2011-04-27
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Pomaratonowa apatia? (czytano: 711 razy)
Ten Maraton przyszło mi odchorować w sposób jakiego jeszcze nie zaznałem. Zaczęło się od zwykłego niewyspania – wróciliśmy z Krakowa po północy a o 5:30 budzik oznajmił konieczność przyjęcia postawy pionowej i ruszenia w kierat. Mięśnie bolały owszem, ale tragedii nie było. Na bieganie nie miałem specjalnie ochoty, więc zacząłem od spacerów z przedszkola w towarzystwie córki. Oczywiście woda, witaminy, dobre jedzonko – pierwszy bieg zaplanowałem na czwartek. Niestety musiałem w ten dzień zostać dłużej w pracy, co skutecznie osłabiło moją motywację i skończyło się na drzemce po powrocie. W piątek praca do 20:00 – wróciwszy unikałem błagalnego wzroku zaparkowanych w przedpokoju butów biegowych a moje zniechęcenie do ruchu w ogóle sięgnęło zenitu. Zrobiłem się drażliwy i opryskliwy, ogarnęło mnie ogólne zniechęcenie i apatia. Ten okropny stan trwał kolejne dwa dni. Naprawdę czułem się przepaskudnie. Brr… Fuj! Wziąłem się w garść dopiero w poniedziałek rano. Przeprosiłem Asicsy i poleciałem w las, zacząłem od „piątki” po górkach w tempie 5:03 a po przerwie na rozciąganie wycieczka biegowa 19,5K po 5:53 w wyśmienitym towarzystwie:-)). Podziałało – nastrój się poprawił zdecydowanie, siły i zapał wróciły a to cieszy najbardziej. Za mną pierwszy od 109 tygodni tydzień, gdy nie przebiegłem nawet kilometra – teraz zabieram się ostro do roboty. Lębork już niedługo…
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |