Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA   GALERIA   PRZYJAC. [50]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
Varia
Pamiętnik internetowy
Wariacje biegowe starszej pani

Joanna Grygiel
Urodzony: ------
Miejsce zamieszkania: ŻARKI LETNISKO
64 / 66


2016-09-05

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Varia znów w akcji, czyli na kajakach z kopyta. (czytano: 1754 razy)

 

Z radością oznajmiam, że po ponadrocznej przerwie znów wystartowałam w zawodach. I to jak! Z kopyta!

Dokładniej rzecz ujmując, to wystartowałam w biegu "Z kopyta" na Festiwalu Koni i Muzyki w Gniazdowie. Od razu dodam, że koniem nie dysponuję, na stworzeniu takowym jechałam raz w życiu, ale za to przez pampę i była to przygoda niezwykła i sama w sobie warta opowiedzenia, ale może nie tym razem. Kopyt też nie posiadam i na dodatek trudno nawet powiedzieć, że wystartowałam z kopyta. Najważniejsze jednak, że za namową rodziny w ogóle wystartowałam, bieg ukończyłam i nie tylko wygrałam swoją kategorię, ale otarłam się o pudło w generalce kobiet!

Brzmi dumnie, ale od razu zdradzę, że miałam łatwo, bo w swojej kategorii (K40) byłam jedyna :), a w ogóle kobiet pobiegło 8. Jakby jednak nie patrzeć, wyprzedziłam kilka młodszych (znacznie!) ode mnie dziewcząt i sama świadomość, że nie byłam ostatnia bardzo mnie na duchu podniosła. Uczciwie przyznaję, że w ogóle nie byłam do żadnego biegania w zawodach przygotowana. W ciągu ostatnich dwóch miesięcy przebiegłam może w sumie 30 km i to w tempie urągającym wszystkim standardom.

Ciągle siedzą we mnie stare lęki, Jarek po kontuzji kolana biegania unika, więc nie ma mnie kto motywować, a przy gorących temperaturach rower pociąga mnie zdecydowanie bardziej. Sami widzicie, że pomysł zapisania się na zawody nie był najmądrzejszy. Tyle, że Gniazdów jest w okolicy, impreza zapowiadała się ciekawie, a Kasia z Jarkiem zapisali się na nordic, to co - miałam sama siedzieć w domu?! W NW startować nie chciałam, zwłaszcza, że ktoś wspominał, iż trasa prowadzi po asfalcie, a ja po asfalcie chodzić z kijami ani nie umiem, ani nie lubię. Znów poprzestać na roli kibica? Nie, to już lepiej lajtowo poczłapię sobie na 5 km. Bieg główny był przewidziany na 10 km, a dla takich - jak mawia nasz Prezes - "caritasów" jak ja, była również opcja skrócona. W praktyce na tym krótszym dystansie wystartowali także doskonali zawodnicy, ale rzeczywiście większość wybrała dłuższy dystans.

Jak już wspominałam, zawody biegowe były imprezą towarzyszącą przy Festiwalu Muzyki i Koni, a wiec przy okazji można było podziwiać wspaniałe zwierzęta i rycerzy, a także posłuchać muzyki w wykonaniu renomowanych zespołów. Jednym słowem, było co robić. Nasze plany na weekend były jednak upakowane po brzegi i z większości atrakcji Gniazdowa musieliśmy z żalem zrezygnować. Same zwody były zorganizowane z rozmachem. Był profesjonalny pomiar czasu, ładne medale z koniem grającym na gitarze i sympatyczni organizatorzy. Trasa mocno wymagająca, bo właściwie składała się tylko z samych podbiegów i zbiegów, na dodatek w upalne południe. Tyle, że zamiast 10 km było ok 8,8 km, a zamiast 5 km około 4,2 km. No to można było życiówki na dyszkę lub piątkę sobie pobić :) I rzeczywiście był asfalt zamiast obiecanego piachu i szutru. Przy moim braku wytrenowania krótsza, asfaltowa trasa była jak miód na duszę, więc bardzo organizatorom dziękuję, że tak się o mnie zatroszczyli.

