Kiedy nabawiłem się w zeszłym roku zapalenia rozcięgna podeszwowego (tzw. ostrogi) większym moim zmartwieniem było nie to, że nie będę mógł biegać, ale że muszę pożegnać się z wędrówkami po górach. Leczenie kontuzji było długotrwałe i uciążliwe. Po kilkumiesięcznej przerwie, gdy powoli przestawał mi już dokuczać ból pięty, moje myśli znów skierowały się ku górom. Dolomity wyżarły mi mózg i musiałem tam wrócić. Ponieważ oczywistym było, że nie zdążę się przygotować na 119 km Lavaredo Ultra Trail (LUT), zapisałem się tym razem na krótszy 47 km Cortina Trail (CT). Choć tak na prawdę nie zależało mi tyle na zawodach, co na tym, by ponownie znaleźć się w tym włoskim raju.
Poniżej fotorelacja z ostatniego wyjazdu i kolejnego cudu spełniania się moich marzeń.
* * *Z kim byłem:Marysia Kawiorska, Natalia i Jarosław Haczykowie, Waldemar Kotysz, Piotr Hercog, Łukasz Hryniów z rodziną
Gdzie byłem:Włochy, Dolomity – Arabba (21-26 czerwca), Cortina d’Ampezzo (27-29 czerwca)
Dzień pierwszy
(21 czerwca 2014 r., sobota)
Pierwszy dzień aklimatyzacji. Długa, spacerowa wycieczka na pobliski Porta Vescovo (2.510 m), a następnie do schronisk: Viel Dal Pan (2.432) i Sass Beccei (2.423).
Powrót do Arabby przez przełęcz Passo Pordoi. Najpierw nieco zeszliśmy z trasy (15-16 km) i doszliśmy do pomnika żołnierzy niemieckich z I wojny światowej. Potem udało się nam odnaleźć szlak. Na trasie kibicowaliśmy kolarzom szosowym i MTB, bo właśnie odbywały się duże zawody (na kilka tysięcy startujących). W okolicach 19 km spotkaliśmy nawet zawodnika z Warszawy.
Po kilkunastogodzinnej podróży dotarliśmy w końcu do Arabby.
Z Marysią na pierwszej wycieczce na Porta Vescovo. W dali masyw Piz Boè.
Warto było czasem zejść z trasy, by podziwiać takie widoki. Po prawej pionowe ściany Tofany di Rozes.
W tym dniu odbywały się w Arabbie zawody rowerowe, zarówno szosowe jak i MTB.
Widok spod schroniska Viel Dal Pan na Jezioro Fedaia. Po prawej masyw Marmolady.
Panorama spod schr. Sass Beccei. Od lewej: masyw Sassolungo, Piz Ciavazes i Sas Bece.
Dzień drugi
(22 czerwca 2014 r., niedziela)
Postanowiliśmy sprawdzić ostatnie 23 km trasy naszych zawodów: Lavaredo Ultra Trail i Cortina Trail (ten odcinek był dla obu biegów identyczny). Poprzedniego dnia obtarłem sobie trochę piętę i czułem mały dyskomfort. Myślałem, że pomoże mi plaster żelowy, ale było odwrotnie.
Trasa przepiękna, co zapewne trudno byłoby docenić podczas samych zawodów. Niechcący zaliczyliśmy przy okazji z Marysią szczyt Nuvolau (2.575 m), bo pogubiliśmy szlak (kiepskie oznakowanie). Sporo śniegu i słońca. Zjarało mnie na indiańca. Na końcówce poznaliśmy pewnego biegacza, z którym tasowaliśmy się na trasie od jakiegoś czasu. Myślałem początkowo, że to Włoch i że się zwie Jedi (tak zrozumiałem jak się przedstawiał). Też robił trening pod LUT i miał nawigację, która pokierowała nas aż pod kościół w Cortinie.
Miesiąc później przypadkiem natrafiłem na FB na artykuł z tym Jedi i okazało się, że to Hiszpan Yeray Durán, mieszkający w Las Palmas na Wyspach Kanaryjskich, który w marcu tego roku był czwartym na mecie w The North Face TransGranCanaria (125 km, 8.500 m+) :)
Niedaleko przełęczy Passo Falzarego, przy schronisku Col Gallina rozpoczynała się nasza druga wyprawa.
Tofany: di Rozes i di Mezzo oraz poniżej Cinque Torri ze szczytu Nuvolau.
Marysia pokonuje śnieżne płaty, których sporo mieliśmy na trasie powyżej 2.000 m.
Cieszę się, bo nie wiem jeszcze, że musimy iść aż za te góry z tyłu: Monte Formin i Croda da Lago.
Przełęcz Passo di Giau i szczyt Ra Gusela.
A świstak siedzi i... czeka na turystów, wesoło pogwizdując.
Obrazy chyba lepsze niż z Władcy Pierścienia. Nie chyba - na pewno. Bo na żywo!
"Forza!!!" (włos. siła). To słowo często można usłyszeć od kibiców podczas zawodów.
Daleko w dole to już Cortina. Ale trzeba jeszcze do niej zbiec ok. 10 km.
Rif. Lago dꞌAial, przepięknie położone małe schronisko niedaleko naszej trasy biegu.
Ostatnie kilometry pokonaliśmy wspólnie z Yerayꞌem Duránꞌem.
Dzień trzeci
(23 czerwca 2014 r., poniedziałek)
Najpierw poranny trening biegowy. Trening marzenie! Ciągły podbieg z Arabby (1.662 m) na Passo Pordoi (2.241 m), a następnie zbieg (BNP) szosą, serpentynami z powrotem do Arabby. Zero ludzi. Mnóstwo świstaków.
Po śniadaniu trening z kijkami. Ponownie do góry na Passo Pordoi, potem pod Porta Vescovo. Końcówka dała trochę popalić mocnym zbiegiem. Dobiłem piętę. Jak zdjąłem buty w domu to się przeraziłem. Z małego pęcherza zrobił się olbrzym, a zamiast wysięku pod skórą było sporo ropnej wydzieliny. Masakra. Musiałem zrobić sobie małą "operację" wycinania resztek skóry i zasmarować wszystko antybiotykami (na szczęście Natalia miała ze sobą). Jednak o chodzeniu w butach nie mogło być mowy, pozostały klapki. Zastanawiałem się jaka będzie reakcja innych jak zobaczą mnie w nich na starcie zawodów ;)
Z Marysią na przełęczy Pordoi. Dają tam dobre piwo. Dobre i tanie jak barszcz! ;)
Niedaleko Porta Vescovo. Stąd zaczynało się ostre zejście do Arabby.
Dzień czwarty
(24 czerwca 2014 r., wtorek)
Dzień bez treningów. Leczenie pięty. Tylko małe spacerki w klapkach. Przez te klapki dorobiłem się kolejnego bolesnego otarcia - na wierzchu tej samej stopy.
Dzień piąty
(25 czerwca 2014 r., środa)
Nie wytrzymałem bezczynności i poszedłem pobiegać boso po asfalcie. Było cudownie. Jednak doszły mi dwa kolejne krwawe pęcherze od ostrych kamyków - jeden pod prawą stopą z przodu (piekący jak diabli), a drugi na palcu lewej. W domu kolejna operacja z igłą i smarowanie. Kocham góry!!!
Stwierdziłem, że muszę kupić sobie nowe buciki, bo z takimi ranami to ja w starych nie pobiegnę zawodów. Wybór padł na sprawdzone Salomony XA Pro 3D Ultra. Biegłem w takich Rzeźnika i okazały się dla mnie rewelacyjne. Oczywiście wybrałem się do sklepu bez pieniędzy i musiałem drałować dwa razy. W klapkach!!!
Wieczorem podjechaliśmy autem na Passo Pordoi i wybraliśmy się na krótki spacer pod Rifuggio Sas Becè. Na górze wiało jak diabli, ale mieliśmy kapturki.
Dzień szósty
(26 czerwca 2014 r., czwartek)
Pobudka o 3-ciej nad ranem i ruszamy na Rif. Sass Becè podziwiać wschód słońca. Magia.
Zaraz po śniadaniu krętymi drogami przez Passo Falzarego, Cortinę d’Ampezzo, Passo Tre Croci pojechaliśmy do Misuriny, skąd płatną już drogą – jeszcze bardziej krętą i stromą, że aż trudno uwierzyć, że tak można – na parking pod Rif. Auronzo.
Pod Tre Cime udaliśmy w środku tygodnia z nadzieją, że będzie tam mało ludzi. Nic bardziej mylnego. Ludzi jak "mrówków", że miejscami trudno było się przepchać. Symbol Dolomitów jest oblegany niczym nasz Giewont. Mieliśmy w planach dotarcie do Rif. Locatelli, jednak brakło nam czasu, bo śpieszyliśmy się na test butów TNF do Cortiny, a na końcowym podejściu zrobił się korek. Widoki wynagrodziły jednak wszelkie niedogodności.
Na 15:30 byliśmy zapisani na test butów trailowych The North Face. To doskonała okazja, by znaleźć się blisko znanych nazwisk i spróbować najnowszych technologii TNF. Oczywiście nie mogłem nie mieć zdjęcia z Rory Bosio i Mike Footeꞌm.
Sasso Levante, Cinque Dita i Sassolungo już łapią pierwsze promienie słońca.
Chwilę przed wschodem zrobiło się nagle niewiarygodnie zimno. Ale "grzałka" w końcu wylazła.
Sas Bece już się grzeje, a Piz Boè jeszcze chwilkę musi poczekać.
Najwyższy szczyt Dolomitów - Marmolada (3.343 m) o świcie.
Poranny sztorm z Dolomitów.
W rezerwacie przyrody Tre Cime/Drei Zinnen.
Za przełęczą Lavaredo perspektywa znów się zmienia. W dali z prawej schronisko A. Locatelli.
Jak widać, sporo śniegu jeszcze zostało, choć to już lato.
Czas goni. Trzeba wracać, bo w Cortinie czeka nas test butów TNF.
Jeszcze tylko zdjęcie z symbolem Dolomitów - potrójnym szczytem Tre Cime di Lavaredo.
Podczas testu butów The North Face udało się nam zrobić wspólne zdjęcie z Rory Bosio i Mike Footeꞌm.
Dzień siódmy
(27 czerwca 2014 r., piątek)
Tak zwany dzień gospodarczy. Przeprowadzka z apartamentu w Arabbie na pole namiotowe Rocchetta w Cortinie. Po południu poszliśmy na spacer do Cortiny po zakupy (ok. 2 km do centrum z kempingu). Potrzebowałem kupić srebrną taśmę montażową (tzw. silver tape), bo nią właśnie podobno najlepiej było okleić moją zmasakrowaną piętę na czas sobotnich zawodów CT. A późnym wieczorem pojechaliśmy z Łukaszem pożegnać ultrasów. Start do Lavaredo Ultra Trail był o 23:00.
Nasz obóz na kepmingu Rocchetta w Cortinie.
Silna polska ekipa tuż przed wieczornym startem do biegu na 119 km.
Faworyci pojawiają się na ostatnią chwilę - Rory Bosio, Mike Foote i Anton Krupicka z Dave Mackeyꞌem.
Dzień ósmy
(28 czerwca 2014 r., sobota)
Mieliśmy z Łukaszem ustawiony budzik na 6:20, ale i tak o 6:00 zadzwonił Jarek spod Tre Cime ze śpiewem: "Ja tu trąbię pół godziny, a wy śpicie lalalala..." Okleiłem chorą piętę silver tapeꞌm – choć na opakowaniu od taśmy były narysowane... rynny. Dowiedziałem się też, że w razie pękających pęcherzy na trasie dobrze jest mieć ze sobą... super glue do sklejenia skóry. Najbardziej bałem się operacji odklejania tej taśmy, ale co mi tam - bieg ważniejszy.
Start mieliśmy o 8:00. Tak jak rok temu na LUT, tak i teraz przeżywałem tą magiczną chwilę przy muzyce Ennio Morricone "The Extasy of Gold". Trasa Cortina Trail w pierwszej części dość łatwa, za to w drugiej bogata w kamienie, błoto, śnieg i śliskie korzenie. Kilka razy trzeba było się też przeprawiać przez rwący potok, miejscami po kolana w lodowatej wodzie.
Długie podejścia i podobne zbiegi szybko dały popalić moim czworogłowym. Na szczęście ostroga nie dokuczała za bardzo. Na trasie świetny doping: "Bravi!.. Forza Darius!.. Avanti Polonia!..." (mieliśmy imienne numery startowe z imieniem, nazwiskiem i trzyliterowym skrótem kraju). Cały czas kulturalnie przepuszczałem szybszych: "Prego!", aż mi na jednym bardzo stromym podejściu jakaś Włoszka puściła wiązankę w swoim ojczystym języku, z której zrozumiałem jedynie ostatnie słowo: "mizeria".
Ostatnie kilometry bolały jak cholera, zwłaszcza dwa kilometry niemal pionowego zbiegu po obłoconych skałach, rolujących się kamieniach i śliskich korzeniach. Zauważyłem, że sporo osób mnie tam wyprzedziło. Co dziwne, gdy zbieg złagodniał to prawie wszystkich znów dogoniłem.
