2009-11-10
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Moje czerwcowe maratony. (czytano: 2460 razy)
Wiosenny start na wynik był w Krakowie (pisałem o tym osobno), natomiast na czerwiec zaplanowałem 2 starty maratońskie, które z założenia potraktowałem towarzysko. Towarzysko, ale oczywiście w granicach rozsądku, czyli coś koło 3:50-4:00 (po osiągnięciu 3:30 w Krakowie). Mój wybór padł na Toruń, a właściwie Maraton Metropolii Bydgoszcz-Toruń, jak brzmi oficjalna nazwa i na kultowy Visegrad Maraton. Szczególnie w przypadku tego drugiego mogłem mieć uzasadnione obawy, czy założony wynik osiągnę, bo przecież trasa bardzo wymagająca, pogoda zazwyczaj też, no i nie biegłem tam jeszcze, a osławione trudności znałem tylko z opisów biegaczy. Dodatkowym smaczkiem była zaledwie dwutygodniowa przerwa między jednym a drugim startem. Byłem ciekaw, jak zareaguje mój organizm, bo nigdy jeszcze nie biegałem dwóch maratonów w takim krótkim odstępie. Ale po kolei…
Najpierw była metropolia Bydgoszcz-Toruń (nazwa cokolwiek dziwna jak dla mnie). Organizacyjnie bez zarzutu: biuro, pasta party, prezentacja elity (głównie zza wschodniej granicy), darmowy nocleg na sali gimnastycznej, depozyt, transport na start do Bydgoszczy, prysznice po biegu, piwo, posiłek. Wszystko tak jak powinno być. Do tego dołożyła się idealna biegowa pogoda (12-14 0C i pochmurno) i płaska, szybka trasa (2 mało znaczące podbiegi). Aż żal, że się człowiek na życiówkę nie zasadzał, no ale trudno planować główny start na wynik w czerwcu. A sam bieg bardzo spokojny. Pierwsze 10km wolno w 55 minut, potem lekko przyspieszyłem i trzymałem do końca. Połówka w 1:54:06, a wynik końcowy 3:46:57. Wyszło dobrze, bo druga połówka o ponad minutę szybciej niż pierwsza, a ponadto od 5km biegłem w towarzystwie poznanego na trasie kolegi Piotra, z którym sukcesywnie wyprzedzaliśmy kolejnych biegaczy i którego ostatecznie udało mi się doprowadzić do mety na życiówkę poprawioną o 4 minuty. Tak więc poczułem satysfakcję, bo sprawdziłem się w roli indywidualnego pacemakera, choć to moje zającowanie wyszło całkiem przypadkowo, tak zupełnie w praniu, można by rzec. Generalnie bardzo pozytywna impreza z jednym zasadniczym minusem, a mianowicie brakiem zainteresowania ze strony kibiców w samym Toruniu. Smutno się biegnie ostatni kilometr bulwarem nadwiślańskim i potem ulicami starówki, kiedy nikogo dookoła to nie interesuje. Rok wcześniej, kiedy pogoda sprzyjała kibicowaniu było niestety podobnie.
Natomiast 2 tygodnie później wybrałem się na Visegrad Maraton. Maraton nazywany kultowym, najlepiej zorganizowanym itp., itd. No i cóż…, chyba rzeczywiście tak jest. I potrzebny jest chyba również osobny wpis (który popełnię zapewne), aby opisać fenomen tej niezwykłej imprezy maratońskiej. Dość powiedzieć, że na tej cholernie wymagającej trasie udało mi się pobiec prawie 3 minuty szybciej niż 2 tygodnie wcześniej w Toruniu. Tym samym przekonałem się sam na sobie, że dobrze mi robi start w 2 biegach maratońskich w odstępie 2 tygodni. Nie było to oczywiście bieganie na maxa, bo i takie nie miało być, niemniej jednak w tym drugim czerwcowym maratonie czułem się jakby lepiej niż w pierwszym, pomimo zdecydowanie trudniejszej trasy. Poza tym pogoda też nie rozpieszczała biegaczy, bo po stronie słowackiej (29km) było zimno i deszczowo, a po stronie polskiej było zimno i bardzo deszczowo, ulewnie wręcz. Wychłodziłem się potwornie. Ostatni raz tak sine usta jak po tym maratonie miałem w wieku lat kilku, kiedy to za nic nie chciałem wyjść z wody morskiej, gdzieś na polskim wybrzeżu, hehehehe…. A wynik? Pozytywny, bo połówka w 1:52:40, druga minutę szybciej i ostatecznie 3:44:09. Zważywszy na profil trasy byłem wielce usatysfakcjonowany. Generalnie wrażenia niezapomniane, zasługujące na osobny wpis, jak już wcześniej wspomniałem.
Generalnie moje czerwcowe maratony odbieram bardzo pozytywnie. Wyniki w stosunku do założeń osiągnąłem satysfakcjonujące i do tego na zupełnym luzie. Czego chcieć więcej?...
No a w czerwcu 2010 prawdopodobnie zestaw startowy będzie ten sam. To znaczy Visegrad Maraton absolutnie obowiązkowo, choćby nie wiem co!, a Toruń już mniej obowiązkowo, ale zapewne także…
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora kluseczka (2009-11-11,10:17): a w 2010 też obligatoryjnie Visegrad planuję, muszę się w końcu nauczyć biegać na takich wysokościach;)
|