2019-03-14
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Fejsbukowe bieganko (czytano: 999 razy)
Długo się opierałem. Może nawet nie o samo opieranie się chodziło, ile o brak potrzeby korzystania. Większego sensu też w tym nie widziałem. Owszem konto założyłem dość dawno temu, ale to był tylko test i konto pozostawało w uśpieniu przez dłuższy czas. W pewnym momencie okazało się jednak, że szukając informacji nt. jakiegoś biegu, najbardziej aktualne serwowane były właśnie na… facebooku. Organizator zawodów, w których planowałem wziąć udział, nie zadał sobie trudu, aby pochwalić się na własnej stronie internetowej otrzymanym atestem, ale na FB wrzucił post.. Nie było rady, musiałem reanimować konto i zacząłem korzystać z fejsa.
W zeszłym roku poszedłem krok dalej. Trochę z chęci zrozumienia o co w tym wszystkim chodzi, trochę tytułem eksperymentu, zasiliłem konto moimi prawdziwymi danymi, skumplowałem się z bandą znajomych i zacząłem od czasu do czasu wrzucać na swój profil posty, które pisałem po zawodach. Wkrótce zorientowałem się, że na facebooku funkcjonują też grupy tematyczne. „To może być ciekawe…” - pomyślałem i zacząłem wyszukiwać i zapisywać się do przeróżnych grup biegowych…
Początkowo miałem nadzieję, że dokopię się do nieograniczonych zasobów wiedzy o bieganiu, do inteligentnych dyskusji na temat metod treningowych, do rzetelnych recenzji sprzętu… Tymczasem okazało się, że to co mądre i przydatne stanowi zaledwie niewielki margines, a reszta to przede wszystkim lans i masa infantylnych… chociaż to za słabe słowo, lepsze będzie – głupich, postów i pytań. Że nie ma głupich pytań, tylko głupie odpowiedzi? Też tak myślałem dopóki nie zacząłem przeglądać grup biegowych na FB. Facebook zdecydowanie zneutralizował to powiedzenie.
W treść każdego zadawanego w grupie pytania koniecznie muszą być wplecione ikonki emoji. Im więcej tym lepiej. Mistrzowie potrafią wstawić więcej ikonek niż liter. W dobrym tonie jest też multiplikowanie tych samych ikonek. Trend jest taki, aby w ogóle wyeliminować litery i cofnąć się do czasów pisma piktograficznego. Można odnieść wrażenie, że treść nie wspierana ikonkami nie będzie zrozumiała dla przeciętnego fejsbukowicza. A jeżeli ktoś mimo wszystko zdecydował się na wstawianie pomiędzy ikonkami jakiś wyrazów – to obowiązkowo z błędami. Błędy muszą być! Ortograficzne, fonetyczne interpunkcyjne… wszystkie. Nie ma zasad. Piszta jak chceta. Czasami błędy uniemożliwiają nawet zrozumienie, o co chodziło autorowi. Chociaż… od czego ikonki! Wbrew pozorom pisanie takich postów z błędami nie jest takie proste. To nie lata 90-te i teraz wszędzie jest autokorekta. Jak więc można pisać z błędami, jeżeli program sam je poprawia? Nie wiem. Może istnieją jakieś specjalne nakładki do robienia błędów?
Klasyczna aktywność w fejsbukowej grupie biegowej zaczyna się od tzw. zestawu obowiązkowego – czyli pytań o buty i zegarek w kolejności dowolnej. „Hejka biegowi wariatunie! Chcem kupić sobie butki do biegania. Co polecacie?” Nie wiadomo, o jakie buty pyta autorka. Startowe, treningowe, w góry czy na bieżnię. Ale to nie ważne. Sypią się lajki, serduszka i odpowiedzi: kup adidasy, kup brooksy, kup asicsy, najlepiej kup w lidlu albo kup decathlonie. 100 odpowiedzi, a w nich 80 różnych propozycji. To samo z zegarkiem: „Kochani biegusie, jaki zegarek do biegania?”. I znowu: lajki, srajki, serduszka i odpowiedzi: tylko polar, tylko garmin, tylko suunto i wymienione wszystkie dostępne na rynku modele.
Później leci cała seria wrzutek z fociami z tzw. treningów. Zasada jest prosta – im mniej przebiegniętych kilometrów, tym więcej foci. Obowiązkowe są zrzuty z endomondo lub innych aplikacji pokazujących przebiegniętą trasę oraz przeróżne wykresy. Nie ważne co jest na tych wykresach; mają być ładne i kolorowe. Dodatkowo selfie, a najlepiej kilka: ujęcie z góry, z dziubkiem i w leginsach. Dobór makijażu i pozowanie do takich zdjęć treningowych też jest dużą sztuką, więc fejsbukowe biegaczki często wymieniają się doświadczeniami:
- Kochane, poradźcie - jak to robicie, że na zdjęciach po treningu macie taki ładny makijaż nie skalany kroplą potu?
- Kochana, zdjęcia po treningu robi się przed treningiem.
Teraz pora na otarcie się o profesjonalizm. Pytanie – bomba atomowa: „Witam, chcę przygotować się do zawodów. Jak powinnam trenować?”. Nie dość, że o autorce pytania nic nie wiadomo, nie wiadomo też na jakim jest poziomie, a do jakiego dąży, nie wiadomo nawet do jakiego dystansu chce potrenować i kiedy ma te zawody, to jeszcze cały proponowany dla niej plan treningowy powinien zmieścić się w dwuzadaniowym komentarzu. Mission impossible? Ależ skąd! Magia! To facebook – kolebka internetowych mędrców i trenerów. Każdemu doradzą.
Niedziela. Były zawody. FB pęka w szwach od fotek robionych przed startem, w czasie biegu, za metą, z medalem, bez medalu. Szaleństwo. Niezależnie od wyniku, każdy otrzymuje ten sam zestaw łechczących ego gratulacji. A gdy już opadnie kurz po zawodach, przychodzi pora na kolejne pytanie: „gdy próbuję biegać, to bardzo boli mnie kolano; czy kogoś bolało kiedyś kolano? co doradzacie?” Tym razem budzą się fejsbukowi lekarze i fizjoterapeuci: roluj, zrób 3 dni przerwy, amputuj, zaciśnij zęby i biegaj.
Żeby rzetelności stało się zadość należy wspomnieć, że pojawiają się też sensowne komentarze, albo przynajmniej ocierające się o sensowność. Szukasz butów – idź do sklepu i sprawdź, które są dla Ciebie najwygodniejsze. Pytasz o treningi – znajdź sobie odpowiedni plan treningowy na miarę swojego poziomu i oczekiwań. Masz kontuzję – idź do lekarza. Niezależnie do tego, Facebook i tak nie jest dobrym medium do archiwizowania wiedzy, a dla wielu Internet kończy się na FB. Szkoda, bo jest parę portali, które mimo, że pewnie powoli tracą popularność, nadal są dobrym źródłem wiedzy. O książkach już nie wspomnę. Przecież tam same litery, bez ikonek emoji…
Na koniec autentyk: „Witam mam pytanie ....... Na ile km jest półmaraton ....biegam sobie tak 5 km moja motywacja to jest zrobić sobie trening 10 km i się udaje ..... lubię startować w biegach charytatywnych .....powiedziałem sobie po nowym roku więcej biegów ..... bieganie mnie wciągało i zacząłem myśleć o półmaratonie ale nie wiem czy podołam warto spróbować?”
PS.
Michał Rusinek, sekretarz Wisławy Szymborskiej, opublikował kiedyś następujący status na fejsbuku: „przestaję odpowiadać na listy, które rozpoczynają się od „witam”. Lubię to!
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu paulo (2019-03-15,11:02): dobre :), powiedziałbym nawet - świetne :) 84cantona7 (2019-03-15,11:57): Trafione w punkt. krunner (2019-03-17,18:30): Hehe, dzięki za ostrzeżenie ;-) SuperNova (2019-03-18,08:35): Świetne :-)
|