2011-06-19
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Bieg Baryczan. (czytano: 1332 razy)
Trzeba brać w ciemno co los przynosi. Czasami kiedy człowiek nie planuje, nie spina się w sobie - wychodzi lepiej...
Tak było dzisiaj na Biegu Baryczan. Pojechałam, bo lubię Milicz i atmosferę tego biegu. Słoneczną pogodę, która mu zawsze towarzyszy i trasę, która mi bardzo odpowiada.
Jedynym mankamentem w tym roku była niska frekwencja, spowodowana nagromadzeniem imprez biegowych w najbliższej okolicy.
Ruszyliśmy razem z Adamem. Już po dwóch kilometrach wiedziałam, że to nie moje tempo, ale głupio mi było zwolnić. Biegło się dobrze, "nóżka podawała";) Pomyślałam "Zobaczymy, co z tego wyniknie..." Adam nie przyśpieszał, chociaż obiecywał zrobić to na drugiej pętli. Na siódmym kilometrze zwolniłam, on też. Nie ponaglał, przeczekał ze mną kryzys. Na ostatnim kilometrze poczułam jeszcze rezerwy i znowu przyśpieszyliśmy. Było dobrze. Zobaczyliśmy z daleka metę. Nagle, jakieś 100 metrów przed nią, "coś" przebiegło obok mnie. Kiedy zorientowałam się, że to kobieta, coś we mnie wstąpiło. Obudziła się bestia;) Ruszyłam z kopyta i już po kilkunastu metrach ją miałam. Sama siebie nie poznawałam! Wiatr we włosach - miłe uczucie, tego mi brakowało w Nordic Walking!;)
Dzięki Adamowi poprawiłam życiówkę na 10 km. Zajęłam też drugie miejsce w kategorii wiekowej (moja rywalka na finiszu, trzecie). Mogę powiedzieć po raz pierwszy, że je wywalczyłam;)
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora Foxik (2011-06-19,23:13): Reniu, gratulacje - dla takich chwil warto żyć! :) Hepatica (2011-06-20,08:17): Barawo Reniu. Gratuluję!!! Ja jeszcze w tym roku 10 km nie biegałam ale mysle o Dobrodzieniu:))). Do zobaczenia.
|