Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

Przeczytano: 695 razy (od 2022-07-30)

 ARTYKUŁ 
Srednia ocen:0/0

Twoja ocena:brak


Bieg Trzech Króli.
Autor: Janek Goleń
Data : 2002-01-07

W sobotę 5 stycznia ponad setka zawodników wzięła udział w inaugurującym warszawski sezon 2002 Biegu Trzech Króli, będącym pierwszą imprezą Grand Prix Ursynowa. Pozostałe biegi tego cyklu będą miały miejsce także w soboty 9 lutego i 9 marca (start w południe).

Po rejestracji w 109 LO przy ul. Hirszfelda, podczas której wypełniliśmy oświadczenia o udziale w imprezach kabackich w sezonie 2002 na własną odpowiedzialność, jak zwykle udaliśmy się na miejsce startu. Kilkunastostopniowy mróz na szczęście zelżał i warunki pogodowe były całkiem niezłe, zbliżone do tych z ostatniego biegu Tryptyku Ursynowskiego 22 grudnia. Także dzisiaj było sporo narciarzy. Reprezentacja niewidomych i niedowidzących biegaczy była dwuosobowa: Janek Michalik i Grześ Powałka. Prowadzę tego drugiego, a Janek biegnie na razie za nami. Po kilkuset początkowych dość tłocznych metrach dość dobrym tempem posuwamy się do przodu. Udaje nam się doścignąć jednego narciarza, którym okazuje się Andrzej Starzyński. Dodatkową przeszkodą okazuje się spore drzewo zwalone w poprzek drogi gdzieś na trzecim kilometrze, zaraz za zakrętem w prawo, ale dość sprawnie je pokonujemy. Po dotarciu do znanego nam drugiego pnia w najbardziej a południe wysuniętym punkcie trasy patrzymy na zegarek, czas dokładnie 20 minut, trochę gorzej niż poprzednim razem.

Tempo nam wyraźnie słabnie, więc Janek ucieka do przodu, a jego prowadzenie przejmuje Jacek Popko, znany też jako Mifor. Niemal doścignęliśmy Marysię Teichert, ale Grześ trochę spuchł i w końcu Marysia uciekła nam do przodu. Doścignął nas też na nartach Andrzej Starzyński. Nawierzchnia bez niespodzianek, niezbyt ślisko, staram się prowadzić Grzesia po ubitym śniegu. Dochodzimy do mety. Jakieś dwieście metrów przed nią, tak samo jak 22 grudnia, głośno i życzliwie, choć nieco nieparlamentarnie, dopinguje Grzegorza jego klubowy starszy kolega Zygmunt Grzelak. Żeby poprawić poprzedni wynik choć o kilka sekund także poganiam prowadzonego jak tylko mogę i udaje się: na moim zegarku jest 57:47.

Pijemy cudowną gorącą herbatę i dowiadujemy się, że szybszy od nas o kilka minut Janek Michalik nie tylko Mifora wykorzystywał jako przewodnika, dołączał się też do innych biegaczy. Jak zwykle nie marudzimy z powrotem do samochodów, wraca też z nami Bogumił Gortat. Niespiesznie się przebieramy w szkole, Przemek Cieślak (ostatnio startujący w barwach Reeboka) częstuje nas podobnie jak w grudniu rodzynkami. Widzę, że Radek Wypych zapuścił brodę podczas gdy ja zgoliłem wąsy. Widać musi być w przyrodzie równowaga.

Na pobliskich kortach są kiełbaski z grilla i gorąca herbata, jednym i drugim możemy się nasycić do woli, dzięki życzliwości grilujących panów. Potem docieramy na końcowe zebranie uczestników biegu, na którym trwa gorąca dysputa na temat terminów kolejnych imprez. Zwycięzcy biegu zostają zaproszeni na bal mistrzów sportu, wśród pozostałych uczestników rozlosowano drobne upominki, wśród których przeważają kalendarze. I to by było na tyle.

Wyników szukajcie w Bieganiu w Warszawie.



Komentarze czytelników - brakskomentuj materiał



















 Ostatnio zalogowani
Arti
01:59
Raffaello conti
23:33
runner
23:31
szczupak50
23:10
milosz2007
23:04
SerhiyUA
23:01
janeta75
22:54
fencerman
22:54
alex
22:46
andreas07
22:41
wiolaP
22:39
rys-tas
22:36
benfika
22:28
romangla
22:17
oksanka
22:15
gruszken
21:56
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |