Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [1]  PRZYJAC. [17]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
Shodan
Pamiętnik internetowy
Moja droga do Maratonu

Eryk
Urodzony: 1972-11-27
Miejsce zamieszkania: Warszawa
77 / 84


2018-07-01

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Mały, lokalny bieg (czytano: 2523 razy)

 

8 lat biegania i wciąż doświadczam czegoś nowego…

Mam dobry sezon. Na treningach zarzynam się do nieprzytomności, gryzę tartan, wypluwam płuca, ale przynosi to efekty. Biegam coraz szybciej.

Glinojeck. Mały, lokalny bieg na 10 km z lekkim okładem. Trasa bez atestu. Na starcie ok. 70 zawodników. Myślę o podium w kategorii wiekowej, a nieśmiało nawet o jego najwyższym stopniu. Startujemy. Jest gorąco. Od pierwszych metrów staram się trzymać swoje tempo – ok. 3:45 / km. Tuż po rozpoczęciu, wyprzedza mnie kilkunastu biegaczy. Nie zwracam na to uwagi i biegnę swoje… Po pięciuset metrach, zaczynam przesuwać się do przodu. Spokojnie, bez pośpiechu. Zegarek pokazuje, że za sobą mam już jeden kilometr. Orientuję się w sytuacji. Biegniemy we trzech, a przed nami, w odległości nie większej niż 30 metrów - prowadząca czwórka. Zazwyczaj najlepsi zwodnicy dość szybko oddalają się ode mnie, by po niedługim czasie w ogóle zniknąć z pola widzenia. Jednak tym razem dystans pomiędzy moją grupą, a czołówką nie powiększa się.

„jaki czas planujesz?” – zapytał chłopak, z którym biegliśmy ramię w ramię. „Trzydzieści dziewięć” – odparłem krótko. „To trzymamy się razem” – dodał. Nie trzymaliśmy się, bo lekko przyspieszyłem i na drugim kilometrze doszedłem do liderujące ekipy. Nigdy wcześniej, na tym etapie biegu nie byłem w czołówce. Mało tego - w głowie pojawiła się myśl, żeby wyjść na prowadzenie….

To mały, lokalny bieg… Nie szkodzi. Czułem się jak pełnowymiarowy sportowiec, jak biegacz z elity, który nie leci na życiówkę, nie biegnie, aby tylko przebiec, ale rozgrywa zawody taktycznie. „Taktyka” – słowo klucz. Nie szarpałem. Trzymałem się na końcu grupy i czekałem na rozwój wydarzeń.

Trzeci kilometr. Najmłodszy nie wytrzymał. Mocniej zakręcił nogą i spróbował oderwać się. Pozostali przetasowali się i wszyscy poza mną zabrali się razem z nim. „Koniec zabawy w sportowca” - pomyślałem i konsekwentnie pilnowałem swojego tempa, obserwując jedynie plecy oddalających się biegaczy. Po chwili widzę, że jeden z chłopaków nie poradził sobie z tym szarpnięciem i wyraźnie zaczął słabnąć. Wyprzedziłem go jeszcze przed czwartym kilometrem. Przede mną była tylko prowadząca trójka, bezpośrednio za mną - nikogo.

„Byleby dowieźć się na tym czwartym miejscu” – myślałem. Było upalnie. Biegło się coraz trudniej, jednak czego jak czego, ale motywacji na pewno mi nie brakowało. W okolicach szóstego kilometra, najmłodszy zawodnik, ten który parę kilometrów wcześniej rozruszał naszą imprezę, zaczął wyraźnie odstawać. Poczułem krew. Z każdym krokiem byłem coraz bliżej. Połknąłem go na 7. kilometrze, a przebiegając obok, wzniosłem się na wyżyny swoich możliwości i minąłem go tak szybko, i z taką lekkością, na jaką tylko w tym momencie było mnie stać. Od razu oddaliłem się na bezpieczny dystans, byle tylko nie przyszło mu do głowy, żeby się ze mną zabrać.

Przed sobą miałem tylko dwóch zawodników. Zawsze przy ekstremalnym wysiłku mam ogromne trudności z prostymi kalkulacjami matematycznymi, ale w tym przypadku sprawa była banalnie prosta – jestem trzeci w open. Tego jeszcze nie grali. Oby tylko nic nie schrzanić.

Kontrolowałem to, co się dzieje za moimi plecami – wyprzedzony dwudziestolatek nie miał siły walczyć o podium w generalce. Sytuacja z przodu – constans. Widzę ich, dystans między nami się nie powiększa, ale też żaden z nich nie słabnie, a ja nie mam już siły na mocniejsze podkręcenie tempa.

Ósmy kilometr bez zmian. Dziewiąty – bez zmian. Delikatnie przyspieszam, żeby już nic nie zaskoczyło mnie w końcówce. 500 m. przed metą oglądam się po raz ostatni i jestem pewien, że nikt nie zabierze mi pierwszego podium w klasyfikacji open. Meta. Spiker wyczytuje trzecie nazwisko i jest to moje nazwisko.

Wiem, to mały, lokalny bieg, ale satysfakcja z tego, że przynajmniej przez chwilę mogłem pobawić się w zawodowca – bezcenna. Na deser – pierwsze miejsce w M40.

Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


FiKa (2018-07-03,08:04): Proszę bardzo i relacja z dziesiątki może być ciekawa i "czytać się" z napięciem. Gratki!







 Ostatnio zalogowani
agafpaw
10:10
SzyMen
09:54
lukasz_luk
09:52
roszada
09:39
chris_cros
09:32
biegacz54
09:13
Henryk W.
09:05
Tatanka Yotanka
08:56
Borrro
08:56
orfeusz1
08:51
zbig
08:41
wadas
08:34
arturM
08:27
michu77
08:14
platat
08:08
mariuszkurlej1968@gmail.c
07:34
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |