2015-08-18
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Bieg ,,TriCity Trail 80+” Gdańsk-Wejherowo 12.07.2015 (czytano: 1458 razy)
Ultra bieg górski w Polsce nad morzem ? . Wbrew pozorom jest to jednak możliwe .
W większości krajów mających góry i morze , na południe jeździ się nad morze a na północ w góry . W Polsce do tej pory było na odwrót . Stowarzyszenie Grand Prix Poznania postanowiło trochę zamieszać w tych oczywistych faktach . Trudno przenieść morze ale ukształtowanie polskiego wybrzeża pozwoliło na zorganizowanie pełnoprawnego biegu górskiego . Obszar Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego jest idealnie do tego stworzony . Biegi górskie najczęściej zawdzięczają swoje przewyższenia kilku solidnym podbiegom i zbiegom . Bieg ,,TriCity Trail 80+” zaplanowany został na dużo mniejszej wysokości jednak podbiegów i zbiegów można naliczyć kilkadziesiąt które dają w sumie przewyższenie +1700/-1800m . Przy dystansie ponad 80 km profil trasy przypominający zęby rekina straszy już przed startem . Jest pewne że po kilku godzinach biegu decydujące znaczenie będzie odgrywać psychika zawodników . O górskim charakterze biegu świadczy również to żę zostały mu przyznane 2 pkt. w klasyfikacji UTMB a to jest tyle samo ile ma np. Bieg Ultra Granią Tatr .
Do Wejherowa dotarłem kolejką SKM po przesiadce z autobusu w Gdańsku . Dzień przed biegiem o godz.20 odbyła się odprawa z udziałem wszystkich zawodników .
Na odprawie dowiedzieliśmy się wiele szczegółów dotyczących trasy oraz postępowania w różnych sytuacjach na trasie . Ilość informacji dotyczących trasy była tak duża że i tak pozostawało mieć nadzieję że będzie dobrze oznaczona . Wszyscy zawodnicy zostali również wyposażeni w mapy . Mogły pomóc w beznadziejnych sytuacjach szczególnie tym którzy biegali już na orientację oraz przede wszystkim tym którzy potrafią się nimi posługiwać , a to nie zawsze jest proste . Po odprawie wszyscy którzy zdecydowali się na nocleg na hali sportowej intensywnie szykowali się do snu . Autokar na miejsce startu wyjeżdżał o 3.30 więc pobudkę większość zawodników wyznaczyła sobie na 2.30 . O wyznaczonej godzinie na hali zrobił się taki ruch że nawet Ci którzy biegli za kilka godzin półmaraton musieli się obudzić . Lekkie śniadanie , sprawdzenie zawartości plecaków przeznaczonych na bieg ( ważne bo bieg był rozgrywany z czterema bufetami ale bez przepaków ) , spakowanie pozostałych rzeczy do zostawienia w depozycie i o 3.30 wszyscy zainteresowani siedzieli już w autokarze który z sennymi jeszcze zawodnikami ruszył w kierunku Gdańska .
Na miejscu byliśmy około pół godziny przed startem . Humory wszystkim dopisywały . Gdy została minuta do rozpoczęcia biegu starter intensywnie musiał zapraszać zawodników bo nie było chętnych do ustawienia się w pierwszej linii . Wystartowaliśmy .
Zgodnie z tym co sobie wcześniej zaplanowałem ustawiłem się w stawce zawodników około 10-tego miejsca i czekałem na rozwój wypadków . Nie trzeba było długo czekać . Już na pierwszych dwóch kilometrach stwierdziłem że oznaczenie trasy w lesie zielonymi taśmami nie jest najszczęśliwszym rozwiązaniem ponieważ są one widoczne tylko z bliska , a przy rozwidleniach ścieżek łatwo o pomyłkę . Rzeczywistość okazała się jeszcze ciekawsza . Już na trzecim kilometrze można było pobiec prosto w las lub w prawo wzdłuż linii lasu . Z prawej strony wisiała taśma więc wszyscy biegną tam za liderem . Jest druga taśma , potem trzecia i na tym koniec przez dłuższy czas nie widać żadnej . Dopiero jak do rozwidlenia za ostatnim zawodnikiem dobiegł przedstawiciel organizatorów zamykający trasę zaczęły się nawoływania ,
bo okazało się że trzeba było jednak biec prosto w las . Wszyscy zrobili w tył zwrot i spełniło się że ,, ostatni będą pierwszymi a pierwsi ostatnimi ”. W tym momencie okazało się że nie wszyscy nam sprzyjają . Przecież tych trzech taśm nie przewiesiły zwierzęta ( chociaż kilkoma nazwami zwierząt tego osobnika bym obdarzył ) .Zresztą na całej trasie zwierzęta które spotykałem były wyposażone w kopytka a takimi kończynami trudno cokolwiek zawiązać . Dalszy bieg to typowe klepanie kilometrów w zmieniającym się terenie : pod górkę , z górki , przez las , przez łąkę , przez krzaki , po pościnanych gałęziach itp. Biegnę w kilkuosobowej grupie ale przez ten manewr na trzecim kilometrze nie wiadomo ilu zawodników jest przed nami . Las na ten temat milczy . Słychać tylko szum liści , śpiew ptaków i odgłos naszych kroków . Na dwunastym kilometrze ktoś nas nagle wyprzedza . Sarna ? . Nie to Marta Barcewicz pognała do przodu i szybko znalazła się 100 m przed naszą grupą . Kilka kilometrów trwało zanim została wchłonięta przez nasz mały peletonik . Tak dobiegliśmy do pierwszego bufetu na 22km . W związku z tym że w nogach jeszcze dużo nie było bufet został szybko za nami i trafiliśmy na kolejną przeszkodę . Po przebiegnięciu osiedla mieszkaniowego pod koniec którego nie było żadnych taśm ( nie możliwe żeby nie było ich na tak długim odcinku więc ktoś je musiał zerwać ) dobiegliśmy do rozwidlenia . Można było biec po dwóch stronach tej samej rzeczki . Grupa się podzieliła i biegliśmy po obu stronach z nadzieją że w końcu pojawią się taśmy . 100m nic , 150m nic . Obie grupy zawróciły . Ktoś wyciągnął mapę i stwierdził że jest pewien że musimy biec z lewej strony rzeczki . Ruszamy i okazuje się że kilkadziesiąt metrów od miejsca w którym poprzednio zawróciliśmy stoi sobie drzewo obwiązane zieloną taśmą i się z nas śmieje . Gdyby taśma była innego koloru to pewnie byśmy ją zauważyli z daleka już za pierwszym razem . Do drugiego bufetu na 34km jeszcze biegniemy małą grupką . Od tego miejsca zaczynam biec sam widząc przed sobą trzech pojedynczych zawodników . Po czterech godzinach biegu miałem zadzwonić do domu . Jestem wtedy na 40 kilometrze ( wg. Garmina ) ale zdaję sobie sprawę że pewnie to jest 38 kilometr trasy po tych perypetiach z taśmami . Krótki meldunek do domu i biegnę dalej bo na 42 kilometrze miał na mnie czekać mój brat mieszkający w Gdyni . Rzeczywiście gdy do Niego dobiegłem Garmin wskazywał 44 kilometr . Przebiegliśmy kilkaset metrów razem . Dowiedziałem się że jestem dziewiąty ( trzy osoby z przodu w dalszym ciągu były w zasięgu mojego wzroku ) , poopowiadałem o bieganiu na orientację i znowu zostałem sam ale dotarło do mnie że jest już z górki . Oczywiście mam na myśli dystans bo ukształtowanie terenu to w dalszym ciągu zęby rekina . Pięćdziesiąty kilometr to już typowa ,, samotność długodystansowca” . Nikogo przede mną i nikogo za mną .
Wtedy żeby mi nie było za wesoło odezwało się moje biodro , które w maju wyłączyło mnie na trzy tygodnie z biegania . Po tamtej przerwie najdłuższy trening jaki zrobiłem to 28 km. Mało w przygotowaniu do maratonu , a w przygotowaniu do ultra to prawie nic . I oczywiście los okazał się złośliwy i w ciągu kilkuset metrów musiałem przejść z biegu do truchtu , a później z truchtu do marszu . Zacząłem już liczyć czy maszerując do końca uda mi się zmieścić w limicie czasu . Minął mnie jeden zawodnik a potem jeszcze grupka trzech innych . Jeden z nich gdy usłyszał co się stało stwierdził że gdybym był kobietą to by mnie przytulił . Odpowiedziałem że nie mam zamiaru się mazać i idę dalej . I tak z dziewiątego spadłem na trzynaste miejsce. Wtedy przypomniało mi się że w plecaku mam tabletki przeciwbólowe . Z zasady jestem wrogiem wszelkich tabletek i biorę je tylko w sytuacjach wyjątkowych więc może dlatego tak szybko zadziałały że po kilkuset metrach znowu biegłem , ale nikogo już przed sobą nie widziałem . Widząc że niedługo na 54km jest bufet postanowiłem że tam spróbuję odzyskać to co straciłem .
Gdy dobiegłem do bufetu było tam kilku poprzedzających mnie zawodników . Na punkcie żywieniowym zabawiłem tylko kilkadziesiąt sekund i jako drugi z grupy ruszyłem dalej .
Moja taktyka na dalszą część biegu była taka że na wszystkich delikatniejszych podbiegach gdy widziałem że inni idą to ja biegłem i tak po kilku kilometrach nie widziałem już nikogo za sobą . Około 70km jedno z podejść było tak strome że trzeba je było pokonywać wchodząc bokiem . Gdy dotarłem do punktu żywieniowego na 73km wiedziałem już od stojących na trasie kibiców że zawodnik mnie poprzedzający ma ok. 15 min. przewagi . Gdy miałem ruszać dalej do punktu dobiegł też Michał Witkowski również z Torunia . Zaproponowałem że biegniemy dalej razem . Było pewne że nikogo raczej nie dogonimy , ale nogi nieźle nam się kręciły więc było również pewne że nikt nie powinien nas dojść . Dwa kilometry przed metą Michał zaproponował że jak chcę mogę przyśpieszyć do mety . Rzeczywiście czułem moc więc przyśpieszyłem . Gdy biegłem już do mety alejkami Parku im. Majkowskiego w Wejherowie miałem pewnie z 200 metrów przewagi . Było sporo zakrętów ale rozciągnięte taśmy mnie prowadziły . W samej końcówce jedna z taśm była zerwana i leżała na trawie ale zaraz zobaczyłem na wprost wiszące odcinki taśmy na drzewie i tak jak wskazywała logika tam pobiegłem . Gdy znalazłem się w okolicach mety zbaraniałem ( a jednak ktoś miał rację ). Okazało się że metę chcę przekroczyć od drugiej strony , ktoś zaczął krzyczeć co ja tu robię . Zanim się zorientowałem o co chodzi i zawróciłem do miejsca z zerwaną taśmą i wbiegłem na metę z właściwej strony to już przed sobą widziałem finiszującego Michała . Tak to dzięki jakiemuś spacerowiczowi któremu przeszkadzała taśma zagradzająca spacerową alejkę mimo że do mety dobiegłem piąty w biegu zająłem szóste miejsce . Cóż . Życie . Przed startem to szóste miejsce wziąłbym w ciemno . Najważniejsze że był to mój najlepszy dotychczasowy start w biegu ultra , bez kryzysu na trasie , z mniejszym zmęczeniem niż po niejednym maratonie oraz z dużym niedosytem na mecie , a to dobry prognostyk na przyszłość mimo że jestem już po pięćdziesiątce więc mam większą przeszłość niż przyszłość .
Jeżeli organizatorzy wyciągną wnioski z niedociągnięć pierwszej edycji to bieg jest naprawdę Super . Dystans w sam raz i trasa idealna . Oznaczmy ją lepiej i do zobaczenia za rok .
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora ronan51 (2015-08-18,21:21): wpis ciekawy ale czemu taki długi?ha ha ha
|