Już chyba się przyzwyczailiśmy do tego określenia, ale dawniej nazwano by takiego zawodnika zwyczajnie – zając. To on dyktował określone tempo biegu i po przebiegnięciu określonego dystansu schodził z bieżni ustępując miejsca zawodnikowi, który z reguły rozprawiał się z rekordem na danym dystansie. Wraz z popularnością długodystansowego, amatorskiego biegania zwyczaj ten został przeniesiony z bieżni na ulicę i można rzecz udoskonalony.
„Zająców” spotykamy przede wszystkim w biegu maratońskim i półmaratonie. To organizator ustala ilu ich będzie i na jaki czas biegną, a zawodnicy, aby biec za "zającem" ustawiają się za nim, aby uzyskać określony rezultat na mecie. Po raz pierwszy „zawodników z balonikami” spotkałem dziesięć lat temu w Paryżu. Mieli różnokolorowe baloniki w zależności od czasu na jaki prowadzili, a czasy były co kwadrans. Mieli biec parami.
W „VI Półmaratonie Warszawskim” mieliśmy „niejednego zająca”, a wprost kilku, którzy mieli za zadanie poprowadzić grupy biegaczy, jeżeli się takie znajdą, na określony czas brutto. Każdy z pacemakerów przed startem był wyposażony w tabliczkę z czasem (nie musiał z nią biec do końca, chociaż Adam, popularnie zwany „parasolka”, przebiegł całą trasę) i widoczne, jednokolorowe baloniki z podanym czasem na jaki zając biegnie, a które miały być do końca biegu (jednego nie doniosłem do końca – mój wypełniony helem balonik po prostu pękł).
Mimo przywileju, że pacemaker nie płaci wpisowego, nie jest łatwo wywiązać się z bycia maszyną do robienia czasu. Był to mój pierwszy start jako zając i... na mecie można powiedzieć zameldowałem się punktualnie, ale do „idealnego zająca” trochę mi zabrakło – patrz tabelka ( „-„ przybiegniecie przed czasem).
Analizując tabelkę można zauważyć, że im „dalej od startu” to zając miał więcej do analizy. Musiał wprowadzić większą poprawkę prędkości i dlatego analizując tabelkę widać, że „trzy-pogrubione zające” były niesforne i przesunęły się za szybko do linii startu. Różnica czasowa byłaby jeszcze większa, gdyby na starcie stanęło więcej osób. W Półmaratonie Warszawskim linia startu miała być zamykana zgodnie z regulaminem po 10 minutach, ale chyba nikt tak długo nie czekał na „pikniecie” -sygnał dźwiękowy oznaczający przekroczenie linii startu (było to ok. 7 minut, gdy np. w Paryżu w 2001 roku K. Grundas specjalnie stanął za Łukiem Triumfalnym i był na starcie po 28 minutach).
Mój rezultat: brutto – 1:45:07 ; netto – 1:43:24
DANE z programu SportTracks i (GPS)
dystans - 20,78 (21,09) km; czas - 1:39:46 (1:38:57);
przewyższenia: +73,8 / -47,3; tempo: 4:48 (4:42); najszybciej: 4:10 (2:19);
Lista Okrążeń:
- odległość zmierzona na mapie w SportTracks’ie między wskaźnikami 15 i 16 km to 1,72 km,
-przerwa - 5:26
- razem – 1:45:12 (więcej aż o 1:48 – błąd GPS; przyjmowałem, że nie będę miał pomiaru przez około 1 minuty); dodając postój i 760 m pokonałem dystans 21,54 km;
- zmiana tempa prawie ± 10 sekund na kilometr.
średnie tempo biegu wg GPS
1:45:12 / 21,54 = 4 : 53 [min/km]
Aby „wywiązać się” z czasu brutto musiałem:
- na pierwszych kilometrach utrzymywać w miarę równe tempo ze względu na „tłum”, który trzeba było wymijać i stąd czasami rwane tempo co widać w tabeli ,
- przez to, że GPS „zawyża” kilometraż na atestowanej trasie – kontrolować tempo biegu na stoperze. Po kilku km zorientowałem się że „wirtualny partner nastawiony na 1:43:00 biegnie za wolno i na każdym km zmuszony byłem „dokładać mu” ok. 20 m – 5 sekund,
- GPS Foreruuner 305 jak zwykle w tunelu zgubił sygnał. Niby przez cały czas biegu kontrolowałem założone tempo biegu – 4:53 min/km, ale gdy na zegarze maty pomiarowej 20 km odczytałem czas 1:40:00 musiałem przyśpieszyć informując o tym grupę, że muszę być punktualnie na mecie i ostatni kilometr przebiec w o wiele szybszym tempie ok. 4:15
Gdy komentarze po biegu są następujące:
mmsol:
"Ciekawe ile brutto i netto miał ten na 1:35. Ja miałem brutto 1:35, netto, 1:34 i go nie dogoniłem. Na 7km miałem ok. 30 sek straty, na 13 ok. 45 sek., a potem mi zniknął. Ale cel osiągnąłem samodzielnie."
LeszekM:
"Sam zającowałem wiele razy, wiem jakie go trudne. Ale, a propos Twojej uwagi - 25 sekund za szybko po 5 km to jest spora różnica. Jeżeli by takim tempem biegł dalej to kończy w 1:28:15."
Nic tak nie cieszy jak przeczytane na forum słowa gwynbleidd:
"Wracając jeszcze do samego biegu, to chciałbym wyrazić swoje uznanie peacemaker"owi na 1:45. Ja w zasadzie nie planowałem tego startu z powodów, powiedzmy, zdrowotnych, i tego, że przez ostatnie 3 tygodnie odpuściłem sobie trening. Ale zarejestrowałem się jednak w sobotę i, jako że nie miałem głowy do biegania, jedyne na co mnie było wczoraj stać taktycznie to złapać się zająca Nigdy dotąd nie biegłem z kimś kto mnie prowadzi, i z obserwacji jak to wygląda w praktyce nie miałem o tym najlepszego zdania, a tu miłe zaskoczenie! Była fajna grupa, z zającem pół biegu przegadałem a prowadził jakby miał stoper w tyłku. Mam nadzieję, że wszystkim się udało być na mecie w 1:45 brutto, ja jednak po podbiegu na Sanguszki zdecydowałem się urwać i zawalczyć i z ostatnich kilometrów zdjąłem jeszcze po 30 sekund na każdym. Panie Bogdanie, wielkie DZIĘKI!!!”
|