2010-05-06
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Substytut drogii (czytano: 1653 razy)
Ojcze Nasz, któryś, jest w Niebie, Święć się imię Twoje, przyjdź Królestwo Twoje, bądź wola Twoja....
Jezu, czy jest już tak źle, że muszę odmawiać pacierze, że muszę brać na świadka swoich słabości, Boga? Może robię to, ponieważ podczas tych kilku słów jest mi trochę lżej, odrobinę łatwiej. Myślę sobie, że przez te kilka chwil odmawiania „Ojcze Nasz”, nie myślę o tym, co Mnie czeka, z czym się mierzę i z czym walczę.
Śnieg zalepia mi powieki. Gęsty, mokry i ciężki sypie z ogromną siłą. Przez chwile przestaje, odpuszcza, by nagle ponowić atak, jeszcze większymi płatkami, jeszcze bardziej zagęszczając, bielą powietrze. Wbiegam w ciemny tunel. Oprócz wytyczonej bielą drogi nie widzę nic. Równe proste linie, odcinają krawędzie ścieżki, po której biegnę. Z lewej strony, stromy wiślany wał, z prawej połacie pól, zagubione w odmętach białego puchu. Moment zawahania, kiedy gaśnie światło ostatniej latarni, kiedy zostaje ono za plecami, i zakrywa je całun gęstego śniegu. Biec dalej? Czy dam radę? Jak później wrócę? Czy wrócę? Próbuje spojrzeć na zegarek, w biegu, nie udaje mi się. Zatrzymuję, się spoglądam na stoper, 16:54 ostatni rząd setnych sekundy zamazuje płatek śniegu. Za krótko, wiem, że muszę biec dalej. Przez ten krótki moment wytchnienia, słyszę własne tętno, własny ciężki oddech, odgłosy spadającego śniegu. Poderwanie się do dalszego biegu, nie przychodzi łatwo. Człowiek chciałby usiąść na sekundkę, odpocząć, napić się napoju, wysmarkać nos. Banalne sprawy. Te myśli przeszkadzają, dlatego im szybciej je odpędzisz tym lepiej. Zastanawiam się przez chwilkę, ile jeszcze mniej więcej muszę przebiec, aby być zadowolonym...? Zadowolenie...
Nagle nie wiadomo skąd, może z otaczającego mroku, może zza wiślanej skarpy, bądź z nachylonej złowieszczo wierzby, dopada Cię uczucie klęski i zwątpienia. Zwątpienia nie tylko w siebie i we własne możliwości, ale i zwątpienia we wszystko to, co osiągnąłeś, w Twoje sukcesy, w całą prace, jaką wkładasz, aby być lepszym człowiekiem. Nie chce Ci się wierzyć, w to, że to, co robisz, że ma to jakikolwiek sens, że ktoś to zauważa, że ktoś w to wierzy.
Z ciemności, lodowata dłoń zawieszona w powietrzu, chwyta cię za gardło. Zza kępy trawy wysuwa się koścista noga i powala cię na glebę.
„Kiedy się przewróciłem, nie oglądałem się za siebie, o co się potknąłem i przez co upadłem na twarz,
Kiedy się przewróciłem podniosłem szybko głowę, aby zobaczyć jak dużo straciłem i jak szybko mogę to nadrobić?”
Poczułem w ustach zimny śnieg, który za sekundę był, już wodą. Gołymi dłońmi wsparłem się szybko na kolana, poprawiłem czapkę, i z wolna ruszyłem dalej.
„Ojcze Nasz, (głęboki wdech) któryś jest w niebie, święć się imię Twoje...(...).”
To pomaga. Mi pomaga.
”Kiedy ktoś już raz zasmakował się w zwycięstwie, nie zapomni o tym uczuciu od tak. Zapragnie wracać do tego smaku, kiedy tylko nadarzy się ku temu okazja. W każdej dziedzinie życia i w każdej jego chwili."
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |