Tegoroczny warszawski Bieg Niepodległości, rozegrany 11 listopada 2002 na tradycyjnej trasie Plac Zamkowy-Wilanów o długości 11 200 m, okazał się rekordowy pod względem frekwencji. Wzięło w nim udział ponad 900 biegaczy. Wyjątkowo dopisała młodzież, podobno aż 340 młodych ludzi w charakterystycznych czerwonych bluzach (niektórzy mieli na nie nałożone czarne podkoszulki) reprezentowała komputerową firmę Action, jednego ze sponsorów imprezy. Zjechali się z oddziałów firmy rozproszonych po całym kraju, niektórzy także zza granicy. Nie brakowało też stałych bywalców warszawskich imprez biegowych, gości „z Polski” też było sporo. W biegu uczestniczyła reprezentująca klub Cross kilkuosobowa grupa biegaczy niewidomych i niedowidzących wraz z przewodnikami. Organizatorem imprezy był Warszawski Ośrodek Sportu i Rekreacji.
Warunki pogodowe były dobre. Temperatura wynosiła zaledwie kilka stopni, ale było sucho a wiatr nie dawał się zbyt mocno we znaki (choć czołówka go poczuła). Po zapisach, których tradycyjnie dokonywano w kawiarni „Poziomka” przy rogu Miodowej i Krakowskiego Przedmieścia (wpisowe: 5 zł, dla każdego pamiątkowa koszulka, sprawne zapisy) uczestnicy biegu mogli się przebrać w jednym z czterech autobusów zaparkowanych przy Placu Zamkowym. Po pamiątkowych zdjęciach pod kolumną Zygmunta przed południem na linii startu pod kościołem Św. Anny zrobiło się naprawdę tłoczno. Wśród biegaczy łopotało kilka biało-czerwonych flag.
Ruszyliśmy w południe, kierując się Krakowskim Przedmieściem na południe dokładnie w momencie gdy ze dwieścia metrów obok przy Grobie Nieznanego Żołnierza miały miejsce uroczystości upamiętniające 84 rocznicę Odzyskania Niepodległości z udziałem najwyższych władz państwowych. Wielu biegaczy ma biało-czerwone stroje, niektórzy akcentują święto np. opaską na czoło w barwach narodowych. Tłum na starcie był tak duży, że zgubiłem Janka Michalika, którego miałem być przewodnikiem. Znaleźliśmy się dopiero na Nowym Świecie. Jest trochę publiczności dopingującej i powiewającej miniaturowymi biało-czerwonymi chorągiewkami.
Rondo de Gaulle’a, Plac Trzech Krzyży, ambasady, Plac na Rozdrożu (ciągle kontuzjowany po Nożu Komandosa Maciek Stańczyk kibicuje z trąbą), Belweder (uroczystości pod pomnikiem Józefa Piłsudskiego), zbieg koło rosyjskiej ambasady (kilku biegaczy z zielono-biało-czerwonymi czeczeńskimi flagami skanduje „Polska! Czeczenia!”, po czym schodzi z trasy). Teraz biegniemy szeroką ulicą Sobieskiego. Przy skrzyżowaniu z Sikorskiego witają nas klaksony (ale to chyba raczej zniecierpliwienie kierowców zamknięciem skrzyżowania niż doping), za to kibice na kładce przy skrzyżowaniu z Czarnomorską witają nas gorącymi oklaskami. Wreszcie skręcamy w lewo w Wilanowską i biegniemy w stronę Wilanowa. Tu okazuje się, że nie wszyscy grają fair – dwóch młodych biegaczy (numery startowe 285 i 288) podjechało sobie przystanek czy dwa autobusem, po czym spokojnie włączyło się do biegu.
Biegnę tuż przed Jankiem, obawiającym się ostrych zakrętów w pałacowym ogrodzie. Jednak tuż za zakrętem w prawo jest koniec biegu – stajemy w długiej kolejce oczekujących na spisanie numerów startowych. Daję niesioną dotąd przeze mnie flagę Jankowi, wchodzę na ogrodzenie i robię kilka zdjęć. W kolejce spędzamy jakiś kwadrans, marznąc trochę pod koniec. Potem losowanie drobnych nagród (obaj tradycyjnie wyciągamy karteczki bez pieczątek, czyli nic), każdemu biegaczowi wręczona zostaje laurka i ścienny kalendarz na 2003 rok. Potem gorąca herbata (ciastka wyjedli poprzednicy) oraz druga kolejka do Redbulla. Janek jest zmarznięty, rezygnuje i idzie do autobusowych szatni. Ja odstaję napój, ale tracimy kontakt na dobre. Jest uroczystość zakończeniowa, zwycięzcy i szczęśliwiec w losowaniu otrzymują sprzęt komputerowy i RTV. Po biegu autobusy-szatnie odwożą biegaczy do centrum.
Impreza olbrzymią jak na polskie warunki frekwencją dorównała rekordowym pod tym względem tegorocznym maratonom we Wrocławiu, Krakowie i Poznaniu. Charakterystyczny był bardzo duży udział młodych osób a przedstawicielek płci pięknej było też stosunkowo sporo. Nie dla wszystkich jedenastokilometrowy dystans był łatwy, wielu uczestników maszerowało już pod koniec Nowego Światu. Ale cieszy gotowość do wzięcia udziału w imprezie biegowej tak wielu nowych twarzy.
|