Na ok. 1,5 km przed metą był kolejny mały podbieg. Normalnie pewnie bym go nie zauważył, ale teraz wydawał się górą nie do przebycia. Gdy przeszedłem do marszu wyprzedził mnie Japończyk ze 119-kilometrowego LUT-a. On biegł. Nosz kurdesz, skoro on może, to ja nie?? Tak zmotywował mnie do truchtu. Zresztą odwdzięczałem się mu jak mogłem, głośno dopingując.
Potem już tylko uliczki Cortiny. Znów krótki podbieg, który nie miał końca i ostatnia prosta do kościoła w centrum miasta. Finiszowe 200 metrów już przy głośnym dopingu Marysieńki, która zmusiła mnie jeszcze jakimś cudem do ścigania się z innym zawodnikiem, choć sekundę wcześniej zastanawiałem się, czy dam radę w ogóle doczołgać się do mety.
PS. Silver tape odpadł sam przy ściąganiu skarpet.
Sobotni poranek na kempingu Rocchetta dobrze nastrajał do czekających nas za godzinę zawodów.
Do biegu gotowi. Start punktualnie o 8:00. Za chwilę ruszamy. Ahoj przygodo!
Na koniec trochę liczb:
The North Face Lavaredo Ultra Trail (119 km 5.850 m+)
MĘŻCZYŹNI
1. Krupicka Anton (USA) 12:42:31"
2. Foote Mike (USA) 12:57:38
3. Grinius Gediminas (LTU) 13:01:22
KOBIETY
1. Bosio Rory (USA) 14:29:54
2. Canepa Francesca (ITA) 14:45:55
3. Fori Katia (ITA) 15:57:27
POLACY
15. Hercog Piotr (14:24:43)
36. Zimny Oskar (15:58:11)
49. Jura Rafał (16:39:58)
66. Haczyk Jarosław (17:41:43)
78. Bulanow Leszek (18:12:49)
83. Paciorek Artur (18:30:17)
125. Szczotka Pawel (19:33:04)
131. Kotysz Waldemar (19:39:44)
137. Haczyk Natalia (19:48:03)
143. Kusnierz Karolina (19:55:03)
147. Burzynska Izabela (20:08:05)
192. Chłopek Kaizmierz (20:56:36)
201. Trela Bartłomiej (21:06:27)
263. Półtorak Krzysztof (22:21:59)
291. Olbryś Stanisław Adam (22:57:09)
293. Ciesla Wojciech (22:58:31)
297. Walawender Patryk (23:01:21)
344. Janerka-Moroń Marzka (23:43:49)
345. Moron Artur (23:43:49)
356. Gregrowski Krzysztof (23:56:04)
409. Nowak Michal (01:14:49)
467. Staszak Piotr (02:17:13)
468. Koj-Staszak Joanna (02:17:13)
469. Kozioł Krzysztof (02:18:00)
476. Palma Mirosław (02:29:04)
490. Stykowski Slawomir (02:40:35)
522. Klimek Magdalena (03:37:42)
563. Piotrowski Paweł (05:34:50)
564. Marcinkowski Przemysław (05:35:00)
565. Podkówka Zbigniew (05:45:01)
584. Lubowski Marcel (06:29:25)
Cortina Trail (47 km 2.650 m D+)
MĘŻCZYŹNI
1. Schnekenburger Fabian (GER) 4:37:28
2. Speranza Manuel (ITA) 4:48:14
3. Longo Domenico (ITA) 4:55:05
KOBIETY
1. Mustat Lara (ITA) 5:51:05
2. Maurer Anja (GER) 5:56:50
3. Sylvaine Cussot (FRA) 5:59:00
POLACY
15. Klosowicz Piotr (05:23:22)
31. Hryniów Łukasz (05:44:20)
56. Kurczyk Tomasz (06:14:27)
165. Duda Dariusz (07:03:30)
227. Swiniarski Tomasz (07:24:15)
236. Kiecoń Michał (07:26:18)
260. Galdyn Halina (07:33:30)
355. Konfederak Tomasz (08:03:08)
370. Jaworska Anna (08:07:34)
376. Polak Katarzyna (08:09:14)
469. Grabiec Jakub (08:41:13)
470. Markowski Pawel (08:41:13)
579. Lusztyn Marek (09:26:42)
658. Poltorak Katarzyna (09:55:21)