Za oknem nie jest może minus 5, ale i tak dość zimno, i zawierucha taka, że śnieg chwilami pada w poziomie, ale ja już siedzę wygodnie w fotelu, w moim malutkim, ciepłym mieszkanku, na głowie mam czapkę firmy Dobsom, która przypadła mi w losowaniu spośród osób zgłoszonych do jurajskiego biegu w styczniu, na nogach natomiast mam skarpety X-Socks – to tak żeby uhonorować firmę Olimpius, która czapeczkę mi zafundowała, a skarpety zakupiłem na ich stoisku podczas III Jurajskiego Półmaratonu i w ten sposób można powiedzieć, że firma Olimpius ubiera mnie od stóp do głów i jeszcze daje nieustające rabaty, a wszystko to, dzięki półmaratonowi w Rudawie.
Rys.1 - numer 143 - M.Mierzwa, autor artykułu
I tak siedzę wygodnie we wspomnianym już fotelu, i wgapiam się w monitor komputera, a jednocześnie przebieram w miejscu nogami jakbym biegał, jakby mi nie starczyło tego dzisiejszego porannego biegu, jakby te kilkanaście kilometrów, które dziś przebiegłem w tej szalonej śnieżycy nie dało pełnej satysfakcji, ale to przecież nie tak. To moje dziwne zachowanie, to przebieranie w miejscu nogami jest reakcją na to, co widzę, a widzę piękne obrazy i słyszę piękne słowa. Kilka dni temu w końcu wybrałem się po płytkę(za którą bardzo dziękuję organizatorom) z III Jurajskiego Półmaratonu i dopiero teraz znalazłem czas, by ją przeglądnąć.
A gdy tak oglądam ten film, to już myślę o tym jak to będzie wspaniale w czerwcu, w jakich pięknych okolicznościach przyrody przyjdzie nam biegać. Znów będę biegł i rozglądał się, bo tu piękny widok, tam piękny widok, tu skała, tam łąka, i ja wiem, że zaraz odezwie się ktoś, kto powie, że bieg taki nie jest po to, by się rozglądać, tylko po to, żeby zasuwać do przodu, a pot powinien zalewać oczy i uniemożliwiać oglądanie jakichkolwiek krajobrazów. To już usłyszałem po moich wypowiedziach na temat utraty malowniczości trasy maratonu krakowskiego. Ale ja nadal twierdzę, że nie każdy musi biec tak, by ten pot zalewał mu te jego oczy, by goniąc czas i przeciwników, przebiegał obok cudownych widoków nawet ich nie zauważając.
Rys.2 - na starcie kolorowo, balonikowo...
Ja to lubię się czasem rozejrzeć, popatrzeć, zachwycić się, ja powiem więcej, z tych pięknych widoków, to ja nawet potrafię czerpać dodatkową energię. Dlatego wolę trasy malownicze, bo ja z tych wszystkich pięknych miejsc pobieram pozytywną energię, która unosi się nad nimi i czeka na mnie, i na takich jak ja, którzy potrafią ją dostrzec i wykorzystać. Biegnę i biegnę, zmęczenie mnie dopada, droga wspina się ostro pod górę, już zaczyna mi się wydawać, że będę musiał się zatrzymać, na chwilę odpocząć i wtedy spoglądam w bok, a tam roztacza się przede mną cudowna panorama, taki typowo jurajskich krajobrazik i nagle zapominam, że biegnę pod górę, unosi mnie energia, a nogi zwolnione z tego obowiązku mogą chwilę odpocząć, choć w biegu nie ustaję!
Rys.3 - każdy się cieszy, to dopiero 4 km :-)
Ale na razie jeszcze nie jestem na tych wspaniałych trasach, tylko ciągle siedzę przez komputerem i na chwilę przestałem przebierać nóżkami odzianymi w kolorowe skarpety. Zatrzymałem się, by skupić swoją uwagę na moim ulubionym fragmencie tego filmu. Na wizji taki sielankowy obrazek, mamy wrażenie, że naprawdę nie dzieje się nic i nic już się tu wydarzyć nie może. Wydawałoby się, że to leniwe przedpołudnie, lekko przyciężkawe, oblepione upałem i tylko od czasu do czasu jakiś powiew wiatru ożywia wszystko dokoła, ale nagle obraz ożywia też, pojawiająca się w oddali sylwetka człowieka, który biegnie w stronę kamery. Biegnie wąską, asfaltową drogą wijącą się wśród pięknie zielonych łąk. Widać już pomarańczową koszulkę, po chwili dostrzegam numer – to 66, a na głowie zawodnika biała, kapitańska czapka. Kamera skupia się na nadbiegającym mężczyźnie, ludzie z kamerą nie wiedzą kim on jest, ja od razu poznaję naszego dobrego znajomego z forum, czyli Henryka W. Biegacz zbliża się do kamery, słychać odgłos kroków i ciężkich oddech. Kamera przesuwa się z Henrykiem, a człowiek z kamerą zaczyna dialog:
Człowiek z Kamerą: Jak się biegnie?
Henryk W: Ciężko!
CzK: Wie pan, że pan jest ostatni?
HW: Wiem.
CzK: Dobiegnie pan?
HW: Będę się starał, nigdy się nie wycofuję!!!
Rys.4 - w bezmiarze biegnę oceanu traw...
Za Henrykiem jedzie powoli czerwony bus z napisem koniec biegu, którego kamera pokazuje w chwilę po zakończeniu dialogu. Postronny widz nie wie, czy zawodnik biegnący z numerem 66 dotrwał do mety, czy pokusił się na ten wygodny bus jadący za nim, ale my oczywiście doskonale wiemy, że Henryk nigdy się nie wycofuje i słów na wiatr nie rzuca, wiem, że dobiegł wtedy do mety. Dotarł do niej po prawie 3 godzinach walki z własnymi słabościami, kilka minut przed wyznaczonym przez organizatorów limitem! To niesamowite i godne największego podziwu, ta walka ostatniego z czasem, ze świadomością, że gdzieś tam za plecami podąża bus z napisem koniec wyścigu, w którym są wygodne fotele, czekające na tych, których pokona zmęczenie, którzy nie wytrzymają walki z dystansem i z własnymi słabościami. Można by pomyśleć: po co się tak męczyć? Przecież i tak będę ostatni. Nie lepiej wsiąść do auta i dojechać spokojnie do mety? Co zmieni fakt, że przebiegnę jednak te 21km? Może świat się nie zawali, jeśli końcówkę dystansu pokonam siedząc wygodnie w samochodzie?
Rys.5 - marynarz w czapce - Henryk Witt
Takie myśli mogą przelatywać przez głowę, mogą kusić wygodnym rozwiązaniem, ale Henryk nigdy się nie wycofuje, nie ustaje w biegu i choć wspaniali, super wytrenowani zawodnicy już dawno na mecie, już wzięli prysznic i przygotowują się do wejścia na podium, on biegnie, bo nigdy się nie poddaje. I oglądając tą scenę, słuchając tego dialogu, a potem wywiadu ze zwycięzcą Maciejem Miereczko, zastanawiałem się, kogo należy bardziej podziwiać, którego z zawodników znajdujących się na tak odległych biegunach zmagań z dystansem. I po raz kolejny znalazłem to samo rozwiązanie, niezbyt odkrywczą myśl, którą znają wszyscy biegacze z maratońskich tras, że wspaniały jest tak ten pierwszy, jak też ten ostatni i jak wszyscy ci, którzy walcząc z samym sobą, dystansem, czasem, przeciwnikami, docierają do mety – no tak, po prostu piękni i wspaniali jesteśmy Panie i Panowie biegacze! Tacy prawdziwi mistrzowie świata lub przynajmniej najbliższych nam okolic.
Pokrzepiony tą piękną myślą z uśmiechem na ustach ruszyłem dalej i tak uśmiecham się każdego dnia, a moi znajomi mają mnie za wariata przez ten mój nieustający optymizm i radość życia, ale jak tu się nie cieszyć, gdy ma się świadomość, że jest się mistrzem świata, a każdy bieg daje tyle radości :)))
|