Czasu minęło akurat tyle, że mogę pisać bez emocji. Minęło 11 miesięcy od mojego startu w 22 Maratonie Wrocławskim. Wobec gorącej dyskusji wokoło 23 edycji tej imprezy zebrało mnie na wspomnienia.
Pojechałem do Wrocławia bez szczególnych aspiracji i planów. Chciałem jak to mówi Małysz, dobrze skoczyć, hm ma się rozumieć pobiec. W moim przypadku w okolicach 3:40. Gdyby nie okoliczności, że wpisowe wpłaciłem ze znacznym wyprzedzeniem, to pewnie bym nie przyjechał ale... Dziś z perspektywy czasu swój udział w Maratonie Wrocławskim nr 22 oceniam jednoznacznie pozytywnie. Treningi oraz mój zapał biegowy, wobec trudności jaki mnie w tym okresie dopadły i dodatkowo miały się jeszcze spiętrzać, uległy poważnemu osłabieniu. Mimo wszystko stanąłem w pochmurny kwietniowy ranek, na wrocławskim rynku, wśród tysiąca „z ogoneczkiem” biegaczy. Mało brakowało abym się spóźnił na start, bo punkt przyjmowania depozytu funkcjonował fatalnie.
Z samego biegu niewiele pamiętam. Pogoda oraz dolegliwości żołądkowe zmuszały mnie do maksymalnego wyłączenia zmysłów. Przekraczając linię mety przeżyłem spory szok. Mój rekord życiowy został poprawiony o 8 minut!!! Natomiast swój rekord wrocławski poprawiam o 10minut. Do dziś się zastanawiam czy było to możliwe.
Cenię organizatorów Maratonu Wrocławskiego za coroczny dodatek ponadregulaminowy dla biegaczy. Tak się składa, że bywam tam zawsze z okazji „parzystych edycji”. Z okazji 20 maratonu organizatorzy zafundowali wszystkim uczestnikom darmowe noclegi o niezłym standarcie oraz kompletne stroje. W 2004r. w pakiecie startowym, każdy uczestnik otrzymał worek na buty, a po biegu darmowy wstęp na basen, aby wymoczyć zmęczone i ziębnięte ciało. Ponadto, co jest okolicznością nie bez znaczenia, dbałość o poprowadzenie trasy i jej zabezpieczenia jest wzorcowa. Wobec takich atrakcji wysokość wpisowego wydaje się nieprzesadnie wysoka. W tym miejscu pragnę zauważyć, że Maraton Wrocławski ma konkurenta do startów, jak chyba żaden innym maraton w Polsce i pomimo tego cieszy się doskonałą prasą u biegaczy amatorów. Tym konkurentem jest Maraton w Dębnie, który wymyka się wszelkim próbom klasyfikowania i sam w sobie stanowi niedościgniony wzorzec organizacji maratonu w Polsce. W tym roku planuję przełamać swoją parzystą passę i wystartować w Maratonie Wrocławskim. Wobec przedłużającej się zimy chyba ponownie przyjdzie mi tam „niechcący” poprawić życiówkę. Może w „niechcący- metodzie” jest metoda na progresję? |