Najbardziej jednak - i teraz już zupełnie serio - chciałam podziękować licznym przyjaciołom i znajomym, którzy nie tylko dostrzegli mój powrót na biegowe ścieżki, ale okazali mi zainteresowanie i wsparcie. Wierzcie mi, trudno o lepszą motywację!

W Gniazdowie wystartowała całkiem pokaźna leśnoludkowa grupka: Włodek na 10 km, ja na 5, a Kasia, Adrian, Jarek i Zygmunt w NW. Przywieźliśmy w sumie 9 medali, w tym 3 złote. Skąd ta liczba? Każdy dostał medal z koniem i gitarą - to 6, ja dostałam medal złoty za swoją kategorię, a Kasia aż dwa złote medale! - za zwycięstwo w swojej kategorii (K20) oraz za wygranie open kobiet. Tu muszę skrytykować trochę organizatorów, bo wręczanie tej samej osobie dwóch takich samych medali wydaje się ciut bez sensu. W biegu głównym, obok nagród finansowych były jeszcze ufundowane przez panią europoseł dwa wyjazdy do Strasburga, było zatem o co się bić. Rozumiem, że w biegach towarzyszących takich nagród nie ma, po co jednak dublować nagradzanie w open i kategoriach takim samym medalem? To nie jest marudzenie, tylko delikatna sugestia dla organizatorów na przyszłość, bo zawody nam się spodobały i z chęcią tam jeszcze wrócimy.

To była piękna sobota, która na zawodach się zresztą nie skończyła, bo potem świętowaliśmy jeszcze udany bieg przy grilu, a w Żarkach Letnisku obchodziliśmy Imieniny Hrabiny. A po sobocie była nie mniej piękna niedziela :)

W poprzednim poście pisałam o spływie pontonowym i wspominałam o planach związanych z kajakami. Teraz udało się je wreszcie zrealizować. Wespół-w-zespół z Jarkiem, Kasią, Mariolą i Markiem. Wypożyczyliśmy 3 kajaki i spłynęliśmy nimi z Kłobukowic do Karczewic. Warta jest tu piękną, dziką rzeką. Dzień był wymarzony na taką eskapadę, towarzystwo wyśmienite, zabawa z wyplątywaniem się z szuwarów, omijaniem powalonych drzew, przenoszeniem kajaków przez jazy - doskonała. Co prawda pirat rzeczny Kasia, próbował nas wielokrotnie staranować i dokonać abordażu, ale jej niecne plany spełzły na panewce. A płynięcie w jednym kajaku z własnym (od lat stu) mężem ma swoje wady - można się dowiedzieć, że nie tylko przeszkadza się w wiosłowaniu, ale na dodatek zasłania ładne widoki :( Można także oberwać wiosłem po głowie (podobno niechcący :)). Cóż to jednak znaczy wobec piękna krajobrazu i radości, która wypełnia duszę?! Mam nadzieję, że uda nam się to doświadczenie powtórzyć, bo wszyscy byliśmy zachwyceni. Polecam!

Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


paulo (2016-09-06,07:57): brawo za upór i odwagę :) Fajna przygoda :)
jacdzi (2016-09-06,09:28): Fajna przygoda! Musze sprobowac, moze czas pomyslec o innych aktywnosciach fizycznych?
Varia (2016-09-06,09:31): To było naprawdę świetne, paulo i jacdzi, polecam :)
Hung (2016-09-08,23:21): O kociej muzyce słyszałem ale żeby koń na gitarze ... Też mniej więcej sto lat temu pływałem z żoną kajakiem, i teraz bierzemy pod uwagę opcję, w której miast do pontonów, zapakujemy się do kajaków. Z tym, że żonę posadzę przed sobą. Niech ona przesłania mi świat.







 Ostatnio zalogowani
mariuszkurlej1968@gmail.c
15:24
kostekmar
15:10
aschro
14:55
pawko90
14:41
rezerwa
14:35
martinn1980
14:32
Roadrunner
14:20
42.195
14:06
mirek300
14:05
schlanda
13:36
pszczelnik
13:11
Duchu
13:00
kgondek
12:48
Wojciech
12:37
marcinLG2
12:30
biegacz54
12:24
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |