2013-06-30
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Jak ścinać, to na maksa! (czytano: 4940 razy)
W bieganiu, jak w życiu... można dostrzec różne zachowania, różne tendencje, różne cele działania. Niemniej od pewnego już czasu wciąż nurtuje mnie temat rzeka. Ścinanie. I to nie ścinanie głów czy też kuponów na grochówkę. Temat jest dość kontrowersyjny i wśród niektórych powoduje niemałe poruszenie. Chciałbym jednak odnieść się do niego w miarę neutralnie, choć trudno mi będzie ukryć mój pogląd w tym temacie.
Oczywiście, jeśli ktoś jeszcze nie wpadł na ten trop, we wszystkim powyżej i poniżej chodzi o ścinanie zakrętów. Zakrętów, które to umożliwiają podczas biegów ulicznych, tych które nie są obandażowanie wieloma taśmami ostrzegawczymi, tych które są obszerne i nie obstawione żadnymi barierami, tych w obrębie których nie znajduje się przypadkowa mata pomiaru czasu.
Będąc uczestnikiem bardzo wielu biegów masowych ma się wrażenie, że 98.73% biegaczy ma ścinanie we krwi. Przebiegnięcie po wewnętrznej części zakrętu poza jezdnią, zahaczając o chodnik, trawnik czy pobliski budynek staje się normą samą w sobie, a może i tą normą jest, tyle że nie sformalizowaną.
Tu powstają pytania:
PO CO W OGÓLE BIEGAMY?
DLA KOGO BIEGAMY?
CZYM JEST BIEGANIE?
oczywiście wszystko w obliczu oficjalnych zawodów amatorskich biegów ulicznych.
Czy my biegamy na pokaz? Chyba większość z nas odpowie - NIE.
Czy biegamy dla znajomych? Wydaje się, że - NIE.
Czy bieganie jest zawziętą walką o pozycję? Dla wielu - raczej NIE.
Zwykłem myśleć, że biegamy głównie dla siebie, dla przyjemności, dla zabawy, dla kondycji, dla sylwetki, dla własnych osiągnięć... ale rzadko słyszę, by ktoś biegał dla pozycji w biegu... w końcu chyba niewielu z nas amatorów może liczyć na wysoką lokatę w licznie obsadzonych biegach (a nawet jeśli, to czy zmienia to postać rzeczy?), a tym bardziej na wynik rekordowy (oczywiście poza własnymi sukcesami w postaci rekordów życiowych). Często obejmujemy tysięczną, czy pięciotysięczną pozycję, więc czy wejście o sto, pięćset, a nawet tysiąc miejsc wyżej ma takie duże znaczenie? Czy bieganie w zawodach traktujemy jako rywalizację fair-play? Chyba nikt tak naprawdę nad tym się nie zastanawia, ale w ciemno chciałby powiedzieć - ja jestem FAIR, ja stosuję zasady FAIR-PLAY. Czy tak jest naprawdę? Czy przytoczone 98.73% jako wyimaginowana ilość statystyczna jest liczbą prawdziwą, czy też rozdmuchuje problem, którego nie ma.
Stoję oczywiście na stanowisku kategorycznie zabraniającym ścinania, oczywiście przez samego siebie. Do wejścia w to grono staram się często namawiać i innych, jeszcze nieobeznanych w realiach tematu. Należą jednak do niego Ci, którzy byli po części moimi drogowskazami podczas czynienia kolejnych postępów biegowych. Jest to oczywiście grono zupełnie nieformalne, ale jednak zawiązane poprzez wiele rozmów na zasygnalizowany temat. I wydaje mi się, że środowisko biegowe, w którym zwykle przebywam w większości ma podobne podejście do mego... ale i szanuję tych, którzy otwarcie wyrażają odmienne zdanie.
Więc jest i ciemna strona mocy... czyli Ci którym nie po drodze w obranym przeze mnie kierunku - i tych jest zapewne większość. I pewnie mają swoje racje. W końcu to wg nich Ci co ścinają są frajerami... a argumentów mają wiele. Ot, choćby poniżej wymienione:
- przecież ścinam, bo ścinają wszyscy
- choć tu dystans skróciłem, to gdzie indziej i tak zrobiłem "nadróbkę", bo jest tłok, bo wyprzedzam slalomem, bo... bo... bo...
- i tak ta "nadróbka" nie ma istotnego znaczenia w wyniku, przecież to tylko kilka metrów, kilka sekund, kilka pozycji
- atestowane trasy mają dodane 0,5% do ich długości, to trzeba sobie na czymś "odbić"
- to wina organizatora, że nie zabezpieczył trasy przed ścinaniem
- co nie jest zabronione to jest dozwolone
- był wiatr i trzeba było sobie gdzieś to nadrobić
Te i wiele innych "ciekawych" stwierdzeń było mi przekazanych w bezpośrednim kontakcie.
Idąc powyższym tropem można szybko dojść do wniosku... po co w ogóle ustalać dystans. Dlaczego sprinterzy na 100 metrów nie startują o 240 cm bliżej, a może powinni w połowie? Jeśli ścinamy, to dlaczego o trzy, pięć, dziesięć czy dwadzieścia metrów, przecież często można pobiec przecznicę wcześniej, przebiec środkiem parku wyznaczającego nawrót... Co za różnica czy nadrobimy 8 czy 800 metrów? Gdzie postawić granicę "rozsądku"? Czy warto usprawiedliwiać się twierdzeniem, że ścinałem tylko "trochę", ale mniej niż inni?
No i oczywiście najlepiej i najwygodniej zwalić winę na organizatorów, powinni przecież postawić kolejny zylion płotków, zakupić kwadrylion kilometrów taśm zabezpieczających, a na każdym zakręcie postawić ochronę z odbezpieczonym rewolwerem, a w miejscach z utrudnionym dostępem przeciągnąć drut kolczasty pod wysokim napięciem. Przypominam wszak, że zwykło się biegi uliczne mierzyć wzdłuż krawężnika wyznaczającego krawędź jezdni, w odległości 20 centymetrów od niego. I to bez względu na to, czy trasa atest posiada, czy też nie. Czy to nie wystarczy? Czy ten przepis musi być aż tak martwy?
Nasuwa się też myśl, w jaki sposób kategoryzować wyniki... skoro sąsiad wygrał o dajmy na to 18 sekund, to czy biegł moim torem, czy może nawrócił 100 metrów wcześniej, czy "wyrwał" z dystansu więcej czy mniej niż ja? Finalnie jest to trudne do określenia... i biegnąc zgodnie z zasadą - jak tną wszyscy tnę i ja - nigdy wyniki nie będą porównywalne... trudno będzie wtedy spojrzeć w oczy koledze - rywalowi i powiedzieć "byłem lepszy"... chyba, że lepszość będzie oznaczała przebiegłość.
Czym w końcu jest "życiówka" osiągnięta na atestowanym dystansie? Wydaje się, że ma być wartością poświadczającą własne umiejętności do pokonania pełnego wyznaczonego dystansu. Nic niestety bardziej mylnego, skoro tak duża rzesza biegaczy nie dociera tak naprawdę do "prawdziwej mety" sowicie wynagradzając sobie czasem popełnione biegowe "przestępstwa", no niech będzie... "wykroczenia".
Chciałbym jednak kiedyś nagrodzić tych, którzy nawet ciągnąc się w ogonie, a może tym bardziej dlatego że są na końcu stawki, potrafią pobiec tak jak powinno się to robić. Mimo zmęczenia nie zwrócić uwagi na umniejszenie dystansu o parę metrów. Przepuścić kolejnego o 30 lat starszego zawodnika, który przecież nie powinien wyprzedzać.
Ciekawym byłoby rozwiązanie, w którym na końcu losowane są nagrody tylko wśród biegaczy, którzy pokonali cały dystans. Od startu do mety. Nie byłoby to nawet trudne w ustaleniu... wystarczy postawić w miejscach "nagminnego ścinania" osobę, która zapisze numery startowe biegnących FAIR! Nie będzie ich wielu. Może to się kiedyś odmieni, chociaż to chyba tylko płonna nadzieja.
Ja biegam FAIR i mogę to powiedzieć otwarcie. W końcu pokonywane przeze mnie biegi (poza przełajami, krosami i innymi z nawierzchnią naturalną) są zwykle biegami "ulicznymi" nie zaś "chodnikowymi". Wiem, że mój bieg będzie miarodajny i jeśli w tej samej imprezie wystartuje mój rywal, kolega, przeciwnik czy przyjaciel to mam pewność, że nie przebiegłem ani metra mniej od niego, bez względu na dystans biegu, na jego atest czy na pogodę. Do tego mając wielu kompanów stosujących podobne zasady do moich - mogę powiedzieć, że rywalizujemy na tym samym pułapie... przynajmniej w kwestii dystansu.
A problemu tak naprawdę nie ma. Każdy ma swoje sumienie i swoje w głowie osiągnięcia, a to w jaki sposób do nich dochodzi pozostanie jego słodką tajemnicą. A jak tniecie - to na maksa, po co zawracać sobie głowę "drobnostkami".
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu marek100384 (2013-06-30,22:43): W końcu ktoś poruszył ten temat otwarcie. Mnie samego wkurzają takie zachowania biegaczy ( że tak zażartuję ) ścinających zakręty,wręcz nachalnie spychając innych uczciwych biegnących prawidłowo po wyznaczonej trasie. Są na szczęście biegi,w których takie zakręty są ładnie zabezpieczone. Startos (2013-07-01,00:04): Dobrze, że ktoś poruszył ten temat i że trafia on na główną stronę. Może ruszy coś w kilku sumieniach. W mojej ocenie część winy muszą jednak przyjąć też organizatorzy niektórych biegów gdzie np. zakręt o 120 stopni nie ma nawet metra taśmy. Dla sporej grupy to pokusa zbyt silna a często to "okazja czyni złodzieja"... i to strasznie wkurza. M@rlon (2013-07-01,00:23): Najlepszą ścinkę widziałem na biegu piastów- dziewczyna skróciła pętlę mającą około 2km. Też się zastanawiałem, czy biegła tam za karę. Mar13ek abiega (2013-07-01,07:12): Najgorsze są biegi które mają atest a ścinać tam może sporo np. taki Maków 10km - 4 pętle i jeden zakręt gdzie ze 30m można skrócić, skraca 95% biegnących...a później ktoś się chwali wynikiem z atestowanej trasy... pibu (2013-07-01,08:45): Zdarzają się sytuacje gdy szczególnie podczas pierwszych "metrów" trasa idzie po zakrętach, jest ścinający tłum, jest ciasno i praktycznie nie ma możliwości bezpiecznie skorygować wejścia w zakręt bez dużego ryzyka kolizji. W takich sytuacjach staram się kolejny zakręt(y) pokonać dla czystego sumienia mocno po zewnętrznej...ale to już sztuka dla sztuki... więc jestem za zabezpieczeniem przez organizatorów takich newralgicznych punktów chociażby na początku biegu. SFX (2013-07-01,08:48): Warto też wspomnieć, że samo ścinanie to nie tylko "wykręcenie" lekko "naciągniętego" wyniku. Rozbraja mnie to, jak ktoś mnie upomina bym wbiegł na krawężnik, bo przeszkadzam.
No i samo uznawanie tych "życiówek". Zdarzyło mi się myśleć o ścięciu, ze trzy lata temu jak "wykręcałem złamanie 40 na dychę"... ale wtedy nastąpił odruch i kontrmyśl - NIE WARTO, DLA NAWET 1 METRA, NIE WARTO... cóż to by była za życiówka? Miałbym ją wpisać do swego CV? Po co urywać choćby ten metr, przecież to nie ma istotności w wyniku, więc po co rzucać argument istotności... skoro to nie istotne, to czemu nie biegniesz trasą. Ale są i tacy, którzy swoje "życiówki" wpisują z biegów bez atestu, i to z tych, w których można mieć pewność że mają o kilkaset metrów mniej... ale to już temat na inny artykuł :) filips1 (2013-07-01,09:35): ścinanie i skracanie to duży problem ,który sami powodujemy ale znacznie poważniejszym problemem jest ustawianie się na starcie słabszych biegaczy i blokowanie trasy więc często ci szybsi są zmuszeni obiegać np. chodnikiem !dlaczego osoba biegnąca truchcikiem ustawia się w pierwszej linii a najgorsze są towarzystwa ,które biegnąc jednym tempem zajmą całą szerokość trasy -to jest problem SFX (2013-07-01,09:41): filips1.
och. ten temat też mam zamiar kiedyś rozszerzyć... rok temu już nawet zacząłem o nim pisać, ale coś mi nie szło układanie właściwych zdań :)... to jest drugi temat rzeka :) i to taka prawdziwa rzeka - biegaczy. bkryske (2013-07-01,09:59): Pewnie zainspirowała Ciebie ostatnia impreza w której też bieglem...według mnie to trasa powinna być bardziej zabezpieczona w tych miejscac lub poprowadzono inaczej...bo w jednym miejscu ciężko było nie pobiec chodzby po jednym chodniku.... SFX (2013-07-01,10:15): Myślę, że nie warto łączyć tematu z jakimkolwiek konkretnym biegiem, bo temat nie jest dla mnie nowy... i występuje niemal wszędzie... są oczywiście trasy mniej i bardziej "podatne", organizatorzy też często starają się przewidzieć tor biegu, ale nie zawsze dostrzegą to, co wypatrzeć potrafią biegacze :)... sam organizując biegi (najbliższy już za 2 tygodnie) staram się tak dopracować otoczkę trasy, by było trudno "coś z nią zrobić", ale i tak muszę to zwykle weryfikować - by kolejnym razem było jeszcze lepiej... pomysłowość jest naprawdę niekiedy zaskakująca. Nadmienię tu, że są osoby, które w ferworze walki, uśpienia umysłu, naprawdę bez świadomości, potrafią przeskoczyć przez wysoki, stalowy płotek! Będąc oczywiście przekonanym, że tędy przebiega trasa! Naprawdę są takie sytuacje, ale one nijak mają się do zachowań "stadnych" i "tłumu", który oczywiście jest nieobliczalny i rządzi się swoimi prawami. bmorski (2013-07-01,10:17): Tak faktycznie to problemu NIE MA. A może raczej problem ogranicza się JEDYNIE do kilku zawodników, którzy walczą o zajęcie miejsca premiowanego jakąś nagrodą. Ten czwarty rzeczywiście może mieć żal o nieuczciwe zachowanie tego trzeciego, ale temu z osiemsetnego miejsca jest to całkowicie obojętne czy siedemset czterdziesty siódmy wyprzedził swojego kolegę z siedemset czterdziestego ósmego miejsca wbiegając na chodnik, czy biegnąc do końca w pasie jezdni ok. 50 cm od krawężnika. maroglasgow (2013-07-01,11:42): zgadzam się, ze skracanie dystansu to prawdziwa zmora biegów ulicznych, ostatnio sam nawet zostałem zepchnięty na chodnik przez fale skracających biegaczy, gdybym szybko nie przeskoczył na chodnik doszłoby do kolizji :( akaen (2013-07-01,11:48): Też mnie zawsze zastanawia czemu ludzie ścinają. Początkujących jestem jeszcze w stanie zrozumieć bo lecą za wszystkimi i nie myślą o tym. Ale starzy wyjadacze którzy raczej wiedzą co to jest atest i jak się go robi robią to już chyba z premedytacją. W zeszłym roku na Kazikach w Radomiu ludzie cieli zakręt w parku o ładne kilkadziesiąt metrów a ja sam jak "głupek" biegłem "dookoła". Zastanawiałem się właśnie dlaczego nie zetną od razu połowy parku poprawili by czas przynajmniej o minutę na okrążeniu. Może wynikało to z tego że trasa nie miała atestu więc zależało im bardziej na zajętym miejscu - ale o tym też już pisałeś. Jednak najzabawniejsze są osoby które ścinają zakręt po chodniku tylko o jakiś metr ale zadają sobie trud żeby wskoczyć na dość wysoki krawężnik a potem z niego zeskoczyć - przecież to tylko wybija z tempa a dodatkowo pochłania więcej energii. SFX (2013-07-01,14:37): Zapraszam też na http://biegnijmy.pl/art20130630-1 gdzie można odnaleźć jeszcze więcej opinii w powyższym temacie... arturs9192@interia.pl (2013-07-01,16:46): Dobry pomysł z tym nagradzaniem biegaczy którzy prawidłowo przebiegli dystans:) VirginGuard (2013-07-01,19:45): Witam,
ja chyba czegoś do końca nie rozumiem, a temat mnie poruszył, bo mimo małego stażu zasady fair-play są dla mnie ważnym elementem współzawodnictwa. A do końca nie rozumiem co się kryje pod pojęciem ścinania zakrętów. Jeśli biegałem w biegu ulicznym to zawsze starałem się biec po wyznaczonej trasie która, jak nazwa sugeruje, przebiegała ulicami miasta. Jednak ulica szeroka, więc czasem przy dużych łukach (czyli takich których długość to kilkaset metrów) zdarzało mi się biec od krawężnika do krawężnika, czyli od zewnętrznej do wewnętrznej strony takich łuków. Jednak nie przekraczałem taśm, wyznaczonej trasy etc. czy to nadal jest ścinanie? Czy jeśli się biegnie atestowaną trasą to trzeba się trzymać np. wewnętrznej strony ulicy, czyli całą trasą biec w pobliżu tego samego krawężnika? Czy też można biec jak szerokość ulicy pozwala? Dzięki z góry za odpowiedzi, bo już mnie sumienie zaczyna swędzić ;) SFX (2013-07-01,21:55): Zacytuję tu wypowiedź "Scorpio" z BIEGNIJMY.pl, by się nie powtarzać:
"Wewnętrzna strona zakrętu to nie chodnik ani trawnik. Trasa uliczna to między krawężnikami,lub ograniczona np barierą."
A więc biega się najkrótszą możliwą linią pomiędzy krawężnikami... można biegać na skos by skracać kolejne zakręty ale wciąż pomiędzy krawężnikiem (chyba, że płotki czy taśmy zawężają jezdnię)... trasa atestowana jest najkrótszym jej przebiegiem, a jak biegnie wzdłuż krawężnika to w odległości 20 cm od niego. Można często zobaczyć tę atestowaną linię np. w maratonie w Londynie i chyba w Berlinie też... no i oczywiście np. podczas olimpiad.
|