby na pewno „wykręcił” 3.18.41(czas brutto)? Wiecie, co mnie kibica zaskoczyło? To, że Ci sami biegacze, którzy jeszcze chwilkę temu zmagali się z trudami maratonu, z bólem nóg, z kolkami, ledwie złapali oddech rozmawiali o następnych biegach. Mało który mówił nigdy więcej.
Twarze, które dopiero co zdobił grymas bólu i zmęczenia przyozdobione były pięknymi uśmiechami. Śmiały się nie tylko usta, śmiały się oczy. Oczy które ponoć są zwierciadłem duszy. Na ich zmęczonych twarzach malowało się szczęście i radość, prawdziwa szczera radość.
Dla takich chwil warto czasami być kibicem. Ja nim byłam w niedzielę. Ale mimo wszystko wolałabym być po tej drugiej stronie. Jadąc do Poznania takie miałam plany. Ale czasami trzeba umieć powiedzieć jeszcze nie teraz. Ja jeszcze troszkę muszę poczekać. Debiuty są trudne, ale powroty chyba trudniejsze, bo jestem świadoma tego co mnie czeka.
Wszystkim z TEAMU MaratonyPolsakie jestem bardzo wdzięczna, za miłe przyjecie, szczególnie RGO. A ADMINOWI dziekuję za stworzenie tej strony. Dziękuję . Dziękuję bo obudziłeś we mnie nadzieję. Dzięki stronie którą stworzyłeś poznałam wspaniałych ludzi, nabrałam wiary, że nie wszystko jeszcze stracone.
|