2009-11-24
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Roztrenowanie. (czytano: 1530 razy)
No cóż okres roztrenowania powoli czas kończyć. Skąd to wiem? Ano stąd, że już mnie nosi. Już nie mogę się doczekać dłuższych treningów, więcej treningów, intensywniejszych treningów, tego specyficznego uczucia „zniszczenia potreningowego”. A jak wygląda to moje roztrenowanie? Ano są to 3 tygodnie listopadowe (właśnie trwa ostatni) z przebiegiem 30-35 km/tydzień w postaci wolniutkiego turlania 3 razy w tygodniu. No i przy okazji z procesem łapania masy, bo nawyki przyjmowania sporych ilości słodyczy z czasów mocnych treningowo pozostały, a jakże. Nie na darmo się mówi, że przyzwyczajenie to druga natura. Teraz widzę, ze trzeba było zrobić roztrenowanie bezpośrednio po maratonie poznańskim, kiedy czułem się mocno zmęczony i fizycznie i psychicznie. Ale ja próbowałem jakoś dociągnąć do warszawskiego biegu niepodległości. No i dociągnąłem, ale wyszło właśnie „jakoś”, tzn. wynik może i nawet przyzwoity (1,5 minuty wolniej od życiówki), ale kompletnie bez emocji, entuzjazmu, znaczy całkiem bezbarwnie. A nie o to przecież w bieganiu chodzi, przynajmniej dla mnie. I na domiar złego w ciągu 10-kilometrowego biegu 3 razy rozwiązywała mi się sznurówka w tym samym bucie. To jakaś paranoja, nigdy w żadnych butach tak nie miałem. I nawet silnie padający deszcz nie był w stanie mnie przekonać, że to normalna sytuacja. Wygląda na to, że oprócz ciała i głowy, również sprzęt się buntował przeciwko temu startowi. Mam nauczkę, żeby bardziej słuchać swojego organizmu. Trzeba było się roztrenować w październiku, a teraz już śmigać przed kolejnym sezonem, szczególnie że pogoda sprzyja. No ale cóż…., było, minęło. I roztrenowanie również powoli mija. To dobrze, bo łapie się już na tym, że w myślach układam plan treningowy na marzec przyszłego roku, czyli na ostatnie tygodnie przed maratonem w Dębnie. Wydaje się zatem, że głowa i ciało domagają się już większej dawki treningu, czego nie zamierzam im odmawiać i od początku grudnia rozpoczynam regularne zwiększanie kilometrażu. Tempo pozostanie wolniutkie, ale kilometrów zacznie przybywać, co bardzo lubię. A i większe zmęczenie zacznie się pojawiać, a to lubię jeszcze bardziej, bo wtedy piwo wchodzi gładko, a i większych wyrzutów z powodu jego przyjmowania nie mam. Po niedawnej nauczce tym razem zamierzam słuchać uważnie sygnałów przekazywanych przez własny organizm, a co!…
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora Isle del Force (2009-11-24,12:10): To kiedy 3:10 łamiesz?. ArtekP (2009-11-24,13:32): Adaś, nie przesadzaj! Może na 40-te urodziny, a może nigdy?
W 2010 na pewno nie!
|